Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem ratownikiem. Sytuacja ta miała miejsce na karetce P (załoga: ratownik, ratownik,…

Jestem ratownikiem. Sytuacja ta miała miejsce na karetce P (załoga: ratownik, ratownik, kierowca). Dobiegł nas alarm o wyjeździe, słabe samopoczucie, mężczyzna chory na serce, ból w klatce piersiowej.

Jako, że karetka S (z lekarzem) była akurat w rozjeździe pojechaliśmy P. Na miejscu pan leży w łóżku, badamy go. Proponujemy, że przewieziemy pana do szpitala bo wyniki naszych wstępnych badań (czyli takich na miejscu, EKG, ciśnienie itp.), delikatnie mówiąc, nie były zadowalające. Pan jednak odmówił argumentując, że: "żona wyniesie wszystkie jego rzeczy i musi pilnować"... Wytłumaczył, że są z żoną po rozwodzie, ale nie ma gdzie pójść i muszą mieszkać razem. Zrobiło nam się żal i postanowiliśmy poczekać żeby zobaczyć czy leki działają. W międzyczasie poprosiliśmy żeby podpisał postanowienie, że odmówił zabrania do szpitala (musimy mieć taki dokument jeżeli jest potrzeba zabrania pacjenta, a ten się nie zgadza).
Czekamy, mierzę panu co chwilkę ciśnienie, jednak nic się nie poprawia, ale chociaż nie skacze. W pewnym momencie pan nieśmiało zapytał:

-Przepraszam... Wiem, że nie powinienem, ale potwornie głodny jestem, od kilku dni nie jadłem nic, tylko wodę z kranu piłem... Żona nie chce mi zakupów zrobić, a swojego mi nie daje, a ja sam do sklepu nie pójdę... Mógłby któryś z panów mi skoczyć na dół, sklepik jest, chlebka mi nakupować, suchego takiego, ja pieniążki dam...

Kolega skoczył i zrobił panu zakupy. Ja cały czas siedziałem, ciśnienie nie poprawia się, serce też nie, ale pan w pełni świadomy i nie możemy go zmusić żeby się zgodził na transport do szpitala. Siedzieliśmy tam chyba z godzinę. Panu w końcu się poprawiło, więc zaczęliśmy zbierać się do bazy.

W bazie zgłosiliśmy sytuację w zaprzyjaźnionym domu opieki. Obiecali, że się tym zajmą, nie wiemy jednak czy coś z tym zrobili...

Pogotowie

by zaszczurzony
Dodaj nowy komentarz
avatar Eloe
2 4

Zgroza...

Odpowiedz
avatar reggae
2 10

Brak mi słów. Taką "żonę" to powinni zamknąć za narażenie życia i zdrowia swojego męża! Ja głodnego psa na ulicy nie zostawię bez kawałka jedzenia a c dopiero człowieka!

Odpowiedz
avatar Czekolade
-1 3

Nie zamykala przeciez tego pana w klatce i jesc mu nie dawala.. Mylisz pojecia.. Mogl przeciez SAM wyjsc do sklepu i isc sobie cos do jedzenia kupic. Jezeli byl zameldowany to musiala by go wpuscic. Nie ma tutaj zadnego narazania zycia i zdrowia czlowieka. Facet byl zdrowy mogl (przed faktem z bolem w klatce piersiowej) obsluzyc sie sam, bo mial ku temu warunki.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
2 2

Czekolade, pan nie mógł sam funkcjonować. Nie dopisałem tego, nie opisałem szczegółowo.

Odpowiedz
avatar PaniTwardowska
0 2

Straszne... Nie mieści mi się to w głowie. :(

Odpowiedz
avatar jnvjdsvjdvndsvjbn
0 2

Straszne... Szkoda, że już nie mam znajomości w instytucjach charytatywnych ;/

Odpowiedz
avatar szarri
6 14

nie wiecie, jaka to żona, nie wiecie, jaki to mąż... nie można tak zakładać, że na pewno ona jest czystym złem. pan dla ratowników mógł być miły, a żonę mógł prać jak burą sukę. nie twierdzę, że tak było, ale nie lubię, gdy osądza się ludzi na podstawie szczątkowych informacji. psa głodnego nie zostawię, ale wierzcie mi, że są ludzie, którym bym odmówiła i kawałka chleba.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
0 0

Nie twierdziłem nigdzie, że pan jest bez winy...

Odpowiedz
avatar SlawekZ
-2 2

Ale jeżeli ten pan byłby zły dla żony, to czy bałby się wyjść z domu lub coś do jedzenia kupić?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@reggae Ale szczur przecież pisze że byli po rozwodzie

Odpowiedz
avatar gyongyhajulany
3 3

Jak to møwią: "żeby kogoś naprawdę dobrze poznać, trzeba wziąć z nim rozwød"...

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
1 3

To jest piękne podsumowanie. Aczkolwiek nie znamy zachowań żadnej ze stron z wcześniejszych lat, osądzić nie możemy tego kto był zły wcześniej. Pewne jest jedno - nic nie tłumaczy głodzenia człowieka. Może pan prał swoją żonę, ale czy żona nie staje się identyczną bestią skoro głodzi męża? W czym jest lepsza od niego?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 20 czerwca 2011 o 20:03

avatar krzysne
4 4

Mój pierwszy zleceniodawca powiedział: "Wie pan, bo ludzi to się nie poznaje po tym jak się poznają tylko po tym jak się rozstają"

Odpowiedz
avatar greenwolf
2 2

Ja też na razie z braku innych możliwości po rozwodzie mieszkam z byłym mężem. I jest ok- robimy sobie zakupy, pomagamy w miarę możliwości, nie klócimy się wcale. To kwestia człowieczeństwa chyba i empatii.

Odpowiedz
avatar grange1976
7 7

Łatwo się krytykuje, jak się nie zna sytuacji. Obok mnie mieszkała kiedyś pewna rodzina. Ojciec był bardzo surowy, żona i dzieci ewidentnie się go bały, ale nigdy nie było u nich żadnych kłótni czy awantur, więc trudno było reagować. Pan ten wiecznie się czepiał sąsiadów, o wszystko np. hałas w środku dnia (przeszkadzał mu każdy dźwięk, a nie jakieś głośne hałasy), rozmowy na klatce schodowej itp. Raz nawet kopną moją sunię, bo na niego szczeknęła (podobno psy znają się na ludziach). Po kilkunastu latach dzieci się wyprowadziły, jak myśleliśmy po prostu na swoje, a żona nagle, po cichu przestała tam mieszkać. Jakiś rok temu dowiedzieliśmy się, że pan jest śmiertelnie chory, nagle zaczął być miły dla sąsiadów, mówić dzień dobry itp. Później żona ponownie się do niego wprowadziła, żeby pomóc choremu z litości (to jest naprawdę dobra, porządna kobieta). Po kilku miesiącach przypadkiem byłam świadkiem pewnej sceny: na klatce pan wyzywał i szarpał żonę (miała już podartą bluzkę), i popychał na dół, na schody, ona nie spadła tylko dlatego, że udało się jej złapać poręczy. Szybko wzięliśmy kobietę do mieszkania i wezwaliśmy policję. Kiedy czekaliśmy kobieta opowiedziała nam swoją historię. Mąż znęcał się nad rodziną psychicznie (ręki na nich nie podnosił), ale robił to po cichu, tak, że nawet najbliższa rodzina nie wierzyła kobiecie. Po kilkunastu latach odszedł z pracy, wziął sporą odprawę i przehulał wszystko z kochanką. Dla żony to było za dużo, a ponieważ dzieci już się wyprowadziły (chcąc uciec przed ojcem szybko się usamodzielniły), kobieta uciekła, zostawiając mężowi jej własnościowe mieszkanie (prezent od rodziców przed ślubem), i wszystkie wspólne dobra, a sama z jedną walizką zamieszkała u siostry. Kiedy pan zachorował postanowiła mu pomóc, ale nawet wtedy się nad nią znęcał już nie tylko psychicznie, ale zaczął używać siły. Kobieta ponownie uciekła, tym razem tak jak stała, nawet nie zdążyła się spakować. Zdarzenie na klatce miało miejsce, kiedy próbowała odzyskać swoje prywatne rzeczy. Policja oczywiście nic nie zrobiła, bo pan przecież taki miły i chory – to nikt kobiecie i nam nie uwierzył. Pan zmienił zamki, tak że kobieta nie mogła się dostać do swojego własnego mieszkania (policja również nie pomogła, bo pan był zameldowany), a nawet musiała opłacać rachunki za mieszkanie i media (jako właściciel), bo pan przestał płacić. Chciałabym wiedzieć ile z Was pomogłoby temu panu będąc na miejscu jego żony?

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
6 10

Ja bym pomógł. Dlaczego? Bo jestem naiwny. Każdej służby pomagam ludziom, którzy wyzywają nas od najgorszych, atakują nas. I tu nie chodzi o pracę, bo pracę mogę zmienić jeśli tylko bym chciał. Ja ze swoim medycznym wykształceniem mogę pracować w wielu zawodach i mam prosta drogę do przekwalifikowania się na wiele innych zawodów. Ale nie chcę. Bo jeżeli na dwustu ludzi trafia się jeden, który doceni to co robię dla niego to jest dla mnie największa zapłata świata.

Odpowiedz
avatar monotonia
2 4

Miałam taki przypadek w rodzinie- podejrzewam że babka dostała po rozwodzie mieszkanie, a facet znęcający się nad nią nie chciał go opuścić i bał się że jeśli wyjdzie ona zmieni zamki... Tak, "mili" goście naprawdę potrafią być psychopatami. Zaszczurzony, jako osoba trzecia oczywiście że mógłbyś pomóc. Na miejscu jego ofiary pomoc jest tylko ponownym wpędzaniem się w stare toksyczne role.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

@zaszczurzony: Mam do Ciebie melodię. Mógłbyś do mnie napisać na gg (nr w profilu)? Sprawa dla mnie ważna, związana z służbą zdrowia, choć nie wiem czy nie uderzam pod zły adres (uprzedzam z góry).

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
0 0

Średnio lubię podawać swoje dane kontaktowe. Czy to coś ważnego? W sensie czy uważasz, że jestem w stanie pomóc?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 20 czerwca 2011 o 23:44

avatar konto usunięte
0 0

Chodzi o zasady wydawania wyników osób niepełnoletnich. Sprawa w dużym skrócie: nie wydano mi wyników siostry, choć były potrzebne "na zaraz", bo ktoś tam nie dopilnował i nie dał mojej matce potrzebnego papieru do podpisu. Mieszkam na drugim końcu miasta, a kobieta kazał mi (dość niegrzecznie) jechać po zaświadczenie. Przez nią przepadł termin u specjalisty i teraz musimy czekać z tym kolejne 1,5 miesiąca. Co śmieszne, gdy w końcu dodzwoniłem się do jej szefa, on "nie chciał ze mną rozmawiać, a jak mi się nie podoba, to mogę skarge złożyć". Doprosił się i właśnie o skargach chciałbym zasięgnąć informacji (kto jest nad szanownym gryzidupkiem i jego pracownicą od wyników, jak taka skarga ma wyglądać, gdzie ją przesłać, etc). Wdzięczny będę za pomoc.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
0 0

Wiesz, ja wyników nie wydaję i nie pracuję na co dzień w szpitalu. Ale spróbuje się dowiedzieć. Popytam kolegów, którzy pracują na SORze, oni tam bardziej obeznani w takich procedurach są. Ale z tego co się orientuję, chyba faktycznie musisz mieć zgodę osoby, która sprawuje opiekę nad niepełnoletnim... Bo my w karetkach jak wieziemy dzieciaka bez rodzica/opiekuna prawnego to (o ile nie jest to nagły wypadek) musimy mieć zgodę tej osoby na przewóz nieletniego - tak jak było w przypadku tego 17 latka co go wieźliśmy T. Ogólnie szefem jest ordynator danego oddziału, nie wiem o jakim oddziale mówimy, ale mogą doczepić się, że badania były późno zrobione/wyniki za późno odbierane... Zawsze chwytają się wszystkiego co się da. Rozumiem, ze skarga ma dotyczyć niedopełnienia obowiązków przez pracownice, która nie poinformowała o tym, że osoba, która nie jest osobą niepełnoletnią lub jej opiekunem prawnym/rodzicem musi mieć zgodę? I na niegrzeczne zachowanie się tego gościa?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Zgadza się. Nazywanie mnie gówniarzem bym jeszcze przeżył, ale zarzucili mnie i mojej matce, ze jesteśmy kłamcami, tylko dlatego, że nie chcieli się przyznać do popełnienia błędu.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
0 0

Wysłałem to pytanie to jednej z pielęgniarek, może się czegoś dowie :) ale nie obiecuję nic.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
1 1

Dostałem tyko taką odpowiedź (odnośnie gdzie złożyć skargę): Nie wiem, pewnie u dyrekcji, a jeśli na pielęgniarkę to do naczelnej. Niestety nie wiem jak taka skarga powinna wyglądać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@zaszczurzony: Dzięki za chęci i śladowy trop. Dziś matka sama odebrała wyniki i, o dziwo, usiłowali ja przepraszać, gdy dowiedzieli się, ze syn zamierza coś do kogoś napisać.

Odpowiedz
avatar krzysne
1 1

A ja, jak SecuritySoldier też będę miał pytanie:) Myślę, że będziesz w tej kwestii poinformowany. Sytuacja taka: Pan pod wpływem alkoholu próbuje popełnić samobójstwo, nie wyszło mu ale krzywdę sobie zrobił. Przyjeżdża pogotowie a pan szanowny odmawia udzielenia pomocy. Po kilku godzinach na skutek tego co sobie zrobił umiera. Jak powinna postąpić załoga karetki? Pytam, bo w powiecie wałbrzyskim miałem sytuację taką, że pan menel uderzył głową o kwietniczek uliczny i rozciął sobie głowę (nieszczęśliwy wypadek). Oczywiście bojąc się "wytrzeźwiałki" odmawiał udzielenia pomocy. Pogotowie zawezwało policję i panowie policjanci "pomogli" panu wejść do karetki i transport odbywał się pod eskortą radiowozu. Sytuacja z "panem z historii" odbywała się na terenie powiatu świdnickiego i przyznam, że dziwi mnie postawa załogi karetki (albo raczej lekarza).

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 czerwca 2011 o 2:15

avatar zaszczurzony
1 1

Jeżeli poszkodowany jest świadomy -nie jest ubezwłasnowolniony lub nie posiada orzeczenia jako że jest niezdolny do podejmowania samodzielnych decyzji czy z racji jakiejś tam jego zdolność podejmowania decyzji jest zaburzona- nie możemy zmusić poszkodowanego do zabrania go do szpitala. Oczywiście tego nie wiemy czy on posiada, więc summa summarum nie możemy go zmuszać żeby z nami jechał. Musi nam tylko podpisać, że dobrowolnie zrzeka się pomocy medycznej i transportu do szpitala - takie coś musimy mieć żeby nas nie oskarżył, że to my nie chcieliśmy go zabrać. Ale owszem, mamy prawo wezwać radiowóz bo każda osoba pijana jest potencjalnym zagrożeniem, bo np. może wpaść pod samochód i spowodować wypadek. Z historii rozumiem, że panowie policjanci pomogli się `zdecydować` nietrzeźwemu na szpital? Kiedyś mieliśmy sytuację, że facet podcinał sobie żyły, pojechaliśmy, chcieliśmy zabrać do szpitala - nie chciał. Podpisał papierek, że nie chce. My tylko zaszyliśmy go na miejscu i pojechaliśmy. Później dostaliśmy wezwanie, że trzeba stwierdzić zgon bo ten sam koleś skoczył z okna (to było na S, ratownik nie stwierdza zgonu tylko lekarz).

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 czerwca 2011 o 3:02

avatar krzysne
0 0

W sytuacji w Wałbrzychu pan policjant po prostu za fraki wziął wsadził delikwenta do karetki. Stawiać opór zaczął dopiero jak zespół pogotowia uświadomił go że trzeba go pozszywać i zrobić inne badania (o "wytrzeźwiałce" nikt nie wspominał mowa była wręcz o położeniu pana na oddział). W sytuacji ze wsi pod Świdnicą pan z powodu utraty pracy poszedł w kilkudniowy melanż. Jak przytoczył się do swojego gospodarstwa doszedł do wniosku, że życie nie ma sensu zrobił sobie krzywdę. Karetka została wezwana do próby samobójczej no i oczywiście pan nie chciał przyjąć pomocy. Jak dla mnie pogotowie powinno się nim zająć, bo raczej w podjęciu decyzji pomagał mu alkohol.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
0 0

Ale czy był pijany czy nie - nie jest ubezwłasnowolniony, i mógłby być narąbany totalnie, ale póki jest przytomny nie mamy prawa go zabrać jeśli się nie zgadza. Uwierz, że my chcielibyśmy pomagać każdemu, ale nas też ograniczają przepisy...

Odpowiedz
avatar krzysne
1 1

Eh no to przykre naprawdę, że taka luka jest w procedurach. Spokojnego dyżuru:)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2011 o 1:47

avatar 14Kasia88
2 2

Nie znam historii owego pana,nie wiem jaki był dla żony i dlaczego ona mu nie pomaga,więc cięzko oceniac jej zachowanie.Tym bardziej,że znam podobne sytuacje,gdzie mężczyzna z własnej winy jest skazany na brak pomocy...

Odpowiedz
Udostępnij