W zeszłe wakacje wybrałem się ze znajomymi do Szwajcarii, żeby wejść na Piz Bernina (alpejski czterotysięcznik). Pogoda nie była idealna, ale według prognoz nie powinno być opadów, a szczyt miał być już ponad chmurami. W dobrych nastrojach i z ogromnymi plecakami wyszliśmy do góry, najpierw wjechaliśmy kolejką linową na 3000m, potem weszliśmy na lodowiec. Wtedy zaczęło się piekło - burza, deszcz, grad, wicher huczy tak, że nic nie słychać, a małe strumyczki na lodowcu pozamieniały się w rwące rzeki. Nie ma rady - trzeba wracać. Po prawie 2 godzinach dotarliśmy do stacji kolejki, w opłakanym stanie - cali przemoczeni i zabłoceni po przedzieraniu się przez moreny w ulewie. Na parkingu wzięliśmy z samochodu ręczniki i suche ubrania, ale jednym miejscem, gdzie można było uciec od deszczu i się przebrać była wiata przystanku autobusowego. Cóż, może robiliśmy trochę "wieś" świecąc tyłkami na parkingu, ale ni było innej opcji, a w taką pogodę i tak żywej duszy w okolicy nie było.
Niestety do czasu. My w najlepsze wyżymamy przemoczone ciuchy i wycieramy się ręcznikami, gdy na parking wjeżdża autokar pełen japońskich emerytów. Po wysypaniu się z pojazdu wszyscy, każdy obowiązkowo z aparatem w rękach, podbiegli do nas otaczając nas półkolem. Po podniesionych głosach i częstotliwości robienie zdjęć wnioskuję, że byliśmy dla nich nie lada atrakcję - półnadzy, przemoczeni, otoczeni stertą zabłoconych ciuchów i mokrego sprzętu alpinistycznego (lina, raki, czekany, uprzęże, kaski itp.).
Czuliśmy się trochę jak zwierzęta w zoo. Mam tylko nadzieję, że w oczach tychże emerytów wypadliśmy jak jacyś twardziele, a nie nieudacznicy :)
Japończycy i prawie alpiniści :)
Nope, nie robiliście "wsi". Historia fajna i na plus, pozdrawiam.
Odpowiedza udało Wam się potem wejść? ^^
OdpowiedzNie. Uciekliśmy z powrotem do kraju. I dobrze, bo okazało się, że przez cały najbliższy tydzień w tamtym rejonie szalały burze. Jeszcze kiedyś wyrównam rachunki z tą górą :)
OdpowiedzCing Ciang Ciong Korko-Ciong. Jedyne wyjście to nauka japońskiego i powtórka :D
OdpowiedzUczę się japońskiego i naprawdę szlag mnie trafia jak ktoś mówi na japoński coś typu "Cing Ciang Ciong". Czy tak naprawdę trudno zrozumieć że japoński != chiński?!
Odpowiedznaruciakk, a co? Chiński to jest "Cing Ciang Ciong"? Bo chyba też nie ;)
OdpowiedzAle jest to ("Cing Ciang Ciong") zbliżone do języka chińskiego, jeżeli chodzi o japoński to zupełnie inaczej to wszystko brzmi.
OdpowiedzJapończycy tak mają gdzie nie są zawsze klikają zdjęcia :) Kiedyś na Centralnym w Wawie ewidentny przyszły pasażer (walizka, torba) łaził po peronie i cykał fotki. Tam naprawdę nie ma nic ciekawego :)
OdpowiedzJapończycy potrafią być niesamowici z tym swoim fotografowaniem. Z 10 lat temu byłam w Schönbrunn i po tym jak rodzice się zmęczyli, postanowiłam trochę sama pochodzić. Zaczepiło mnie starsze małżeństwo Japończyków (tak na oko po 70tce) czy mogłabym im zrobić zdjęcie. Ja mówię że bez problemu na co oni wyciągają do mnie dwie lustrzanki - jedną z takim olbrzymim obiektywem, i mają jeszcze aparat cyfrowy. Chwila konsternacji i przewiesili mi te aparaty przez głowę (ważyło to chyba tonę), dodatkowo wręczając cyfrówkę. Potem przyszło mi do głowy, że jakby trafili na kogoś nieuczciwego, to by im zwiał ze sprzętem, pamiętam, że patrzyłam potem na ceny takich aparatów (cyfrówka najnowszej generacji) i wszystko razem dało jakąś astronomiczną sumę.
Odpowiedz