W tej historii piekielna może się wydawać służba zdrowia, wystawiająca na próbę naszą cierpliwość, jednak pierwsze skrzypce gra moja babcia, która pomimo tego, że jest przemiłą staruszką, w okolicy znana jest ze swojego ciętego języka i niechęci do lekarzy i szpitali.
Jakiś czas temu babcia zaczęła bardzo źle się czuć i wymiotować, a jak wiadomo, łatwo wtedy o odwodnienie. Babcia, jako uparta bestia usilnie zapewniała, że nie chce pić i koniec, a lekarze mogą ją pocałować w pewną część ciała. Nie mogliśmy jej do niczego zmusić, ale w końcu poddała się i zezwoliła na wizytę domową. Znajoma pani doktor rano wypisała skierowanie do szpitala i zamówiła karetkę transportową, gdyż w takich godzinach żaden z naszych rodzinnych kierowców nie był „dostępny”.
Jak łatwo się domyślić, dla babci oznaczało to koniec świata. Wydawałoby się, że na tym koniec i pacjentka zostanie przetransportowana do szpitala, jednak nic bardziej mylnego. Poinformowano nas, że transport przyjedzie niebawem. Domyślaliśmy się, że dojazd nie na sygnale zajmie trochę więcej czasu, jednak po dwóch godzinach czekania zaczęliśmy się denerwować. Pani doktor, która zleciła wysłanie karetki bardzo się zdziwiła tak długim czasem oczekiwania, jednak radziła czekać dalej, więc w sumie spędziliśmy cztery godziny czekając. Wówczas z pracy wrócił mój tata, więc żeby oszczędzić babci dalszych nerwów postanowił zawieźć ją do szpitala i odwołać przyjazd karetki.
Żegnając się, powiedziałam „trzymaj się babciu”, na co zmęczona czekaniem i dolegliwościami seniorka odparła: „ach, pie***olisz…”.
Po niecałych trzech dniach pobytu w szpitalu babcia postanowiła wyjść na własne żądanie, wbrew zaleceniom lekarzy. Gdy załatwiła wypis, zatelefonowała i oznajmiła dziadkowi, że jeśli nikt po nią nie przyjedzie, wsiądzie do autobusu w koszuli nocnej.
W domu, już po powrocie, dziadek zdając relację z rozmowy z lekarzem prowadzącym przytoczył jego zalecenia, a babcia jak zwykle wtrąciła swoje trzy grosze:
D: serduszko jest niedokrwienne, trzeba ustabilizować…
B: i ch*j.
I jak jej nie kochać? :P
szpital/dom
Plusik za babunię. I ch*j :D
OdpowiedzSprawdzaliście czy przypadkiem nie jest chora psychicznie? W takim wieku komunikowanie się za pomocą prawie wyłącznie wulgaryzmami zazwyczaj świadczy że coś jest nie tak z deklem.
OdpowiedzOskim, zapewniam cię, że babcia zna też inne słowa :) a wulgaryzmami zaraziła się od koleżanek, z którymi kiedyś pracowała. warto dodać, że jest bardzo normalną babcią i zdarza jej się pojeżdżać nawiedzone moherki-plotkary :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 czerwca 2011 o 14:34
Przekleństwa zarezerwowane są tylko dla młodzieży? Dobrze wiedzieć ;)
OdpowiedzUroczy pacjenci, kocham takich :|
OdpowiedzKobalamina - ja również... a zdarzają się często ;p a później gadanie, jaka to służba zdrowia niedobra jest ;)
OdpowiedzMoja babcia do samej śmierci flugała jak szewc.Jak by ktoś słyszał i nie widział, to by w życiu nie uwierzył, że takie mięso może lecieć z ust malutkiej, drobniutkiej staruszki.A do tego potrafiła również zbluzgać po niemiecku- pamiątka z czasów wojny jej taka została:)) Szkoda, że jej już nie ma...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 czerwca 2011 o 20:15
Kochana kobieta ;)
Odpowiedzbabcia rzuca mięsem na prawo i lewo, a rodzinka zachwycona... kiedyś to się nazywało patologia, dziś zdaje się że to już norma
OdpowiedzBrak mi słów, żeby to skomentować. I nie chodzi mi o babunię, tylko co to ma do OCHRONY (nauczcie się wreszcie, że służba jest u pana hrabiego) zdrowia?
Odpowiedz