Sporo historii o szczurkach, więc dodam swoją, dla mnie dość przykrą. Rok temu byłam szczęśliwa posiadaczką 2,5 rocznej szczurzycy. Któregoś dnia zauważyłam że na czarnym zadku w okolicy ogona że szczurek ma jasną, łysą plamkę. Pojechałam do weterynarza. Miła pani doktor przebadała zwierzaka dokładnie, sprawdziła serduszko, płuca, pobrała próbki. Diagnoza - drobna infekcja skórna. Pani weterynarz stwierdziła że mój pupilek jest w świetnej kondycji, więc zmiana diety i trochę witamin powinny pomóc, bo szkoda męczyć zwierzaka jakąś chemią. Gdyby po około 10 dniach nie przeszło zgłosić się ponownie.
Niestety dieta zbytnio nie pomogła, więc znowu pojechałam do tego samego weterynarza. Moja weterynarz była na zwolnieniu lekarskim, więc przyjęła mnie inna pani. Popatrzyła na wyniki poprzednich badań, obejrzała szczurka i dała w strzykawce trochę białego płynu, który niby miał być szamponem dla małych psów typu York (zdziwiło mnie że nie mają żadnych szamponów, ani maści dla małych zwierząt). Powiedziała żebym rozrobiła to z wodą, żeby było łagodniejsze.
Pojechałam do domu, szampon rozrobiłam w butelce i postawiłam na wierzchu. W międzyczasie przyjechała koleżanka z 3-letnim synkiem (ważne), który wszystko rusza. Po jej wizycie, wykąpałam szczurka zgodnie z zaleceniami lekarki.
Teraz puenta. Po około 4 godzinach, szczurek zaczął kaszleć, kichać, wymiotować. Zdziwiłam się, pani doktor nie mówiła NIC że szampon może zaszkodzić, a się wypytywałam. Niewiele myśląc zapakowałam pupila w mniejsza klatkę i pojechałam do, tym razem, innego weterynarza, zabrałam też owy szampon. W klinice dodatkowo zauważyłam że szczurowi leci krew z nosa, odbytu i oczu. Przestraszona na maxa wyprosiłam pierwszeństwo. Lekarz który mnie przyjął, zlecił asystentowi sprawdzenie szamponu, jednak gdy ten otworzył butelkę od razu zrobił wielkie oczy. Po zapachu rozpoznał że to jest... strychnina, a nie szampon, dodatkowy test to potwierdził...
Szczurka nie udało się uratować, jedynie skrócić jej męki...
Oczywiście skarga poszła, ponieważ jak wcześniej wspominałam owa butelka z "szamponem" była w zasięgu ręki małego dziecka... Zastanawiam się tylko czy pani doktor "myślała" podając mi truciznę.
Jak to co myślała? "Deratyzować, deratyzować... beeeeep zniszczyć".
OdpowiedzSS na bank trafisz na mistrzow.org XD
Odpowiedzniech zgadnę - chodzicie chłopaki do gimnazjum?
Odpowiedzhttp://pl.wikipedia.org/wiki/Strychnina :((
OdpowiedzMnie kiedyś weterynarz tak " leczył" chomika, że ten nie dożył powrotu do domu.
OdpowiedzO rany, ja bym kobietę zamknęła w wannie wypełnionej "szamponem" ;/ Nie wierzę, że lekarz [wet też w końcu lekarz] nie sprawdza 2 razy zawartości! Chyba że to było celowe mroderstwo bo pani się szczurza koleżanka nie podobała...
OdpowiedzMasz wannę z drzwiami?
Odpowiedz@SS ja np mam :D bo mam wannę z prysznicem jednocześnie i do tego takie fajne drzwi ;p chociaż nie wiem czy dałoby się kogoś zamknąć w środku... a co do historii to było jechać do tej weterynarz i chlusnąć jej tym w ryj a potem tlumaczyć się, że przecież podobno to był "tylko szampon dla Yorków", przecież tak ci ta pani wmawiała.
Odpowiedzelda24 zrobiłabym to samo ;)
OdpowiedzOdkopałabym strzykawkę w śmieciach, zrobiła ekspertyzę a potem podałabym tą panią do Izby Lekarsko-Weterynaryjnej o błąd w sztuce/narażenie na zatrucie.. Do sądu nie byłoby po co iść - jak widać prawo u nas bardzo kuleje, ale mozna by było pani trochę w papierach namieszać - moze, zamiast 'leczyć' - zajmie się czymś bardziej nieszkodliwym dla zwierząt.
OdpowiedzJa nie mam drzwi do wanny, ale mam wannę i duży folii spożywczej - myślałam o spakowaniu kobity tak, jak się pakuje jogurty czy insze galaretki.
OdpowiedzJak ja się cieszę, że u nas jest klinika dla małych zwierząt i pracują tam kompetentne i kochające zwierzęta (głównie gryzonie) osoby, wyleczyli mi dwa razy jedną z myszek (raz biedula miała zapalenie ucha, drugi raz świerzb od sianka) jedynie ''nie udało'' się z drugą myszą, bo za późno ją ''przytargałam'' do weterynarza, miała rozwinięte zapalenie płuc...mój ulubiony pan weterynarz powiedział, że można leczyć ale szanse są marne albo uśpić, ale decyzja należy do mnie...postanowiłam skrócić jej cierpienia, skoro ledwo dychała i nie było wiadomo czy przeżyje antybiotyki, ech. :(
Odpowiedza młody Twojej znajomej nie mógł czegoś tam dolać?
OdpowiedzPardon, ale skąd by młody wziął strychninę?
Odpowiedzto że "szampon" był w zasięgu dziecka to już nie wina pani weterynarz a Twoja. Bo nawet normalny szapmon i tak male dziecko to połączenie niebezpieczne. Bląd tak samo poważny jak pomyłka pani weterynarz.
OdpowiedzI dlatego od dawna zastanawiam się, czy nie kupić wiatrówki... Bo z mojej strony na skardze by się nie skończyło, gdyby jakaś konowałka chciała mi malucha otruc:// @agnieszka00 Na przyszłość: nie trzymaj szczurka samego, one są wtedy strasznie samotne... Masz jeszcze jakiegoś szczurasa, czy na jednym się skończyło? Bo ja nie mogę się z nich wyleczyć, tyle dobrze, że mam tylko dwa:P chociaż walczę ze sobą każdego dnia, żeby nie przygarnąć następnego, i jeszcze jednego, i jeszcze... xD
OdpowiedzMam młodziutką szczurzyce odratowaną ze sklepu zoologicznego, była w opłakanym stanie, planuje też zabrać stamtąd jej matkę, tylko że sprzedawca jest nie chętny bo potrzebna jest do rozrodu, a też za dobrze nie wygląda...
OdpowiedzTia... Miałam mieć trzy, skończyło się na 11... ;)
OdpowiedzNiestety- dobry, szczurzy, wet to rzadkość. Większość wetów specjalizuje się w psach i kotach. I w sumie nic dziwnego, skoro z gryzoni mają jeden semestr (o ile dobrze pamiętam...).
OdpowiedzBajka... Strychnina nie pachnie :D
Odpowiedz@Asmena Tu nie chodzi o to ile mają semestrów z jakich zwierzów ale czego jest najwięcej a porównywać liczbę ludzi mających szczurki a psy/koty chyba nie muszę. I muszę przyznać rację taai'owi - strychnina jest bezwonna.
OdpowiedzŚCIEMA! Jedyne co się w tej historii zgadza - rzeczywiście dobry wet od gryzoni to rzadkość. Reszta to bujda na resorach. 1. Jak juz ktos zauważył - strychnina nie pachnie. Jest gorzka w smaku, ale nie polecam sprawdzać ;) 2. Wet ma w gabinecie ma całe mnóstwo innych substancji toksycznych dla gryzoni, po co mialby sie bawic ze strychniną? 3. Opisane objawy nie sa objawami zatrucia strychniną u szczura. Jeśli już to mogłoby to być zatrucie jakąś toksyną antykoagulacyjną - głównym składnikiem trutek na szczury. 4. Strychnina wchłania się przez przewód pokarmowy a nie przez skórę. Szczurzyca musiałaby mieć mocno i świeżo poranioną skórę żeby strychnina zadziałała. Inna sprawa, że może to ten ostatni wet wcisnął ściemę stulecia...
Odpowiedzkolejna bujda: szczury nie mają odruchu wymiotnego i nie potrafią wymiotować.
OdpowiedzSzczury mają tak zbudowany układ pokarmowy, że nie wymiotują.
OdpowiedzMoże chodziło o cyjanek? Też popularna trucizna, a że pachnie migdałami mogłaby być pomylona z szamponem...
OdpowiedzCo robiła strychnina w gabinecie?
Odpowiedzmój pies kiedyś był leczony strychniną po tym, jak trafił do złego weterynarza po wypadnięciu dysku (brak natychmiastowej interwencji chirurgicznej). nie znam szczegółów, bo było to dawno, dawno temu, ale wiem, że strychnina wstrzykiwana w jakichś maleńkich dawkach postawiła jamnika na nogi. miała robione zastrzyki w jakieś konkretne miejsce kręgosłupa. jest to chyba nie do końca legalne, ale takie leczenie zaordynował i przeprowadził człowiek ze stopniem profesora, więc mu zaufaliśmy. jamniczka, która już była obmierzona, aby zrobić jej wózeczek na tylne łapki, po takim leczeniu i rehabilitacji zaczęła biegać. na sztywnych łapkach, ale biegać. vecie88, o niektórych metodach nie piszą w podręcznikach.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2011 o 9:59
Polecam cyjanek, szybszy efekt. Chyba że chodzi o azotan.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2011 o 11:01
nie wiem, czy chodziło o azotan. wiem, że dostaliśmy zakaz wymieniania nazwiska weterynarza przy okazji opowiadania tej historii, ryzyko było naprawdę duże, dlatego pies podczas kuracji był ciągle pod ścisłą kontrolą tego weta, miał monitorowaną akcję serca przez jakiś czas po podaniu zastrzyku, a wszystko odbywało się za zamkniętymi drzwiami. było to prawie dekadę temu, a wówczas azotan strychniny był normalnie produkowanym lekiem. wet - kilkudziesięcioletnie doświadczenie, wykładowca na znanej uczelni kształcącej weterynarzy, wówczas jeszcze akademii.
Odpowiedz