Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W liceum miałem "piekielną" nauczycielkę języka polskiego. Nigdy nie przepadałem za tym…

W liceum miałem "piekielną" nauczycielkę języka polskiego.
Nigdy nie przepadałem za tym przedmiotem ale ta osoba zraziła mnie do niego do końca. Wymagania (klasa mat-fiz) mieliśmy większe niż niektóre klasy humanistyczne z innymi nauczycielami. Jednak mistrzostwem była sprawa z referatami.

Byłem jedną z osób które zgłosiły się do przygotowania prezentacji na temat jednej z lektur, w celu podniesienia oceny. Przygotowałem porządny referat żeby nauczycielka nie miała się do czego przyczepić. We wtorek na początku lekcji (lekcje mieliśmy po jednej godzinie w poniedziałki, wtorki i piątki, a po dwie w środy) powiedziałem nauczycielce że nie będzie mnie na lekcji w piątek (występy z orkiestrą) i chciałem się dowiedzieć kiedy mam przedstawić prezentację: w środę czy w poniedziałek. W odpowiedzi usłyszałem "Pomyślimy nad tym". W środę prezentację wygłaszali koledzy z klasy ja niestety nie zdążyłem.
W poniedziałek przyszedłem na lekcję i dowiedziałem się od kumpli że nauczycielka była wkurzona że mnie nie było, mimo iż uprzedzałem ją że mam występ. Zgłosiłem się do Niej z prezentacją, a nasz dialog wyglądał mniej więcej tak: [N] Nauczycielka, [J] Ja

[J] Mam przygotowaną prezentację mogę ją wygłosić?
[N] Nie. Ten temat omówiliśmy w piątek, a ponieważ Ciebie nie było musiałam sama o tym mówić.
[J] Przecież mówiłem we wtorek, że w piątek mam występ, i nie będzie mnie na zajęciach.
[N] Uczeń ma obowiązek być obecny na każdych zajęciach a nie na tych na które chce przyjść. (Bo to oczywiście ja wymyśliłem termin dla koncertu). Od kiedy to uczeń przychodzi do szkoły kiedy mu się chce?

Nieźle wkurzony, bez słowa wróciłem do ławki. Po sprawdzeniu obecności nauczycielka podeszła do mnie i pyta jak długo zajmie mi prezentacja. Mówię że maksymalnie 15 min, więc się zgodziła. Zadowolony wychodzę na środek sali i zaczynam mówić. Po niecałej minucie przerywa mi nauczycielka:

[N] To już mówiliśmy w piątek, przejdź dalej

Trochę zaskoczony przechodzę do następnego punktu i słyszę to samo. Już mocno zdenerwowany próbuję po raz trzeci i tym razem słyszę:

[N] Widzę że nic nowego nie powiesz, podsumuj swoją wypowiedź.

Podsumować niecałe 2 min prezentacji? Próbowałem cokolwiek powiedzieć i wróciłem do ławki. Po lekcji poszedłem zapytać jaką ocenę dostałem, nauczycielka na to że musi się zastanowić. Następnego dnia powiedziała mi, że nie dostałem żadnej oceny bo ZA MAŁO POWIEDZIAŁEM. Jak miałem cokolwiek powiedzieć jak nie dała mi dojść do słowa.

Kilka tygodni później znowu przydzielała prezentację, ponownie się zgłosiłem i oto co usłyszałem:

[N] Nie dam Ci prezentacji, ponieważ jak miałeś przygotować ostatnio to SPECJALNIE nie przyszedłeś i nie chcę znowu ryzykować zmarnowanej godziny.

LO Kraków

by Czesiek
Dodaj nowy komentarz
avatar kropkipaski
9 9

to jeszcze nic. ( ; ja od swojej matematyczki usłyszałam, iż nie uwzględni mi poprawionych sprawdzianów, gdyż "nie nauczyłam się u niej na lekcji, tylko u korepetytora". Być może matematyka nie jest moją najmocniejszą stroną, ale na poziomie podstawowym nie jest jakimś Mount Everestem. ( ;

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 czerwca 2011 o 4:23

avatar Bryanka
1 1

miałam identyczną sytuację w gimnazjum. Jeszcze usłyszałam, że moja korepetytorka jest niekompetentna (wyciągnęła mnie z 2 na 4:P, rzeczywiście niekompetentna)

Odpowiedz
avatar erystr
1 3

boże, co za debilka z tej kobiety... Współczuję tobie z całego serca...

Odpowiedz
avatar bikstopa
1 1

V LO lub XII LO? :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

współczucie. Dyrektor? Pedagog? Gadałeś z którymś z nich?

Odpowiedz
avatar shgetsu
1 1

Zależy od szkoły, u mnie w szkole to mamy "pedagoga" takiego matoła, że można mu wmawiać co się chce i uwierzy. A dyrektorka raczej powie żeby iść z nauczycielem pogadać i koło się zamyka.

Odpowiedz
avatar Czesiek
1 1

@bikstopa Nie V LO i nie XII LO mniejsza o to które. @yasu19956 próbowaliśmy w podobnej sytuacji z innym nauczycielem i nic to nie dało więc szkoda było zachodu

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 13 czerwca 2011 o 8:10

avatar Gerciu
1 3

Ja tam wyznaję zasadę że wszelkie sprawy związane ze szkołą załatwia się w wyższych instancjach. bo na poziomie szkolnym nic nie załatwisz. U mnie niema nawet ręczników papierowych w toaletach i niema w co rąk wytrzeć. Kropkipaski - Ja bym zaraz do dyrekcji albo kuratorium z tym poszedł. Nauczyciele nie lubią korepetytorów, bo uważają że ci kradna im pieniądze...pff

Odpowiedz
avatar ukalltheway
2 2

I chyba źle uczą polskiego...

Odpowiedz
avatar ukalltheway
4 4

Serwis już od jakiegoś czasu nazywa się ''Ludzie z piekła rodem''

Odpowiedz
avatar Kkwwm
-1 3

ciekaw jestem jak ta sama historia wyglądała by opowiedziana przez nauczycielkę...

Odpowiedz
avatar Czesiek
1 1

Wyglądała by mniej więcej tak: "Uczeń przychodzi do szkoły wedle swoich zachcianek, nie czyta lektur, nie zda matury." Słyszałem to od niej wiele razy. Zresztą nie tylko ja. Maturę zdałem chyba na 56%. Może nie jest to wysoki wynik ale jak na mat-fiz to całkiem nieźle.

Odpowiedz
avatar ann
3 3

Początek Twojej historii, przypomniał mi moje liceum :) Byłam w klasie o profilu europejskim, chemia miała być podstawowa. Co się okazało? Chemie mieliśmy rozszerzoną(!), no może nie do końca i większość sobie z nią nie radziła, w tym ja. Ostatni rok nauki chemii, pierwszy dzień(!) tych zajęć, dosłownie, powiedzmy 5 wrzesień, zostałam wytypowana do tablicy, nie wiedziałam z czego mam odpowiadać, bo materiału jeszcze żadnego nie przerobiliśmy. Spytała się mnie o takie rzeczy, że w ogóle nie miałam pojęcia o co chodzi. I czego się dowiedziałam? Że już mogę się pożegnać z zaliczeniem i ona już mnie informuje, że mam poprawkę w sierpniu :) Ach, liceum :)

Odpowiedz
avatar WodaOdOgorkow
2 2

Ja byłam piekielną uczennicą, nigdy nie dałabym się tak potraktować... Jak kiedyś moja nauczycielka fizyki w gimnazjum zwyzywała mnie od "chamskich i aroganckich po rodzicach", moja rodzicielka zrobiła taki szturm na szkołę, że słysząc moje nazwisko dyrektorce trzęsły się ręce. Co nie znaczy, że rozrabiałam na lekcjach, wcale nie! Po prostu nigdy nie dałam sobie w kaszę dmuchać.

Odpowiedz
avatar Ayeri
3 3

A teraz coś o piekielnych gimnazjalistach. Pamiętam, jak mieliśmy robić w gimnazjum referaty - każdy wylosował sobie temat i co tydzień pięć osób miało swoje dzieła przedstawić. Zadanie proste, jako że większość zagadnień można było chociażby opracować z podręcznikiem (przykładowy temat, mój: zdrowe żywienie), bo nauczycielka naprawdę nie wymagała dużo - ot, wystąpienie na 2-3 minuty. Niestety, tylko kilku uczniów z blisko trzydziestoosobowej klasy podołało wyzwaniu. Dlaczego? A to ludziska uciekali z lekcji, a to 'zostawili pracę w domu' (tu nadmienię, że nie trzeba było niczego przynosić - wystarczyło tylko opowiedzieć). Rekordzistka przebiła wszystkich: "Widzi Pani, na Wikipedii nic nie było, to jak ja miałam to zrobić?".

Odpowiedz
avatar WodaOdOgorkow
1 1

Tak właśnie wygląda robienie referatów w tych czasach - spisywanie wszystkiego z Wikipedii... Szkoda słów, naprawdę. Jest tyle ciekawych książek, nawet innych stron internetowych! Ale nie, większość i tak spisze z Wikipedii...

Odpowiedz
Udostępnij