Kolejna zasłyszana historia. Mój kuzyn, choć żonaty od roku, z powodu kłopotów finansowych nie chce mieć na razie dzieci. Co za tym idzie, czasem wstępuje do apteki po gumki. Wtedy akurat był już wieczór, kuzyn spieszył się do domu. Wyskoczył z samochodu, wpadł do pierwszej lepszej apteki.
Kuzyn: Na gwałt potrzebuję prezerwatyw!
Farmaceutka: Na gwałt? Ja pana zaraz pogwałcę!
K: Pani źle mnie zrozumiała. Na gwałt, to znaczy...
F: Że pan jest zboczony!
K: Ja? O, przepraszam, ale mam żonę!
F: Żonie gumy po nic!
K: Niech pani da mi w końcu te prezerwatywy i tyle.
F: A, co mi tam. Co mnie obchodzi czyjeś życie. Pan będzie za to płacił.
To rzekłszy, ze wstrętem wymalowanym na twarzy rzuciła paczkę gumek na ladę.
apteka
Jak z dowcipu to troche. Cóz, dobór słow niefortunny, nie ma co się dziwić, że pani zareagowała... Gwałtownie.
OdpowiedzDowcip w temacie też chyba jest: Zboczeniec pracuje w aptece. Przychodzi klient i mówi: "Na gwałt potrzebuję gumek!", a farmaceuta odpowiada: "Na gwałt? To ja idę z panem!" :) Co do samej historii, mnie przy tym nie było.
OdpowiedzAch, ta dwuznaczność słów..
Odpowiedz