Zbliża się sezon wakacyjny, a więc wyjazdy na wczasy. Progi warsztatów zaczną być znów szturmowane przez specyficzny typ klienta. Nazywaliśmy ich „Wczasowicze”.
Wczasowicz charakteryzuje się tym, że przyjeżdża niezapowiedziany i domaga się natychmiastowej naprawy, ponieważ zazwyczaj następnego dnia, lub też wieczorem wyjeżdża na wakacje. Bardzo się spieszy, prośbą i groźbą próbuje zmusić warsztat i mechaników do podjęcia się misji często niewykonalnych. Wczasowicz bowiem cały rok po poprzednich wakacjach nic nie robi przy samochodzie (bo wtedy nie jedzie na wakacje, więc po co), stan więc jego pojazdu często bywa opłakany.
Jeden jednak wyznaczył nowe standardy pojęcia „Wczasowicz”. Otwieraliśmy warsztat o 7 rano, kiedy przyszliśmy rano do pracy zastaliśmy przed bramą czekający już samochód. Wczasowicz ale chyba już w drodze, spoglądaliśmy ciekawie – auto wyładowane ile wlezie, na dachu box i wózek, w środku Wczasowicz, jego małżonka, dwoje dzieci i pies. Lokalne rejestracje potwierdziły nasze obawy, oni nie byli w drodze i nie przywiodła ich do nas niespodziewana awaria. Oni dopiero startowali...
- Dzień dobry, ja chciałem szybko ustawić zbieżność i pospawać tłumik – zagadał klient. Zaprosiliśmy na kanał, faktycznie dźwięki jakie było słychać nie pozostawiały wątpliwości, że tłumik wymagał reanimacji. Kiedy jednak samochód wjeżdżał na halę, podpadało nam, że uczynił to jakoś tak chwiejnie i jakby krzywo potem stał. No ale może taki załadowany. Po wjechaniu zaczęły się schody – auto musiało być rozładowane w celu ustawiania zbieżności. Po długich targach i przekonywaniu, że jest to naprawdę konieczne – z naszą pomocą rozpoczął się wyładunek. Byliśmy zdumieni, jak wiele bambetli mieści się do starego Mondeo I kombi. Żona była zdegustowana, dzieci zachwycone, pies szczekał.
Po zbudowaniu sterty dobytku, zajmującej niemal całą poczekalnię dla klientów chcieliśmy się zabrać do roboty. Pierwszy pod auto wszedł Andrzej i zanim do niego dołączyłem usłyszałem słowo-klucz:
– O k...wa.. – wypowiedziane z mieszaniną szoku i załamki.
Pamiętać należy, że Andrzej widział już w życiu niemal wszystko, z czego większość rzeczy co najmniej dwa razy, a w dodatku prawie nigdy nie przeklina. Tym razem jednak zrobił wyjątek co bardzo mnie zaniepokoiło. Prędko poznałem przyczynę. W tym aucie, w stanie w jakim się znajdowało, ustawienie zbieżności nie było możliwe. Sprawdziliśmy wszystko i podsumowanie było szokujące: pęknięta sprężyna zawieszenia, sworznie wahaczy – zużyte do stanu zagrażającego wypadkiem, końcówki drążków – to samo, drążki całkowicie zużyte, tuleje wahaczy – w zasadzie nie istniały, amortyzatory – wycieknięte, nie działające zarówno przednie jak i tylne. Tarcze hamulcowe, wentylowane, zużyte do tej grubości, że w miejscach, gdzie są wewnętrzne puste przestrzenie pomiędzy żeberkami, z zewnątrz było już widać fioletowe „duszki” gdzie zbyt cienkie już ścianki przegrzewały się. Czujniki ABS – brak. Łączniki stabilizatora – w zasadzie brak, były tylko końce, środki zgniły i nie było ich już. Tłumika pospawać się nie dało, ponieważ... nie było go. Układ wydechowy kończył się tuż za katalizatorem, reszty nie było. Szef zakomunikował małżeństwu co i jak. Mąż zrobił głupią minę, że to przecież drobiazg (!) i że to przecież w godzinkę... bo oni nad morze ( a daleka tam droga od nas...). Sądząc po twarzy żony – rozwód wisiał w powietrzu.
Klient zaczął błagać Szefa, że on nie miał czasu, że on tak to tylko do pracy tym autem i nic nie czuł (!!) że on prosi, że mają wykupione wczasy od dziś... Tak oto rozpoczęła się reanimacja Wczasowego Auta. Pracowaliśmy we dwóch, momentami we trzech, jednak roboty był ogrom i nie szło wcale tak szybko.
Małżonkowie kłócili się niemal cały czas. Pies szczekał. Jedno dziecko głównie płakało, drugie pomimo Szefa i częściowo matki (kiedy miała przerwę w kłóceniu się z mężem) wysiłków ciągle wchodziło gdzie nie powinno aż w końcu znalazło wanienkę z przepracowanym olejem, reszty się domyślcie. Sytuacja stawała się krytyczna.
W końcu Szef pojechał po wnuczkę, następnie zabrał też dzieci Wczasowiczów i pojechał z całym przedszkolem do ZOO, opuszczając zagrożony teren. Rodzice chyba nie zauważyli zniknięcia pociech, ale trochę ucichło, co bardzo nam pomogło. W pewnym momencie Wczasowa Żona odmaszerowała w nieznanym kierunku – zrobiło się ciszej. Pozostało nam tylko przywiązać psa do drzewa za warsztatem (cały czas szczekał) i nasze warunki pracy stały się znośne. Ile było do zrobienia? Zaczęliśmy przed 8, uwijając się i rezygnując z obiadu skończyliśmy tuż przed 18. Pozostało jeszcze pomóc Wczasowiczowi pakować z powrotem bagaże i przyprowadzić psa (który nadal szczekał). Przed 19 Szef przywiózł od siebie z domu nakarmione Wczasowe dzieci. Klient bez słowa zapłacił niemały rachunek, zabrał dzieci, psa (tak, szczekał dalej) i pojechał. Chyba szukać żony.
Mam nadzieję, że ich małżeństwo przetrwało tą próbę. I że w końcu dotarli nad morze.
Wesoły Warsztat
Wielki plus :D
OdpowiedzBosko opisane xD Co każde "Pies szczekał" zanosiłam się salwą śmiechu xD Ten pies to chyba był najbardziej poszkodowany z całej piekielnej rodzinki, a wam serdecznie współczuję obcowania z Wczasowiczami.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 czerwca 2011 o 22:34
Historia iście piekielna. Za to narracja Boska! (+)
OdpowiedzJak zacząłem czytać listę usterek, szczęka opadła mi do ziemi i do tej pory ją zbieram, jak można tak zaniedbać samochód... a dopiero w dzień wyjazdu na wczasy przyjeżdżać do warsztatu
Odpowiedzludzie są po prostu bezmyślni i nieodpowiedzialni, ot co.
OdpowiedzJa przeczytałam i nic z nich nie rozumiem, ale jestem babą to może dlatego :D
Odpowiedzprzeczytałem tą listę i nie wiem jakim cudem ruszył z miejsca żeby dojechać do warsztatu :>
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 czerwca 2011 o 10:36
Ja się zastanawiam, czy on jeździł z przeglądem czy bez?, bo jeśli z... to kto do cholery to podbijał!!
OdpowiedzSory, że się pierdoły przyczepiam, ale już mdłości mam od tekstu ze zbieraniem żuchwy. Tak samo jak kilku innych, np. słowa piekielny. Bardzo lubię ten portal, ale schematy jakie się tu wykształciły, ciągle powielane, bywają wkurzające.
OdpowiedzUwielbiam Twoje historie. Nawet takie irytujące sytuacje potrafisz opisać lekko i humorem, dobra narracja, plusior.
Odpowiedzpies szczekajacy od rana do wieczora bez wzgledu na wszytko... jamnik szorstkowlosy?
OdpowiedzJamnik szorstkowłosy... To one wszystkie tak?
OdpowiedzArai powiedz jeszcze, że z matury z polskiego miałeś 5, a postawię Ci na piekielnych ołtarzyk! Genialna historia (+)!
Odpowiedz:)
OdpowiedzEm... 5 z matury? Toż to niewiarygodnie mało ;]
Odpowiedzskądś to znam :-) mega plusior za styl pisania historii :-)
OdpowiedzRaz w dniu wyjazdu albo dzień przed (nie pamiętam dokładnie) byliśmy w warsztacie z ojcem, tylko dlatego, że zbito nam szybę w oknie ;/.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 2 czerwca 2011 o 23:02
Nieźle.. Nie wiem jak można doprowadzić samochód to takiego stanu. A pakowanie w niego rodziny na wakacje to już skrajna nieodpowiedzialność. Ja bym się bał takim złomem wyjechać z parkingu... PS: Czekam na dalsze historie z "wesołego warsztatu" ;)
Odpowiedzja cos czuje ze koleś jednak przeczuwal ze cos jest nie halo z tym autem, ale nie ze az TAKIE halo.... historia przesmieszna, żal mi tylko biednego psa zostawionego trochę na pastę losu (nie pil, nie jadl i nie sikal caly dzien?), wlasciciela mi nie zal bo to idiota. mam mondeo kombi i wiem, ze tam przy odrobinie uwagi slychac i czuc najmniejsza usterke.
OdpowiedzPies nie miał tak najgorzej, każdy z Wesołej Ekipy ma psa i zginąć byśmy mu nie dali. Miskę z wodą dostał, jeść też ale nie chciał bo mu nasze kanapki widocznie nie smakowały. Urzędował sobie pod drzewem na trawie. Tylko zamiast cieszyć się piknikową atmosferą wolał szczekać non stop.
OdpowiedzCud, że facetowi udało się wynegocjować naprawę natychmiast, zwłaszcza tek rozległą, w zasadzie remont kapitalny zawieszenia. Bardzo fajny warsztat :)Co do klienta, to komentarz nie jest już konieczny ;)
OdpowiedzNajwiększy cud to fakt, że gość przeżył z takim samochodem, że mu koło nie uciekło, czy coś
OdpowiedzFacet powinien był was po rękach całować, że mu tyłek uratowaliście :) I koniecznie powinien był iść po kolanach do Częstochowy dziękować za Wesoły Warsztat, który mu od ręki samochód reanimował :)
Odpowiedzidealnie oddana historia. Czytając przypowiastki arai czuję się, jakbym był ich uczestnikiem. Gdzie wy macie ten wesoły warsztacik? :D
OdpowiedzO k...wa..
OdpowiedzRewelacja, wielki plus dla autora :)
OdpowiedzBoskie:) Arai więcej takich historii:)!
OdpowiedztĘ próbĘ :)
OdpowiedzPadłem ;d Tak z ciekawości, ile go to wszystko kosztowało?;D
OdpowiedzNie wyobrażam sobie jak można tak zaniedbać najważniejsze elementy w aucie decydujące o zdrowiu a nawet życiu;/ Na egzaminie na prawko powinni zacząć uczulać na mechanike w pojeździe.
OdpowiedzHistoria opisana fantastycznie, czytałam 2 razy bo tak mi się podoba :D chciałam jeszcze zauważyć, że masz świetnego Szefa - facet musi mieć złote serce, skoro zabrał obce dzieci do zoo, żeby nie siedziały w warsztacie. I też jestem ciekawa, gdzie ten wesoły warsztat się mieści :)
Odpowiedza ile wyniósl ten rachunek? nie przekroczyl wartosci auta ?
OdpowiedzSzczerze mówiąc to się nie znam na usterkach, ale lista mnie powaliła. I zgadzam się z innymi osobami. Żeby aż tak zaniedbać samochód...? Nie rozumiem. Twój szef musi mieć wielkie serce skoro obce dzieci zabrał do Zoo. Współczuję takich piekielnych klientów.
Odpowiedzno cóż, widocznie tak psa wychowano, tudzież nie wychowano.. a co do auta - tragedia, a ja się zastanawiałem czy naprawdę warto wszystko wymienić na poliuretan u siebie żeby mieć spokój... swoją drogą mógł chociaż dorzucić gość coś ekstra za to że właściwie cały dzień robiliście tylko jego auto...
OdpowiedzArai: chylę czoło, doceniam zarówno historię, jak sposób jej podania (poziom nieczęsty niestety...) - ale także Twojego szefa i jego manewr z pojechaniem z dziećmi do zoo.
OdpowiedzRedSun poliuretanowe tuleje nie sprawią, że przestaniesz je wymieniać, czasami się zdarza, że krócej wyrzymują niż ori. Ale pod względem właściwości jezdnych jest mega poprawa względem serii.
OdpowiedzGenialna historia - ujeła mnie bo staram się raczej dbac o moje samochody i świetnie napisana.
OdpowiedzChyba najlepsza i zdecydowanie najlepiej opisana historia jaką tu przeczytałem,nie na siłę jak niektórzy, a z taką lekkością - super! Ogromny plus, czytałem dwa razy ;D
OdpowiedzW tych historiach jest misja cywilizacyjna, jutro natychmiast dzwonie do znajomego mechanika celem sprawdzenia tego 17-letniego Opla, który dzielnie mnie wozi, a do wymiany lewego amortyzatora z przodu zabieram się już coś koło roku.Dziękuję ,że to wstawiłeś Arai
OdpowiedzJa bym chyba zostawiła u Was to auto na okres wczasów, jakby się dało przechować albo zawróciła nim do domu, a rodzinkę zabrała pociągiem. Szefa to musisz mieć anielsko cierpliwego, że się dzieciakami zajął ;)
OdpowiedzJedyne, co mi się ciśnie na klawiaturę, to: RANY BOSKIE!! :D
OdpowiedzGENIALNE :D
Odpowiedzto chyba normalne że pies szczeka
Odpowiedz@sofcik i jak nie szczeka to też jest NORMALNE ;]
OdpowiedzWolę nie szczekające psy:) A historia boska.Podziwiam i mechaników i szefa i autora za styl. Wielki plusik ode mnie.
Odpowiedzto Wy świadczycie kompleksowe usługi! zajęliście się samochodem i psem, szef dziećmi... a może któryś z kolegów żoną się zajął?
OdpowiedzA tak jeszcze mi się przypomniało, że ten wstęp to powinna przeczytać Krystyna Czubówna...
OdpowiedzŚwietnie napisane, rzadko zdarza mi się śmiać do monitora, a przy Twojej historii płakałam ze śmiechu. Myślę,że minąłeś się z powołaniem, bo pióro masz wyjątkowo lekkie. Może po pracy popełnisz coś większego, bo przeczuwam że warto by było. Trzymam kciuki.
OdpowiedzJeżeli się ma auto, to chyba normalne że co chwila trzeba go sprawdzać. Jeździć do mechanika i zmieniać poszczególne rzeczy, przecież nie wszytsko będzie dobre wiecznie. Ci wczasowicze, są jak moja siostra. Ma auto, chce jak najlepsze i żeby było w środku drewienko, ale jak przyjdzie co do czego, to okazuje się że chce odpalić auto w zimie a tam w chłodnicy woda. Zlitujcie się, mam 16 lat a wiem że o auto trzeba dbać i sprawdzać a nie raz na rok i na ostatnią chwile.
OdpowiedzMefisto: wziąłem dlatego że sprzedawca daje 5 lat gwarancji, a poprawa właściwości jest sprawą oczywistą... ja po prostu nie wiedziałem czy warto robić na zapas - teraz już wiem...
Odpowiedzświetnie napisane :-)
Odpowiedzpowiem tak: jescze NIGDY nie zdarzyło mi się żeby przeczytanie historii sprawiło że się zarejestruję na jakiejś stronie. to niewiarygodne. muszę pochwalić całą historię, a szczególnie szczekającego psa i koniec czysto pratchetowski
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 czerwca 2011 o 2:09
Ma chłopak talent
OdpowiedzHistoria opisana w taki sposób, jakbym słuchał komika na stand-up'ie :) Brawo!! Poprosimy więcej takich opowieści :)
Odpowiedzno bo ja juz ze smiechu nie moge.... !!!
Odpowiedzmatko... takim zaniedbanym samochodem jeździć? to już szczyt wariactwa... 0.o
Odpowiedz10 godzin we dwoje, szanuje, dobra robota i bardzo cierpliwi mechanicy :O
Odpowiedz