Historia o piekielnym, którego spotkała zasłużona kara.
Do warsztatu przyjechał jeden z klientów „których nie obsługujemy”.
Gość podpadł już nieraz, piekielny – to mało powiedziane. Już dawno temu skończyło się tym, że Szef odmówił mu napraw i odesłał do konkurencji. Pocztą pantoflową wiedzieliśmy, że krok ten konkurencji zysków nie przysporzył, a wręcz posądzali nas o sabotaż za pomocą tego jegomościa.
Tym razem jednak przyjechał skruszony, prosił, prawie błagał, żebyśmy jednak zrobili wyjątek, on będzie grzeczny tylko „błagam zróbcie coś”.
W samochodzie coś uporczywie stukało, doprowadzając ponoć do rozpaczy. Podobno nikt nic nie mógł zrobić. Zlecenie zostało w końcu przyjęte.
Faktycznie, podczas jazdy po dziurach – stuka gdzieś z tyłu.
Drobiazgowe sprawdzanie zawieszenia – bez rezultatu. Wyjęliśmy z auta wszelkie ruchome przedmioty, częściowo zdemontowaliśmy wykładzinę podłogi i tylne siedzenia – „stukacz” pozostaje nieuchwytny.
Zaczynałem demontować tapicerkę, kiedy klient jednak nie wytrzymał. Wszczął iście piekielną awanturę, czemu tak długo, sami debile na warsztacie, on nam pokaże, on to, on tamto... Szef kazał klientowi wyjść na godzinę, mnie natychmiast wszystko składać, klient ma sobie za godzinę zabrać auto. Ucichło, piekielny poszedł.
Mnie jednak nie dawało spokoju i skoro już miałem do połowy rozmontowane – zdjąłem do końca obicie tylnego słupka. Przez otwór w profilu zobaczyłem przyczynę stukania, zapewne prezent od innego mechanika, któremu facet zalazł za skórę ... niewielki klucz oczkowy, zawieszony na drucie. Na kluczu była przyczepiona karteczka z napisem „ Ale się ch..ju naszukałeś”.
Wybuch mojego histerycznego śmiechu przywołał Szefa i kolegów. Po chwili śmiali się już wszyscy. Kiedy już ochłonęliśmy, niepewnie spytałem Szefa
-Co mam z tym zrobić?
-Jak to co? Poskładaj panu ładnie samochód, tylko żeby niczego nie brakowało! – jego spojrzenie było WYMOWNE.
Poskładałem. Wyzywając nas i złorzecząc klient zabrał auto. Więcej nas nie odwiedzał.
Jak się okazuje wnerwieni mechanicy potrafią być równie mściwi jak budowlańcy.
Wesoły Warsztat
I dobrze, trzeba było dorzucić coś od siebie, :)
OdpowiedzKorciło dopisać coś na karteczce...
OdpowiedzHeh... dawno się tak nie uśmiałam [+]
OdpowiedzHaHa..dobre :-) mój mąż jak kiedyś pracował na warsztacie to takiemu "milusiemu" klientowi przywiązali kołpak pod podłogą, który podczas jazdy także wydawał "dziwne stuki" :-)
OdpowiedzCzłowiek za swoje wybryki dostał ban we wszystkich warsztatach;)
OdpowiedzNigdy nie zadzieraj z kucharzem, kelnerem, fryzjerem, budowlańcem a teraz także z mechanikiem.
OdpowiedzNie zadzieraj także z urzędnikiem, bo coś co mogłeś załatwić od ręki będzie załatwiła miesiąc ;)
Odpowiedzi z sąsiadami którzy potrafią umilić życie w dozwolonych godzinach :)
OdpowiedzJa pier... masakra mało się nie udławiłam... :D
OdpowiedzŚwietna historia :D Dobrze, że ja mechanikowi reanimującemu moją srebrną strzałę nie zachodzę za skórę ;)
Odpowiedzkolejna ciekawa historia, pozdrowienia dla Wesołego Warsztatu
OdpowiedzŚwietne :D Takie historie to zaczątek kawałów :D Jeśli ktoś opowie mi kiedyś taki kawał, to będę znać jego źródło:D
OdpowiedzBRAWO!!! BRAWO!!! BRAWO!!! BRAWO!!!
OdpowiedzUśmiałam się :D
OdpowiedzOstatnio na zlocie nasłuchałem się wielu sposobów jak to można denerwującemu klientowi uprzyjemnić życie.. podobny do tego też był. Były też śrubki w profilach zawieszenia i piłeczki pingpongowe w wentylacji. Same wesołe rzeczy :P
OdpowiedzKurde, znakomite.. Ale rozwalił mnie tekst o sabotażu ;D
OdpowiedzTylko jak to zrobili żeby klucz nie stukał od razu, no bo przecież gdyby zaczął stukać od wyjazdu z naprawy, to wiadomo czyja wina.
OdpowiedzMoże po prostu klucz był w coś owinięty, a po pewnym czasie się to przetarło albo spadło. Może też klucz został tak zamocowany żeby po najechaniu na jakiś większy wybój, gdy samochód podskoczy klucz się uwolnił i zaczął stukać.
Odpowiedzjednorogini czepiasz się;)historia genialna.brawa dla Was i mechanika za kreatywność dla piekielnego:D
OdpowiedzChcę takiego za męża! Szczyt moich marzeń.
Odpowiedz