Być może nie było tu jeszcze historii na temat nauk małżeńskich, dlatego opiszę co tam się wyprawia.
A więc jeśli ktoś nie wie to nauki małżeńskie organizują parafie w Kościele Rzymsko - Katolickim a odbycie ich jest jednym z warunków(!) otrzymania ślubu kościelnego. Taki kurs może trwać codziennie przez kilka tygodni, bądź jeden miesiąc a nawet w trybie przyspieszonym weekend. Polega to na tym iż słucha się wykładów księdza, psychologa i innych małżeństw z długim stażem. Jeśli ktoś uważa że to nie na ten portal już wyjaśniam. "Ofiara" dla parafii wynosi wg. cennika ok. 300 zł od pary, także można tu mówić o relacjach usługodawca - klient. Oczywiście kto nie da "ofiary" nie otrzyma potwierdzenia a bez tego można tylko pomarzyć o ślubie w kościele.
A więc wraz z wtedy jeszcze przyszłą żoną postanowiliśmy w końcu powiedzieć sobie sakramentalne "tak" i jak już wcześniej napisałem jednym z warunków były właśnie nauki w kościele. Wybraliśmy kurs przyspieszony, który miał trwać jeden weekend po 14 godz. Zaczęło się nawet całkiem przyjemnie, młody kapłan starał się jak mógł, opowiadał, opisywał jednak mimo szczerych wysiłków nie za bardzo udało mu się przykuć uwagę kilkunastu par.
Na drugi dzień wykład poprowadziło małżeństwo z kilkunastoletnim stażem o ortodoksyjnych poglądach katolickich. Już od początku zachęcali aby wesele odbyło się bez alkoholu i bez hucznej muzyki co wg. nich było najlepszą formą zabawy. Wszyscy zrobili duże oczy patrząc wręcz jak na jakiś kosmitów.
- Chyba ich po.....ło! - W pewnym momencie ktoś powiedział szeptem do partnera, jednak w taki sposób aby wszyscy usłyszeli. Jednak nie zraziło to naszych wykładowców. Następnie zaczęli zachwalać swoje dzieci:
- A nasze dzieci , codziennie się modlą i chodzą do kościoła, nie oglądają prawie w ogóle telewizji i nie grają na komputerze.
- No to prze...ne mają z nimi te dzieci! - Padł kolejny komentarz od słuchaczy, po czym atmosfera zrobiła się wesoła, a większość par zaczęła zachowywać się tak jakby oglądała kabaret. Jednak najlepsze było zakończenie:
Małżeństwo rozdało wszystkim świece gromnice, kazało odpalić a następnie mężczyzna jakby w transie powiedział:
- Stańmy w kółeczku i złapmy się za ręce!
Wszyscy popatrzyliśmy na niego z nieukrywanym zdziwieniem jednak wykonaliśmy polecenie. Mężczyzna kontynuował:
- Popatrzmy na to światło, poczujmy tę moc jaka nas ogarnia...
Wtem ktoś nie wytrzymał i na cały głos krzyknął:
- O k..a, jak w sekcie!
Wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem, a małżeństwo widząc co się dzieje nakazało zgasić świece i zakończyło wykład.
Podsumowując: nie piszę tego by naśmiewać się z takich praktyk czy z wiary gdyż sam jestem człowiekiem wierzącym, ale skoro biorą za to pieniądze i chcą uczyć życia młodych małżeństw, powinni czynić to w inny przystępny sposób tak aby zachęcić a nie zrazić do wiary i ślubu kościelnego.
No wybacz, ale skoro zdecydowales sie brac slub koscielny to przyjmij te zasady. Jak nie to wez slub cywilny
OdpowiedzWiara wymaga, aby się codziennie modlić i chodzić w niedziele i kościelne święta do kościoła, jednak nie zakazuje oglądania telewizji i grania na komputerze, także to nie jest tak, że wierzący musi się wszelkich przyjemności wyrzekać :D Piszę to chociażby dlatego, żeby ludzie niewierzący nie zrażali się do wiary po przeczytaniu o tych dzieciach ;)
OdpowiedzDokładnie tak. Ślub kościelny jest dla ludzi wierzących, ale oczywiście 90% "wierzących-niepraktykujących" musi wziąć ślub w kościele, bo "tak wypada". Weź sam ślub cywilny, zaoszczędzisz sobie przykrości. A zachowanie młodych obecnych na "wykładach" to zwykłe chamstwo.
OdpowiedzZależy o jakich zasadach piszesz. Stanie w kółeczku? Odpalanie gromnic? Takie rzeczy to chyba prędzej w oazie... Fakt, że zachowanie uczestników kursu było nie na miejscu, ale zapewne oczekiwali czegoś więcej niż przyuczanie jak powinno wyglądać wesele czy opowieści o tym jako można wychować dzieci poprzez codzienne chodzenie do kościoła. Edit: Nie jest to pierwsza negatywna wypowiedź na temat nauk przedmałżeńskich, którą słyszałam/ przeczytałam. Moja dobra koleżanka również nie miała miłych wspomnień z kursu przedmałżeńskiego. Zdecydowała się na wersję cotygodniową. Generalnie ksiądz za każdym razem prosił o ofiarę... a to na ławki w kościele, a to na remont czegoś tam.... Zresztą wręcz śmieszny jest dla mnie sam fakt odpłatności za prowadzanie kursu. To Kościół i księża powinni być dla ludzi, a nie odwrotnie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 maja 2011 o 20:05
przecież nie on to mówił
OdpowiedzZabaweczka, zasady zasadami ale sry, z opowiadań znajomych, którzy pobierali nauki przedmałżeńskie, to raczej wygląda w normalny sposób, a nie jak się czyta historię luksika opis wręcz sekty gdy wspomniał o małżeństwie. Poza tym luksik bardzo dobrze podsumował, z takich nauk korzystają różni ludzie o mniejszej czy większej zażyłości katolickiej, więc i takie zajęcia powinny być skonstruowane pod elastyczność wysłuchujących, a nie tak czy tak bo jakieś małżeństwo ma widzi misie. Luksik pogratulować cierpliwości...ja bym dawno ją straciła, a mój narzeczony zrobiłby im konkurencyjną sektę XD
OdpowiedzJakos to wytrzymalem ale wyszedlem bardzo zniesmacozny gdyz nie tego oczekiwalem
Odpowiedzsama też z nauk przedmałżeńskich wyszłam zniechęcona i zniesmaczona, bo poziom ich był tak niski, że sięgnąć umysłem nie byłam w stanie - prowadziła pani ok. 60-letnia w taki sposób, jakby robiła wykład dla przedszkolaków - zwłaszcza, gdy mówiła o współżyciu. Ludzie, którzy tam ze mną byli wcale na debili nie wyglądali. Nie śmialiśmy się z pani w głos, bo nam niezręcznie było, ale za to po zakończeniu i opuszczeniu sali nie było osoby, która nie śmiałaby się cytując kolejne lotne spostrzeżenia naszej wykładowczyni.
OdpowiedzU nas też ksiądz na naukach był super, za to parka która przyszła po nim to była totalna porażka. Kilka z głoszonych przez nich rewelacji: jak kobieta stosuje antykoncepcję to jest nieszczęśliwa, nieodpowiedzialna a mąż ją NA PEWNO będzie zdradzał. Jak komuś nie wystarcza seks 6 razy w miesiącu to jest rozwiązły. A ich dobry Pan Bóg pobłogosławił już czwartym dzieciątkiem ale każde kolejne przyjmą z pokorą i miłością.
OdpowiedzCo złego jest w posiadaniu 4 dzieci? Piszesz o tym, jakby było to jakieś nienormalne... Jeżeli nie wyciągają łap po socjal i potrafią utrzymać swoje dzieci, to chyba bardzo fajnie, że mają ich tyle? Sama mam 4 rodzeństwa i wierz mi, że nie ma nic fajniejszego niż taka duża rodzina ;D
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 maja 2011 o 11:42
Dobrze mieć 4 dzieci, ale planowanych, a nie "pobłogosławionych". W moim otoczeniu mało jest osób, które by było stać na wychowanie tylu...
OdpowiedzZ mojego całego rodzeństwa nikt nie jest planowany, co nigdy nie umniejszało radości moich rodziców. Nie wiem dlaczego ludziom się wydaje, że nieplanowana ciąża w małżeństwie to tragedia. Jeżeli dwoje ludzi się kocha i ma stabilną sytuację życiową, to kolejne dziecko jest dużym powodem do radości. Jasne, że nie powinno dopuszczać się do sytuacji, kiedy ledwo wiążąc koniec z końcem oczekuje się kolejnego dziecka, ale odnoszę wrażenie, że ostatnimi czasy rodziny wielodzietne kojarzą się tylko i wyłącznie z patologią, biedą, alkoholizmem albo zacofaniem. Co jest dla mnie bardzo przykre, bo w mojej rodzinie żadne z tych zjawisk nie występowało, a mimo to, kiedy ludzie słyszą ile mam rodzeństwa łapią się za głowę i zadają pytania typu: "I co? Mieliście co jeść?" lub "Pewnie musiałyście z siostrami te same ubrania nosić" albo hit stulecia (to z czasów kiedy jeszcze chodziłam do LO): "To pewnie zaraz po maturze idziesz do pracy i wyprowadzasz się?"
OdpowiedzDla mnie wierzacy niepraktykujacy to taki niepraktykujacy nudysta czyli kompletna glupota. Albo wierzysz albo nie. A jak wierzysz to praktuj to w co wierzysz. Malzenstwo nie wstydzilo sie swojej wiary, zalozylo (calkiem slusznie), ze maja do czynienia z ludzmi podobnymi sobie stad ta otwartosc. Nie wiem co tu wysmiewac.
OdpowiedzWiara katolicka nie zabrania bawienia się przy alkoholu (choć sama nie pochwalam picia, to jednak nie słyszałam o weselu bez alkoholu) ani, tym bardziej, przy hucznej muzyce. Co im przeszkadza w muzyce i w normalnej, zdrowej zabawie? Może jeszcze goście powinni worki pokutne założyć? Nie przesadzajmy. Znam wiele osób, które są wierzące i praktykujące, ale żadna z nich nigdy nie wyskakuje z takimi dziwactwami - bo nie wiem, jak inaczej nazwać zachowanie tego małżeństwa.
OdpowiedzZabaweczko ! Spróbuję Ci pomóc w zrozumieniu kto to "wierzący niepraktykujący". To osoba, która wierzy w Boga i życie po śmierci i zbawienie, ale nie wierzy w kościół i nie zamierza z jego usług korzystać (praktykować). Uprzedzając Twój potencjalny argument, że wiara katolicka nie polega na wierze w kościół zacytuję fragment Credo, czyli wyznania wiary/Apostolskiego symbolu wiary :...Wierzę w Ducha Świętego, święty Kościół powszechny...".
Odpowiedztaki ktoś kto wierzy w Boga ale nie kościół katolicki nie jest katolikiem! to deista bądź teista ( deizm zakłada że jest Bog ale nie ingeruje w nasze życie, teizm ze Bóg jest i ingeruje. ) wtedy nie jest istotne jak nazywamy Boga- czy po prostu Bóg, czy Jahwe, czy Latający Makaron czy jakkolwiek.
Odpowiedzzastanawiające dlaczego takie osoby biorą śluby kościelne, chrzczą swoje dzieci, posyłają je do komunii i bierzmowania - przecież to wszystko "usługi kościelne"
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 maja 2011 o 22:13
Digi, może być tak, że jedno z małżonków chce ślubu kościelnego i wychować dzieci po katolicku a drugie się zgadza na to. A może po prostu ktoś jest katolikiem, ale nie koniecznie takim ortodoksem jak wspomniana przez Luksika para. Ludzie mają różne poglądy i różne podejście również do kościoła.
Odpowiedzwyploszka, nie mogę się z Tobą zgodzić. Owszem, osoba niewierząca w KRZK nie jest katolikiem, ale osoba nie będąca katolikiem, a wierząca w Boga może być także przynależna do różnych społeczności np. Adwentyści, Ewangelicy, Świadkowie Jehowy i inni. I uwierz mi, żaden Adwentysta czy osoba innego chrześcijańskiego wyznania nie nazwie swojego Boga "Latającym Makaronem", a Świadek Jehowy "Jahwe".
Odpowiedzco do nauk- ja swoje miałam bezpłatnie- 4 niedziele po ok 1-2 godź. i całkiem to niezłe było- właściwie kobieta większość czasu opowiadała o "legalnych" w kościele katolickim metodach antykoncepcji a ksiądz mówił przez pół godź jakie mamy szczęście że znaleźliśmy miłość, kochającego partnera itd i że powinniśmy to doceniać. potem jeszcze jakieś kserówki dostawaliśmy z cechami za które sie kochamy . takie pierdołki. ale całkiem sympatyczne:) tutaj...hmmm para prowadząca niestety zetknęła sie z realnym materialistycznym światem i niezbyt kulturalnymi ludźmi, którzy biorą ślub żeby mieć spokój. Jasne że te ich ( pary prowadzącej)metody wychowawcze itd wyglądają dość nietypowo i pewnie sama pomyślałabym, że to "wariaci" i fanatycy ( swoja drogą mój kuzyn z żonką tez takie coś prowadzi i dla mnie to jest dziwaczna rodzina), ale skoro Ci ludzie przyszli na kurs i jak już ktoś wspominał, zaakceptowali warunki to powinni wysiedzieć swoje i ugryźć się w jęzor.i tak wyszli stamtąd i żyli dalej tak jak żyli bo mieli gdzieś słowa pary prowadzącej, a im pewnie zrobiło się bardzo nieprzyjemnie.czy warto krzywdzić innych jednym głupim komentarzem? nie lepiej czasem przemilczeć?
OdpowiedzNie ma czegoś takiego jak wierzący- niepraktykujący. Albo wierzę albo nie. Nie istnieją również niepraktykujący wegetarianie, niepraktykujący filantropi, niepraktykujący Eskimosi albo krwiodawcy. Wiara determinuje postawy, kształtuje życie. Nie da się wierzyć ale żyć jakby się nie wierzyło. Jeśli do tego ktoś decyduje się (tak, decyduje, bo wiara jest decyzją a nie uczuciem czy wręcz "samopoczuciem") być Katolikiem, to znaczy, że utożsamia się z Kościołem katolickim. Wraz z całym jego "dobrodziejstwem". Z dogmatami, zasadami a nawet hierarchią. Jeśli natomiast się nie utożsamia i nie akceptuje, to... do choroby! Po co mu w takim razie wówczas katolicki ślub kościelny, skoro, de facto, wcale nie jest katolikiem? Po co oszukiwać samego siebie i innych? Po co zawyżać statystyki budujące obraz społeczeństwa w Polsce jako katolickiego? Dla białej sukni i wesela? Po cywilnym też weselicho można wyprawić jak się patrzy!...
OdpowiedzNagle jak czytam to okazuje sie ze prawie wszyscy sa bardzo religijni. A to co opisalem bylo normalnymi spontanicznymi reakcjami. Pozatym: jesli bierzesz za coś kase to rob to dobrze!
OdpowiedzZmodyfikowano 4 razy. Ostatnia modyfikacja: 23 maja 2011 o 8:19
@luksik85, Twój ostatni komentarz najlepiej wszystko podsumowuje. Ludzie, strasznie nadęci jesteście z tą wiarą. Sama jestem katoliczką, LUBIĘ chodzić do kościoła, ale nie przesadzajmy! Odpompujcie się troszkę;)
Odpowiedz300zł?! Orientowałam się w cenach i przeciętny, trwający cztery weekendy kurs kosztuje 70 zł/para. Wyjazdowe są droższe, ale tam w cenie jest wyżywienie. To raz. Do tych co najeżdżają na nie-do-końca-katolików biorących kościelny. Ja też do takich należę. Czemu? Cóż, nieprzyjemne to dla mnie, niezgodne z przekonaniem, ale czasem trzeba pójść na ustępstwo. Mam jeszcze, na szczęście, dziadków, którzy są bardzo konserwatywni. Zresztą moi rodzice też należą do osób bardzo konserwatywnych. Gdybym się nie zdecydowała na ślub kościelny to bym się albo musiała kryć z posiadaniem partnera do końca życia dziadków, albo zostałabym wyklęta z rodziny i nie mogłabym się z nimi widywać. A dziadków kocham i chcę mieć z nimi kontakt.
OdpowiedzU mnie też dziadkowie,szczególnie babcia jest konserwatywna i wierząca, ale nie było mowy o tym żebym brała ślub kościelny bo babcia sobie tak życzy.Jestem sobą niewierzącą i wytłumaczyłam po prostu babci,że tak jak szanuje jej wybory co do wiary tak niech ona uszanuje moje i tyle bo nie zamierzam brać kościelnego bo tak wypada czy dlatego, że rodzina sobie tak życzy.Nadal mam kontakt z dziadkami.
OdpowiedzJa mam to szczęście, że czeka mnie ślub cywilny. Jak dużych chęci bym nie miała - nie dałabym rady wziąć udziału w tej całej szopce kościelnej i jeszcze za tą szopkę płacić.
Odpowiedzno niestey 300 zl z obiadem i poczestunkiem. Wszystkiego tyle co kot naplakal. Nie wiem czemu tyle moze dlatego ze kurs przyspieszony.
Odpowiedzluksik z ceną to przesadziłeś, bo mi się wydaję że to było w okolicach 80zł/os
Odpowiedzza dwie osoby czy za łabka? i podaj dane tego ośrodka, sprawdzimy czy mówisz prawdę :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 maja 2011 o 21:10
Widzę, że większość jest bardzo młoda. Ja ślub brałem 35 lat temu. Jestem osobą niewierzącą, ale moja żona jest bardzo religijna (i bardzo tolerancyjna). Stąd ślub kościelny i "praktykowanie" od czasu do czasu. Pamiętam nauki przedmałżeńskie - też było różnie. Część podstawową prowadził Franciszkanin (i to było pozytywne przeżycie, mówił bardzo mądrze o miłości i odpowiedzialności), ale część prowadzona przez małżeństwo była tragiczna. Oboje z żoną mamy wyższe wykształcenie, była też z nami para przyjaciół z uniwerku, a wszyscy traktowani byliśmy jak przedszkolaki. Z taką jakąś butną wyższością. Myślę, że po prostu bardzo często właśnie tacy ludzie rwą się do tego zadania ...
OdpowiedzNie da się ukryć, że sposób prowadzenia i teorie głoszone przez prowadzących - delikatnie mówiąc kontrowersyjne. Ale 1. Dziwi mnie Twój wykrzyknik przy "warunkach", tak jakby było to dziwne, że Kościół wymaga odbycia takich nauk przed ślubem. USC wymaga pewnych dokumentów, KK odbycia nauk, inne religie spełnienia jeszcze innych warunków - co w tym dziwnego? 2. Jeżeli już ktoś bierze udział w takich naukach to wypadałoby zachować się w przyzwoity sposób, a nie sypać przekleństwami.
OdpowiedzJa miałem taki kurs bezpłatnie i to tylko 3-dniowy, normalnie w parafii. Dziwi mnie żądanie opłaty. Tak na dobrą sprawę, wszystkie usługi kościelne można uzyskać bezpłatnie, jeśli tylko się o to poprosi (np. kogoś nie stać) i ma sporo cierpliwości (jeśli ksiądz jest uparty, trzeba uruchomić dłuższą biurokrację z jego "przełożonymi")
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 maja 2011 o 11:53
lol, zajebiste
Odpowiedza gdzie konkretnie byliście na tych naukach?
OdpowiedzTo trochę głupie, że w 3. klasie liceum odbywa się kurs przedmałżeński, a później jesteś zmuszony go powtórzyć przed ślubem.
OdpowiedzJak masz papierek, że taki kurs był, to go nie trzeba robić ponownie.
Odpowiedza mi się te komentarze podobały :)
Odpowiedz101procent - ja miałam kurs zaliczony (za darmo oczywiście) w liceum i nie muszę go powtarzać. Czeka mnie tylko wizyta w poradni małżeńskiej, jako uzupełnienie, bo lekcje religii tego nie obejmują ;)) To znaczy, że na papierku ukończenia nauk przedmałżeńskich nie mam odptaszonego jednego elementu z tych kilkunastu tam naskrobanych.
Odpowiedzdo digi - nie ma nic złego w posiadaniu czwórki dzieci, ale musiałąbys słyszec jak ta parka o tym mówiła - jakby oni sami nie mieli nic z tym wspolnego, jakby nie było zadnego seksu i prokreacji tylko "Pan ich pobłogosławił"
OdpowiedzPo co chodzicie wobec tego na takie kursy? Jeśli ktoś nie przyjmuje choć jednej z zasad danej religii (np nie odrzuca antykoncepcji), cokolwiek jest śmiesznego dla niego w tej religii (jak wybór rozwoju duchowego zamiast tv i komputera), to po co siedzieć w niej na siłę? Żeby babcia dała mieszkanko z okazji ślubu? Nie kumam tego. Widać kościół wybrał takich ludzi, by tego nauczali, bo dla kościoła to oni są wzorem - i jeśli komuś to nie pasuje, to powinien rozkminić apostazję. Nie kumam takiego życia w obłudzie.
OdpowiedzBycie katolikiem i życie zgodnie z zasadami tejże wiary NIE WYKLUCZA korzystania z komputera i telewizji. Litości, mój ksiądz z gimnazjum ma konto na NK, nie róbmy z katolików osób, którym nic nie wolno.
Odpowiedzniepraktykujący wegetarianie - dobre :p
Odpowiedz@bukimii, Leela - Nie wszędzie tak jest, nawet jak masz papierek. W przypadku mojego brata ksiądz stwierdził, że kurs jest nieważny, ponieważ (jeszcze przyszła wtedy) żona robiła go w innej szkole, a młodzi powinni kurs przejść razem.
Odpowiedzważność kursu robionego w szkole zależy tylko i wyłącznie od dobrej woli księdza. Przypomnijcie sobie jak u Was taki licealny kurs wyglądał i ile razy byliście na tych lekcjach. Właśnie dlatego księża nie akceptują tych papierków i szczerze mówiąc wcale im się nie dziwię. A w takim weekendowym młoda para już musi brać udział - choć zwykle robi to z wielką łachą i od razu nastawiona jest negatywnie. A gdyby ktoś akurat stał przed koniecznością zrobienia kursu w trybie weekendowym to polecam ten ośrodek: http://www.cfr-arka.pl/?id=sesje_narz 160 zł od łebka ale super warunki, dobre jedzenie i ładna okolica.
OdpowiedzNie dalej jak rok temu sama przechodziłam kursy. Tego typu spotkania nie odbywają się po to, aby uczestnicy słuchali tego, co chca usłyszeć, a tego, co ma w sprawie małżeństwa do powiedzenia kościól, w którym młodzi decydują się wziąć ślub. przede wszystkim chodzi o sam sakrament, jego przebieg i ważnośc, próba uświadomienia sobie, że istnieją inne formy antykoncepcji poza tabsami i spiralą, a także, co dokładnie zawiera formuła przysięgi i przebiegu ceremonii. Jak wiele z "katolików', którzy idą do kościoła wziąć ślub tylko po to, żeby móc ubrać sukienkę z welonem i być poprowadzoną do ołtarza przez tatusia wie, co dokładnie przysięga i do czego się zobowiązuje? a propos wcześniejszej wypowiedzi (juz nie wiem czyjej...) seks i prokreacja tak samo cieszy katolików jak i wszystkich innych. wierzący, czy nie chce czerpać przyjemnośc z bliskości z ukochaną osobą. w taki sam sposób. a jeśli ktos mówi, że Pan Bóg pobłogosławił jego dzieckiem, a nie że sobie sam to dziecko zrobił? Ilu ludzie uprawia seks regularnie, nie stosuje antykoncepcji, leczy się na bezpłodność i nic? Czy w takim przypadku dziecko to nie jest rzeczywiście błogosławieństwo?
OdpowiedzMy z żoną robiliśmy na szybko nauki i poradnię życia rodzinnego tydzień przed ślubem. Mieliśmy dowieźć kartkę z podpisami i pieczątkami na sam ślub. W końcu jej zapomnieliśmy i do dzisiaj nikt się o nią nie upomniał... Ale ogólnie wrażenia mam równie złe. Pamiętam jak pani w poradni nas przekonywała, że przy stosowaniu "kalendarzyka" w ciążę zachodzi 1 na 1000 kobiet, a np. przy tabletkach 12 na 1000. Średniowiecze...
Odpowiedzzałożę się o co tylko chcesz, że nie przekonywała o stosowaniu "kalendarzyka". Niestety mamy teraz takich ignorantów, że łatwiej im napisać słowo kalendarzyk niż NPR.
OdpowiedzDla mnie opłaty za wszystkie usługi kościelne to farsa :) Rozumiem jeszcze, kiedy ksiądz powie "co łaska", ale jeżeli są określone ceny na poszczególne okazje to trochę to już kontrowersyjne. Bo co, nie pochowają mnie jak nie zapłacę? Nie odprawią mi wtedy mszy chociaż jestem chrześcijanką? Albo nie dadzą ślubu bo nie mam pieniędzy i będę żyć na kocią łapę i w GRZECHU (hahaha) z partnerem? Rozumiem, że kościoły muszą jakoś zarabiać, ale bez przesady. A już chyba najbardziej mnie wkur*ił Pan Organista, który na pogrzebie mojej babci po odśpiewaniu na odwal się czegoś, czego słów nawet nie dało się zrozumieć, skorzystał z okazji że nikt na cmentarzu się z nim targował nie będzie i wziął za to 400 zł. Ot nic, tylko zostać organistą!
OdpowiedzPodatek należy nałożyć na tę mafie, zabrać dotację z naszych podatków, a jeśli nie zabrać to podzielić równo wśród "kościołów i sekt". Kto za?
Odpowiedzco to za parafia, gdzie za kurs przedmałżeński chcą 300zł?? Ja i narzeczony chodziliśmy na kurs który trwał 6 dni i płaciliśmy 35zł/os i w tej chwili to jest cena ustalona odgórnie i nie można pobierać wyższej opłaty. Od znajomych słyszałam, że za kurs weekendowy w Jeleniej Górze płacili 200zł, ale oprócz standardowej opłaty mieli w to wliczone obiady w oba dni i przerwę na kawę.
OdpowiedzNie rozumiem, czemu ludziom wydaje się, że jak chcą wziąć ślub kościelny to kk powinien ich od razu hajtnąć z pocałowaniem ręki. Przynależność do jakiejkolwiek wspólnoty to też obowiązki, nie tylko przywileje. A już zupełnie nie rozumiem, czemu ktoś jest oburzony opłatą. Za kursy się płaci, nawet jeżeli są konieczne do uzyskania certyfikatu, i tak bym to traktowała. Z czegoś ta instytucja musi się utrzymywać.
OdpowiedzAgawu - np. z naszych podatków??? Kościół dostaje z tego grube miliardy złotych
Odpowiedzdzięki, trochę się dzięki Tobie douczyłam :) Mimo wszystko - myślę że opłata za kurs to całkiem fair, często trzeba wynająć salkę, druknąć jakieś materiały, mieć rzutnik, ludzie od nat. planowania rodziny muszą mieć przeszkolenie i pewnie nie robią tego charytatywnie (bo się z tego utrzymują), generalnie nie widzę w tym nic strasznego. Dla porównania - tyle samo mniej więcej kosztuje szkoła rodzenia, a na dofinansowanie nie każdy się załapuje, mimo płaconych składek... peace
OdpowiedzJak para nie chodzi do kościoła, to po co im ślub kościelny? Żeby ładnie wyglądało? Bo tak chce rodzina? Ja mam wierzących dziadków i rodziców, ale nie robię tajemnicy z tego, ze mój ślub będzie cywilny. Nie zamierzam być hipokrytką i brać ślubu w kościele, przysięgać przed Bogiem i w obliczu Kościoła, skoro nauki tegoż Kościoła nie są zgodne z tym, co myślę sama na ten temat.
OdpowiedzPo pobieżnym przejrzeniu komentarzy, dołączam się do głosów o hipokryzji sporej części Polaków, decydujących się na ślub kościelny, choć im nauki Kościoła nie są całkiem po drodze. Chcemy wziąć ślub kościelny, ...bo narzeczona chce się poczuć jak księżniczka w tej białej kiecce, ...bo co dziadkowie i sąsiadki powiedzą, ...bo wszyscy znajomi brali. Chcemy tego ślubu, ale niech się kościół zmieni dla nas, bo nie wszystko co ksiądz gada, nam pasuje. Zadziwiające ilu jest ludzi, którzy tracą masę energii na to, żeby robić to co wszyscy, i drugie tyle żeby wszem i wobec próbowac udowadniać jakimi są indywidualistami. Brzydzę się.
OdpowiedzJa za swoje nauki 4 lata temu nie płaciłam nic, było to 6 lub 7 spotkań po 1 - 1,5 godz. Nie były jakieś porywające ale nie powiem żeby był to czas stracony, jedno spotkanie było z księdzem (co oni wiedzą o małżeństwie :) ), inne z lekarzem, potem z naczelnikiem więzienia (o używkach i uzależnieniach), z małżeństwem, a na koniec z kimś z poradni. Niektórzy nie byli na wszystkich spotkaniach, ale chyba nie musieli tego "odrabiać". Nie było tak źle.
Odpowiedz1. W znakomitej większości parafii kursy przedmałżeńskie są albo w ogóle bezpłatne, albo zbiera się na nich jakieś grosze na koszty kserówek i materiałów. 2. Fakt, że kursy bywają prowadzone różnie - zdarzają się kurioza, kiedy ktoś (najczęściej nie ksiądz, ale właśnie świeccy) mylą naukę Kościoła z własnymi wyborami (nie ma nic złego w tym, że ktoś nie chce oglądać telewizji, jego wybór - ale tłumaczenie wszystkim że "tak jest najlepiej" to przegięcie). Jak ktoś chce znaleźć naprawdę świetne kursy, to polecam dominikanów i inne miejsca gdzie się to prowadzi metodą pracy w małych grupach. 3. Natomiast trochę - wybacz - śmieszy mnie oburzenie i przerażenie na sygnał do wspólnej modlitwy. Taki kurs przygotowuje ludzi do _ślubu_kościelnego_. Czyli do SAKRAMENTU. Jeśli ktoś przychodzi i chce przyjąć SAKRAMENT, to chyba można założyć, że jest człowiekiem wierzącym _i_praktykującym_ (bo jeśli nie, to po grzyba mu sakrament?). A dla wierzącego i praktykującego chrześcijanina modlitwa (także wspólna) nie jest niczym dziwnym czy wstydliwym... 4. To samo dotyczy kwestii katolickiej etyki seksualnej, o której na kursach się wspomina. Jesteś członkiem Kościoła? No to ten Kościół tak naucza. Odrzucasz takie nauczanie? OK., Twoje święte prawo - tylko czy w takim razie ma sens chęć przyjmowania sakramentów w tym Kościele? Trochę konsekwencji... 5. I na koniec: nie ma czegoś takiego, jak "wierzący-niepraktykujący". OCZYWIŚCIE, że nie każdy wierzący chrześcijanin jest katolikiem - ale jeśli w coś wierzę, to w jakiś sposób wcielam to w życie. Ktoś tu już wspomniał o wegetarianinie, który je mięso bo jest "niepraktykujący". Ja kiedyś u słyszałem od znajomego taki tekst: "Wiesz, mój ojciec był rolnikiem. Gdyby mój ojciec był rolnikiem niepraktykującym, to byśmy z rodziną z głodu umarli"...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 czerwca 2011 o 11:16
NAUKI W KLASZTORZE OO. DOMINIKANÓW W KRAKOWIE PRZY PLACU WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH. Ślub brałem w zeszłym roku, nauki zrobiliśmy jednak blisko rok przed ślubem, bo potem było kończenie studiów itd itp ... i żeby zrobić to jak należy i porządnie. Nie powiem, żebym był nastawiony jakoś ultrakatolicko, ale "antychrystem" nie jestem i do kościoła na 52 niedziele w roku idę ponad 40 razy :)))) Ale do rzeczy. U rzeczonych Dominikanów panuje zawsze świetna atmosfera na mszach i wszelkich organizowanych przez nich imprezach (Bóg w sposób przyjazny dla dzisiejszej młodzieży). Postanowiliśmy zatem z narzeczoną u nich zrobić nauki (choć nie była to ani jej ani moja parafia). Koszt nauki to 40pln. Ilość ludzi - MASAKRYCZNIE DUŻA!! Nauki były raz w tygodniu po 2-2,5godziny. Pierwsze 4 spotkanie prowadził mody bardzo konkretny ksiądz, który nie wchodził w ogóle w kwestie seksualności (antykoncepcji ilości dzieci itd). Mówił (naprawdę ciekawie i ładnie) o MIŁOŚCI, BOGU, KAPŁAŃSTWIE, SZACUNKU - słowem o duchowej stronie życia we wspólnocie małżeńskiej (z ewentualnymi odniesieniami do kapłaństwa). Kolejne 4 spotkanie prowadziło starsze małżeństwo (mające 4-ro dzieci). Oni również nie przeklinali ani seksu przed ślubem, ani antykoncepcji, anie ludzi, którzy nie decydują się na więcej niż 1 dziecko. W czasie tej drugiej części nauk dowiedzieliśmy się sporo o postrzeganiu świata przez dzieci, o dzieleniu obowiązków domowych i sposobach rozwiązywania konfliktów między mężem i żoną, oraz TEŚCIAMI!! Opowiedzieli nam też o nowoczesnej metodzie "kalendarzyka" opierającej się na mierzeniu temperatury ciała kobiety codziennie o tej samej porze i płynących z tego wnioskach. Dla mnie było to coś kompletnie nowego. Byliśmy już wtedy para od 8 lat i zawsze zabezpieczaliśmy się tak czy inaczej. Jednak zawsze był w nas pewien strach przed komplikacjami zdrowotnymi wynikającymi z hormonalnej antykoncepcji. Postanowiliśmy więc przerzucić się na nowo poznaną metodę i do dziś (a mija już 2,5roku) stosujemy ją z powodzeniem. Oczywiście wiedząc, że zbliżają się dni płodne (pomiar temperatury!!) stosujemy prezerwatywy a poza tym czerpiemy taka przyjemnośc z seksu jak nigdy wcześniej!
OdpowiedzOczywiście cena za nauki i sam sposób ich prowadzenia były śmiechu warte, ale zachowanie uczestniczących? Wiedzą na co idą, jak można się tak zachowywać? Brak mi słów.
OdpowiedzNa szczęście nie wszędzie tak jest. Byłam na kursach przedmałżeńskich i tam była opłata "co łaska"- jak ktoś nie miał pieniędzy, to nie musiał płacić. Średnio płacono po 10 zł a nie 300. I nie było żadnego fanatyzmu.
Odpowiedz