Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

RudaWredota

Zamieszcza historie od: 19 lutego 2017 - 17:27
Ostatnio: 16 października 2018 - 17:22
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 595
  • Komentarzy: 27
  • Punktów za komentarze: 145
 

#79874

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kontynuacja mojej wcześniejszej historii (#79850).

1. września oddałam listę obecności i ankietę z moją oceną na temat stażu. Zasugerowałam w niej, że chciałabym więcej strzyc, a mniej sprzątać. Ewentualnie pół na pół. Pani koordynatorka wyciągnęła umowę z zakresem moich obowiązków i wykazem nabywanych umiejętności. Była bardzo zdziwiona, że nie strzygę codziennie, jak normalny pracownik. Czy chcę złożyć skargę?

Stwierdziłam, że chcę sprawę załatwić pokojowo. Nie mam wykształcenia kierunkowego, a moja wiedza praktyczna i teoretyczna opiera się na eksperymentach na sobie i znajomych czy programach z TV.

Rozumiem, że nie dostanę ich nożyczek za 1500 złotych (kupionych 5 lat temu, obecna wartość 200 złotych) czy maszynki, więc zorganizowałam swój sprzęt. Rozumiem, że nie dadzą normalnego klienta, co zresztą ustaliłyśmy na początku. To normalne, bo maszynki używałam w życiu z 5 razy. Niestety moi klienci strzygą się u mnie za free. Na dwóch strzyżeniach mojego chłopa szefowa jest 60 złotych w plecy (męskie maszynką 30 złotych).

Niestety na chwilę obecną nie ma możliwości zmiany stażu.

Myślałam, że obie jesteśmy dorosłe i jakoś się dogadamy. Może miała pourlopowego doła, trzeba ogarnąć dzieci do szkoły albo doskwiera jej brak męża. Niestety chyba sprawa nie zostanie załatwiona pokojowo.

Dziś spotkałam szwagierkę. Początkowo pitu, pitu: co słychać, jak dzieci, szkoda, że kończą się wakacje i hit: teściowa ma focha. Okazało się, że teściowa zna moją szefową. Spotkały się gdzieś i szefowa poskarżyła się na mnie.

- Wiecznie się spóźniam, bo powinnam być pół godziny przed otwarciem, żeby wszystko przygotować (w takiej sytuacji rzeczywiście się spóźniam codziennie, bo przychodzę tak, jak było umówione, czyli o 9. Moje przygotowanie do pracy polega na założeniu fartucha).
- Śpię w pracy (ciekawe gdzie).
- Rozwiązuję krzyżówki albo sudoku (a co mam robić, jak nie ma klientów? 2 raz umyć podłogę, okna czy lustra).
- Wiecznie siedzę na zapleczu albo w toalecie.

Powiedziałam szwagierce, że siedzenia w toalecie nie będę komentować, bo nikt nie będzie mi wydzielał, ile czasu mam srać. Ona też siedziałaby na zapleczu, gdyby miała słuchać tego, co szefowa opowiada o swoich koleżankach. Fotel jeszcze nie ostygnie po klientce, a już jej dupę obrabia. I to nie tak nieszkodliwie, w stylu: co ona na siebie ubrała. Tworzy grube ploty: o, kupili nowy samochód, pewnie jakieś wałki kręcą na boku, wyzyskuje ludzi i nie płaci na czas; o, nowa fryzura, pewnie zdradza chłopa. I zapytałam, czy teściowa chce usłyszeć pomówienia na swój temat. Każdy z imienia i z nazwiska.

Jutro to ja przeprowadzę rozmowę z szefową. Zapytam, czy mam zainteresować PUP, PIP i Sanepid jej działalnością. Trochę tego będzie, a dowody są nagrane.

Zostaję tam, dopóki nie znajdę pracy. Już nieważne jakiej, byle było coś na przetrwanie. Tylko diabli wiedzą, ile to potrwa, bo od maja szukam, wysyłam papierowe i elektroniczne CV. Aplikuję tam, gdzie spełniam wymagania. Ale chyba jestem za stara albo za mądra do pracy w galerii.

To swoją drogą już mogłaby być osobna historia. Cuda i dziwy, czyli rozmowy rekrutacyjne w Polsce.

staż

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 97 (133)

#79850

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ten rok jest dla mnie wybitnie ciulowy. Ciąg smutnych i tragicznych wydarzeń sprawił, że wylądowałam na stażu w salonie fryzjerskim.

Osiedlowy salon, stała grupa klientów (często wieloletnich).
Początkowo szefowa wydawała się być osobą: konkretną, rzeczową i kompetentną. Rozumiała moją chęć znalezienia pracy i nie przeszkadzało jej, że będę chodziła na rozmowy kwalifikacyjne, że czasem poproszę by mnie 30 minut zwolniła.

Mam tylko odpowiednio wcześniej ją uprzedzić - co jest dla mnie raczej logiczne i dla każdego cywilizowanego człowieka. Ustaliłyśmy zakres moich obowiązków: odbieranie telefonów/zapisywanie, obsługa klienta - picie/przygotowanie do zabiegów/mycie głowy, ogarnięcie stanowiska po kliencie. Wykazałam chęć do nauki, więc szefowa nauczy mnie podstaw, jeżeli znajdę odważnych. Odważnych i odważne miałam już na wejście, czyli wystarczyło ich tylko zapisać. O ja naiwna - znowu stara i naiwna Ruda dała się podejść.

W praktyce jestem przynieś, podaj pozamiataj w wolnej chwili leć na pocztę. Po co mam "paczeć" jak się robi sombre, strzyże czy miesza kolory. Okna trzeba umyć, ręczniki wyprać, pozmywać po pracownikach. Po paru dniach zorientowałam się, że nie ma co zasuwać na 5 biegu bo robota się zawsze znajdzie. Skoro tak się bawimy zaczęłam "szanować" prace bieżące. Moja nauka: moje głowy magicznie się "wypisują", moje pytania: w jakim celu? dlaczego tak strzyże? jakie są proporcje farby? Kwitowane są krótko: na oko, tak jak zawsze.

Wszystko szło gładko, do wczoraj. Zawezwano mnie do kantorka na rozmowę dyscyplinującą, która chyba nie poszła po myśli szefowej.

Sz: Masz mi coś do powiedzenia?

Ja: Nie, a o co konkretnie chodzi?

Sz: Widziałam zapis monitoringu, dalej nie masz mi nic do powiedzenia?

Ja: Nie, przecież wszystko widać dokładnie.
W tym miejscu zaczął się pełen wyrzutów monolog, który brzmiał mniej więcej tak.

Sz: Zawiodłam się na Tobie. Przez pierwszy tydzień wykazywałaś tyle chęci do nauki i takie zaangażowanie do pracy. Teraz nie wiem czy dobrze zrobiłam odmawiając innym dziewczynom. Pracujesz ślamazarnie, nie patrzysz co robię, zostawiasz syf w zlewie, nie dezynfekujesz narzędzi, spóźniasz się i ostatnio klientka się na Ciebie skarżyła, nie pomagasz X przy dotowarowaniu.

Ja się zastanawiam jak Ty chcesz znaleźć pracę przy takim stosunku do przełożonych czy kolegów z pracy, którzy też się na Ciebie skarżą, że siedzisz cały czas na telefonie. Do tego jeszcze migasz się od pracy w weekendy, ledwo zaczęłaś pracować a już urlop bierzesz. W tym momencie przestałam słuchać do ciśnienie mi podskoczyło. Poczekałam tylko aż zapali fajkę bo inaczej jej nie przerwę. Już chciała wracać a tu klops, Ruda ma coś do powiedzenia.

Ja: Proszę pani, zdaje się, że na początku ustaliłyśmy mój zakres obowiązków i czas pracy. 8 godzin dziennie od poniedziałku do piątku - taki jest regulamin stażu, który pani podpisała podpisując umowę. Nie mogę pracować w weekendy i nie muszę tego robić to raz, dwa nie praktykuję czynu społecznego. A po przepracowanym miesiącu należą mi się dwa dni urlopu. Tak jest w umowie.

Ten syf w zlewie to kubki 5 pracowników, ja mogę raz zmyć gdy np ktoś zapomni ale bez przesady,każdy pracownik powinien po sobie myc kubki czy talerzyki. Jesteśmy podobno dorośli kulturalni.

Nie dezynfekuję narzędzi bo nie wiem czym. W tej kwestii nikt mnie nie przeszkolił. Nie wiem ile mają leżeć nie wiem jakie proporcje dawać. Co ile zmieniać płyn, czy jest zmieniany: raz na tydzień, raz dziennie, dwa razy dziennie. Na opakowaniu niestety nie ma instrukcji. Także wszystkim kolegom jednocześnie nie jestem w stanie pomagać bo przecież się nie rozdwoję.

Mam tez prawo do 15 min przerwy by usiąść i w spokoju zjeść śniadanie.

Co do skargi proszę mi powiedzieć, co pani z 13 ma mi do zarzucenia? Za ciepła woda, zalane uszy, za mocna kawa? Czy to, że nie chciałam jej "wcisnąć w grafik" gdy była pani na urlopie? Babol odgrażał mi się czy ja nie wiem kim ona jest, że ją szefowa i tak przyjmie, więc odpowiedziałam by przyszła zamiast się kłócić.

Ponadto ty proszę pani ja się uczę, trzeba mi wszystko pokazać jak dziecku bo się nie znam jest to pani zadanie i od początku i wiedziała to Pani. Jeżeli klientka chce mieć umytą głowę po raz trzeci bo chce/lubi miętolenie na głowie to umyję.

Umawiałyśmy się, że będę tu w charakterze ucznia a nie sprzątaczki. Moje pytania a technikę, sposób strzyżenia są ignorowane. Moje głowy magicznie się wypisują i nie ma czasu żeby ktoś mnie na nich przyuczył: to złap tak, to odepnij tak żeby było tak. To złap tak.

Nikt nie mówi mi do czego służą nowe produkty - dlatego nie pomagałam X przy rozpakowaniu. To co znałam to uzupełniłam. X zapytała czy wiem co to jest. Odp szczerze, że nie wiec kazała zostawić bo nic nie znajdziecie.

Jeżeli szukała pani kogoś kto wysprząta Pani zakład od podłogi po dach. To proszę o zmianę charakteru pracy: ze stażu na etat i stałą pensję. Pracowałam w obsłudze klienta 7 lat i wiem jak się pracuje z ludźmi. Jutro jest 1, idę oddać listę obecności i zapytać o możliwość zmiany stażu. Jeżeli tak to Pani widzi to proszę wziąć te dziewczyny, które się tak dobijają. Jak mam tylko sprzątać bo sanepid może przyjść to raczej podziękuję, bo rocznego brudu sama czyścić nie będę.

W poniedziałek wracam do pracy, jeżeli nic się zmieni to zmieniam staż. Chciałam się przekwalifikować bo nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem (uwolniono zawód i teraz to średnie wystarczy, wg byłej dyrektorki), no cóż mus to mus. Zdawałam sobie sprawę, że w pół roku nie zostanę stylistą/mistrzem czy jak tam się teraz fryzjerzy nie nazywają.

Chciałam chociaż umieć własnego chłopa ostrzyc. Myć okna i podłogę umiem, więc mogę to robić za najniższą krajową. Nie za 900 zeta stypendium stażowego, gdy reszta pali fajki, je albo siedzi na fejsie - nie w ramach przerwy.

Jeżeli chcecie usłyszeć więcej piekielności fryzjerskich i na co zwracać uwagę przy wyborze salonu. To chętnie się podzielę :)

to_było_na_stażu

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (204)

#77341

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zachciało mi się zrobić dobry uczynek.

W toalecie centrum handlowego znalazłam telefon. Nie byle jaki, bo dużego "srajfona". Leżał sobie w sfatygowanym żółtym etui, na żółtym podajniku do papieru.

Nie chciało mi się jeździć po mieście i szukać właściciela, nie chciałam też aby ktoś nachodził mnie w domu. Postanowiłam namierzyć kontakt ICE, mamę, tatę czy innego miśka, dowiedzieć się czyj jest fon i oddać go w punkcie obsługi, niech wywołają właściciela.
Po chwili rozkminiania jak odblokować namierzyłam kontakt MAMA, dzwonię naświetlam sprawę, dostaję namiary właścicielki.

Piekielność numer 1 - gdzie jest obsługa klienta, pytam Pani sprzątaczki - nie wie, ochrony się zapyta.
Piekielność 2 - ciekawski ochroniarz - a po co to Pani? Pewnie dzieciaka zgubiła albo w kogoś wjechała. Spowiadać się nie będę, to mówię, że wygrałam bon na waszej loterii i chcę go odebrać. Pan zawiedziony brakiem sensacji opowiedział, że albo na 1, albo 2 piętrze. Pomógł mi, że hej bo znajdowaliśmy się na parterze, a nad nami były tylko 1 i 2 piętro. Ostatecznie w jednym z butików dowiedziałam się, że punkt jest na 2 piętrze, koło sklepu X.

Dotarłam na miejsce, mówię, że znalazłam telefon w damskiej toalecie i czy mogą wywołać właścicielkę, a jeżeli się nie zjawi, to czy może zostać u nich. Pani pokręciła nosem, ale kolega ją szturchnął z tekstem: Ty weź to chyba"ajfon" albo inny "galaks". Swoją drogą jestem ciekawa jak odgadł co to za marka.
Po tej informacji, Pani z dużym entuzjazmem chciała przyjąć telefon.

Wykonałam jeszcze jeden telefon do MAMY, powiedziałam, że córka za chwilę zostanie wywołana i jeżeli jeszcze jest w galerii, to pewnie się zgłosi. Kobitka podziękowała serdecznie, zapytała o dane kontaktowe, bo córka jest w ciąży i pewnie sama chciałaby podziękować, zresztą znaleźne mi się należy. Powiedziała: ciężarna zgubiła, a ciężarna znalazła, równowaga w przyrodzie jest zachowana. Nie chcę znaleźnego, bo sama chciałabym aby ktoś się tak zachował. Ustaliłyśmy, że fon do 14 zostanie odebrany, bo mieszkają w pobliży galerii. Na koniec dodałam, że telefon zostawiam u Pani X i Pana Y z punktu na 2 piętrze.

Wtedy się zaczęło: jakim prawem ujawniam ich dane - mieli je wyraźnie napisane na plakietce. Oni wyświadczają mi wielka przysługę, bo to nie należy do ich obowiązków bla, bla bla.
Tu przyznaję byłam piekielna Ja, bo założyłam, że nagła chęć pomocy i zainteresowanie wywołane marką spowoduje wyparowanie telefonu. Telefon przyjęli, ja poszłam załatwiać swoje sprawy. Dziewczynę wywołano dwa razy, a po jakiś czasie usłyszałam: dziękuje za zwrot.
Nałaziłam się, ale zrobiło mi się ciepło na wątrobie.

obsługa klienta

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 267 (285)
zarchiwizowany

#77177

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O ginekologach planujących nasze dzieci

Dziewczyny wy tak na serio? Obcy facet czy kobieta mówi Ci: już najwyższy czas na dziecko, w Pani wieku już trzeba myśleć o dzieciach; a Ty słuchasz i patrzysz się jak szpak w 50 groszy? Albo jeszcze lepiej wdajesz się w dyskusje.
Gdzie te wyzwolone panny, które krzyczą moje ciało moja sprawa? Może mądre są tylko "na internetach" albo w grupie?

Mój osobisty lekarz spróbował raz gdy przekroczyłam magiczny wiek 25 lat. Grzecznie, ale stanowczo powiedziałam mu, że nie życzę sobie takich uwag. Próbował wdać się ze mną w dyskusję, którą ucięłam bardzo szybko i temat umarł śmiercią naturalną.

Mam 29 (jeszcze :P) lat i jestem w ciąży. Mój lekarz był chory, więc na wizytę kontrolną musiałam iść do innej lekarki. Rzut okiem na wyniki, na aliena, zlecenie badań i tekst: no ma Pani szczęście, że Pani w ogóle zaszła w ciążę bo .... W w tym momencie jej przerwałam tekstem: tak wiem w tym wieku to już na trumnę czas zacząć zbierać. "Doktórka" lekko się zapowietrzyła i koniec rozmowy.

Dziewczyny nie pozwólcie sobie wchodzić na głowę. Grzecznie i stanowczo ucinać tematy a jak nie to ochrzanić i przypomnieć skąd pochodzi się bierze ich pensja. Zyskamy albo święty spokój, albo opinię roszczeniowych i święty spokój.

słuzba_zdrowia ginekolodzy

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (34)

1