Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Meverg

Zamieszcza historie od: 25 lipca 2016 - 10:26
Ostatnio: 25 czerwca 2020 - 17:21
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 335
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 9
 

#81711

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie wiedzy technicznej kasjerów w dużych sieciówkach.


Otrzymałem bony do popularnego sklepu z AGD i RTV. Bony były dostarczone w formie elektronicznej i należało je jedynie wydrukować. Tak uczyniłem. Poza elementami dekoracyjnymi taki bon posiadał unikalny nr identyfikacyjny w formie kodu paskowego i wypisany niżej w formie tekstowej. Wydrukowałem sobie wszystkie bony i ruszyłem na zakupy.

Udałem się na do najbliższej placówki owej sieci i z całej oferty wybrałem interesujący mnie produkt. Podczas płacenia podaję kasjerce bon. Niestety skaner nie był w stanie złapać kodu pod żadnym kątem, więc kasjerka wpisała go ręcznie, przepisując każdą cyferkę spod kodu kreskowego. PIK i wychodzę szczęśliwy z udanym zakupem. Został mi jeszcze jeden bon i będąc akurat w innej placówce, postanowiłem go wykorzystać. Sytuacja przy kasie ta sama (może kod był niewyraźny na wydruku).

Kasjerka: Nie mogę zeskanować kodu. Proszę o X zł.
Ja: To proszę ręcznie przepisać kod. Jest wyraźny.
K: Nie mogę, proszę pana. Bony możemy jedynie skanować. Nie możemy tego wpisywać ręcznie, bo system nam tego nie uzna.
J: Ale pani wie o tym, że wpisanie kodu czy zeskanowanie go to dla systemu jedno i to samo, bo to ten sam numer, tylko że zapisany w innej formie?

I tutaj taka przepychanka słowna na temat zasad działania skanowanego kodu i możliwości wpisywania go ręcznie.

K: Nam na szkoleniu zabroniono wpisywać ręcznie kody bonów!

I masz. Z takim argumentem nie będę już dyskutował. Przy którejś próbie i na innej kasie w końcu usłyszałem PIK.

Ciekawostka: w obu przypadkach byłem obsługiwany przez panie w podobnym 50+ wieku. Druga kasjerka ponoć była kierownikiem kas.
Pytanie: Czy kierownictwo tak bardzo upraszcza proces szkolenia, że nie edukuje swoich pracowników z zakresu zasad działania kas oraz form płatności, czy osoby w tym wieku uważają, że już nie muszą się nic nowego uczyć?
Cytując klasyk:
„Londyn... Nie ma takiego miasta. Jest Lądek...”.

Sklep dla Inteligentnych

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (130)

#74246

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taka moja historia na powitanie w serwisie :)

Pracuję w międzynarodowej korporacji. Chwalę sobie tą pracę- ciekawy socjal, środowisko multi-narodowościowe, sporo ścieżek rozwoju - czyli jak się znudzę w jednym miejscu to mogę zacząć robić coś nowego w innym dziale, kasa zawsze mogłaby być większa ale na własne mieszkanie mi starczy więc ok.

Temat właściwy: polski zwierzchnik i obcokrajowiec zwierzchnik
Dla wyjaśnienia: Głównodowodząca to określenie na każdą kierowniczkę działu, z którą współpracowałem, a nie na konkretną osobę

Dział w którym pracowałem, kierowany był przez rodaczki (jedna po drugiej przychodziły i awansowały dalej). Mnie w trakcie całego okresu współpracy nie spotkały jakieś piekielności z ich strony. One zaczęły wypływać dopiero po zmianie działu i "na do widzenia".

1. Czas pracy określony w umowie OD-DO, czyli w tych godzinach powinienem być w pracy i poświęcać swój czas i uwagę na cele firmy i procesu. Zrozumiałe. Dla mnie, w tych ramach mieściło się również pomaganie innym członkom zespołu. Kilka dni przed wielką zmianą, po zakończeniu swoich obowiązków a mając jeszcze dosłownie kilka minut do wyjścia wyłączyłem komputer i podszedłem udzielić kilku instrukcji koleżance, która przejmowała po mnie skomplikowany proces.

Zeszło mi kilka minut dłużej więc i tak wyszedłem po czasie. Rano za to powitał mnie e-mail od Głównodowodzącej, że nie podoba jej się wychodzenie z pracy przed czasem i żebym uważał na to w następnym dziale. Dla niej znakiem, że wyszedłem już z pracy była szara kropeczka na komunikatorze firmowym, że jestem offline. Fakt, że byłem zaledwie kilka biurek dalej ale poza jej zasięgiem wzroku nie miał znaczenia. Ale uznajmy, że to taka jej forma powiedzenia "dobrze nam się razem współpracowało i nigdy na ciebie nie miałam skarg ani uwag, więc dla formalności jeszcze cię upomnę"

2. Wynagrodzenie. Warunki które mi zaproponowano były jak dla mnie atrakcyjne, jakbym Pana Boga za stopy złapał. Nie negocjowałem więcej bo i praca jakaś super wymagająca nie była więc i głupio mi było żądać więcej. O ja naiwny. Ambitny ze mnie facet więc do moich obowiązków określonych w umowie doszły wszelkie nielubiane i skomplikowane funkcje w zespole oraz udział w projektach na poziomie centrum.

Tak sobie firmowe portfolio budowałem sądząc naiwnie, że to będzie dobra karta przetargowa przy negocjacji podwyżki. Okopany na stanowisku byłem mocno, praktycznie do dzisiaj nie ma osoby, która by mnie zastąpiła w tym czym ja się zajmowałem. Ale do sedna. Okazało się że nie mam co liczyć na podwyżkę większą niż paręnaście złotych co stanowiło zaledwie psi procent tego co zarabiałem, "bo taka polityka firmy", a poza tym manager, który przyklepuje wszystkie podwyżki to straszny dusigrosz i na więcej nie mogę liczyć. Nos na kwintę i biorę co dają. Jednak dalej zbieram doświadczenie i umiejętności aby gdzie indziej szczęścia spróbować. Taka polityka firmy i głównodowodząca nie może nic przeforsować.

3. Awans, w końcu. Wizja podwyżki. Już liczę ile mogę zarobić. I tak się zbiegło, że mogłem zaliczyć dwie podwyżki na raz- za awans i za wyniki. Ale dostaję informację, że "polityka firmy" dopuszcza tylko jedną z nich i w przypadku awansu to za wyniki mi nie przysługuje i w moim przypadku będzie to zaledwie 5%. Ale głównodowodząca się nie podda i pociągnie za wszelkie sznurki żeby mi wywalczyć obie- w sumie 10%. Udało się. Cały w skowronkach wracam z aneksem do biurka. Znowu kocham swoją pracę i Głównodowodzącą.

Zmiana działu i obowiązków. Nowy szef- obcokrajowiec. Całkiem inne podejście do pracownika.

ad1. "I trust You". Pracownik to osoba dorosła i odpowiedzialna. Musze ufać swoim podwładnym. Przychodzisz później-wychodzisz później. Zostałeś jednego dnia dłużej to kolejnego możesz dłużej pospać albo wyjść wcześniej. Praca ma być wykonana. Jeśli nie próbujesz lecieć w kulki to ja nie mam obowiązku cię na każdym kroku kontrolować. Skop coś to ci dam znać Face 2 Face. Dostajesz na dzień dobry kredyt zaufania.

Ad.2 i 3 Warunki wynagrodzenia jasne od samego początku współpracy- ile, kiedy i od kiedy będę zarabiał. Na wieść o zawrotnych podwyżkach w przeszłości to się załamał i przedstawił program wynagrodzeń jaki obowiązuje W CAŁEJ firmie niezależnie od działu w jakim się pracuje

Po całym expose nowego szefa takie oto piekielności wypłynęły:
Przez cały czas zarabiałem minimalną dopuszczalną na danym stanowisku kwotę a robiłem najwięcej z całego zespołu i do dzisiaj nie ma człowieka w dziale, który by mnie zastąpił (wciąż jestem proszony o pomoc przez starych kolegów i koleżanki).

Osoby, które przychodziły do pracy po mnie, negocjowały o wiele większe wynagrodzenie a robiły mniej niż największy leser z naszego teamu (były na tyle nieogarnięte, że aneksy do umów zostawiały na swoich biurkach w taki sposób, że każdy kto przechodził, jednym rzutem oka mógł się zapoznać z ich sporym jak na ten dział wynagrodzeniem, co jest jawnym pogwałceniem warunków umowy, która zastrzega nieujawnianie wysokości zarobków). Ja na rozmowie o podwyżce dowiadywałem się, że 60 zł to maks jaki mogę dostać za swoją robotę.

Kwestia wywalczonej podwójnej podwyżki to też był pic, bo jak mój nowy szef pokazał mi widełki wynagrodzeń jakie są w firmie- gdzie byłem, gdzie jestem i gdzie chce mnie widzieć i jak to wszystko działa, to mnie jasny.... strzelił. To nie Głównodowodząca mi wywalczyła podwyżkę tylko MUSIAŁEM, zgodnie z polityką firmy, tyle dostać przy awansie, co plasowało mnie na samym dole nowych widełek wynagrodzenia w starym dziale.
A co do godzin pracy to nie tylko ja miałem burę za "bycie offline". Kilka sekund spóźnienia koleżanki już wywoływało falę oburzenia i dywanik. A kolega raz zapomniał uruchomić komunikator to też nie był pracy i miał awanturę o spóźnienie. A ja z racji połączeń komunikacyjnych i tak zaczynałem pracę na co najmniej kwadrans przed czasem i nie marudziłem nigdy na to i wychodziłem o czasie, więc chyba można było sobie darować takiego bezzasadnego "kopniaka motywacyjnego" na do widzenia.

Zaraz będzie fala krytyki, że tak wygląda praca w korpo. Ja powiem, że to jest tak naprawdę kwestia indywidualnej polityki każdej firmy oraz tego z kim pracujesz. Jedni chcą być korpo-ludkami i tak się zachowują, a inni po prostu pracują w korporacji ale dalej zachowują się jak ludzie.

@edit: dzięki ljubomora :)

praca

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (226)

1