Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Flame

Zamieszcza historie od: 13 maja 2015 - 19:18
Ostatnio: 17 maja 2015 - 15:23
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 910
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 25
 

#66274

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę lat temu wraz z rodziną wynajmowaliśmy dom. Taki najzwyklejszy, nie duży. Z małym, ogrodzonym podwórkiem. Do domu przylegało małe pomieszczenie - kotłownia, komórka - jak kto chce sobie to nazwać. Posesja wynajęta od starszej pani, zdawałoby się bardzo sympatycznej i pomocnej. Do czasu.

Pozwolę sobie wypunktować.

1. Okazało się, ze do "naszej" ogrodzonej posesji przylega małe pole również należące do pani. Oczywiście dowiedzieliśmy się o tym już po przeprowadzce, ale w końcu nie nasz sprawa, nie? No nie.. Pani zapowiedziała, ze "oj, oj, ja tylko raz na jakiś czas przyjdzie sobie tutaj popracować na tym poleku". Czy wspomniałam, ze aby dojść do pola pani musiała przejść przez nasze podwórko? Jak możecie się spodziewać, pani przychodziła prawie codziennie (!), żadnego uprzedzenia, no bo po co. Otwierała sobie furtkę, przechodziła nam pod oknami i cały dzień siedziała na tym polu. Niezręcznie nam było spędzać czas na zewnątrz, cały czas pod obserwacja. Uh - oh.

2. Wspomniałam, ze mamy psa? Wyrośniętego sznaucera olbrzyma. Pani o tym wiedziała, nie miała nic przeciwko. Nie widziała również problemu, kiedy prosiliśmy ja, żeby nas uprzedzała, ze przyjdzie i żeby w żadnym wypadku nie wchodziła sama na podwórko. Jasne? "Oj tak, tak". Pies lubił sobie biegać, często zostawialiśmy drzwi od domu otwarte, żeby mógł się swobodnie poruszać. Po paru dniach jednak zaczęło to szanownej pani przeszkadzać. Powiedziała, ze mamy psa trzymać w domu, bo ona ma prawo wchodzić kiedy chce i pies na nią szczeka, kiedy próbuje otworzyć furtkę. Jasne...

3. Psa trzymać w domu, tak? Pewnego wieczoru wracamy do domu, a tutaj światło świeci się na strychu (na który można się dostać przez wspomniana kotłownie). Mały karpik, bo już tutaj blisko północy, a baba siedzimy nam nad głowami. Znowu, ani psa wypuścić ani nic, bo zaraz przecież może schodzić... W końcu, zeszła i puka nam do drzwi. Po co? Żeby zrobić awanturę, ze pies szczeka cały dzień i na pewno zrujnował cały dom... No, szczeka, bo ktoś mu chodzi pod oknami, a potem łazi po strychu...

4. Moja ulubiona sytuacja. Jestem w domu sama z psem, rodzice wyjechali na parę dni. Wczesny poranek, chce psiaka wypuścić na podwórko, a tutaj zonk. Patrzę przez okno i co widzę: pani właścicielka wraz z jakąś inną, obca kobieta siedzą sobie na ławeczce na podwórko i rozmawiają. Poczekałam pol godziny, godzinę... W końcu już zdenerwowana zapięłam psu smycz i tak z nim wyszłam (biedak już zaczynał piszczeć pod drzwiami). Kobiety nakrzyczały na mnie, ze im przeszkadzam i ze pies na nie szczeka. Jako, ze byłam już niezłe wkurzona wyczynami tej baby, powiedziałam jej co myślę o niej i jej postępowaniu. Wielce obrażone w końcu sobie poszły.

5. Nie było miesiąca, żeby pani nie robiła nam awantur na temat rachunków. Zalegaliśmy? Nie płaciliśmy? Nie. Rachunki przychodziły na pani adres, ona je sobie otwierała, a potem krzyczała na nas, ze za dużo zużywamy prądu, wody, itp. Wszystko to doprowadziło moja mamę (kobietę naprawdę wrażliwą), do nerwicy. Zaczęła bać się tej kobiety i przestała otwierać jej drzwi.

Podobnych sytuacji było MNÓSTWO. Kobieta nie potrafiła zrozumieć, ze kiedy wynajmuje komuś dom wraz z podwórkiem, to nie może sobie od tak, codziennie (!), wchodzić jak do siebie i naprawdę utrudniać nam życie. Wytrzymaliśmy tam zaledwie kilka miesięcy...

#wynajem

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 283 (391)

#66276

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od roku mieszkam w USA. Ot, tak wyszło. Nigdy mnie tutaj nie ciągnęło. Aczkolwiek serce nie sługa, wybrało sobie przystojnego Amerykanina i wraz z nim przeniosłam się za wielka wodę. Historia nie będzie jednak o tutejszych piekielnych (swoją droga, żadnych jeszcze tutaj nie spotkałam :P), ale o zachowaniu pewnej mojej "znajomej".

Od wczesnej podstawówki miałam przyjaciółkę. Bardzo bliska, wspaniała osoba, która była dla mnie jak siostra. Byłyśmy nierozłączne. Wraz z końcem liceum A. poznała pewnego chłopaka. Szybko zaczęła spędzać z nim i z jego znajomymi większość czasu. Rozumiałam to, w końcu, pierwsza miłość! Ja dość niechętnie spotykałam się z tymi ludzi. Byłam typowym "brudnym metalem" :P, a oni... Panny były fankami różowych tipsów i solarki, panowie - lans, lans, żel i fajne bryki. Niestety, moja przyjaciółka szybko dostosowała się do ich stylu życia. Koniec końców, zupełnie przestała mieć czas na spotkania ze mną. A ja naprawdę starałam się utrzymać ta długą przyjaźń. Powiedziałam jej, żeby odezwała się jak w końcu znajdzie moment tylko dla mnie...

Nie znalazła. Do dzisiaj. Czyli jakieś 10 lat później.

Jak co rano otwieram sobie twarzo-książkę, coby poprzeglądać rożne pierdoły przy porannej herbacie. Wiadomość od A. zupełnie mnie zaskoczyła, nie miałam jej nawet w znajomych. Chyba domyślacie się o co chodzi.

A. zaczęła słodziutko, pytając co u mnie, jak życie, bo oh! tak dawno się nie widziałyśmy i musimy nadrobić ostatnie lata. Ja już to "rozstanie" zdążyłam przepłakać i przeboleć, więc moje odpowiedzi były raczej dość oschłe. Napisałam, że pisze do mnie nieco za późno i o co w ogóle jej chodzi. Dalej słodkim tonem zaczęła mi opowiadać jak to ciężko się teraz jej w Polsce żyje, myślała, żeby gdzieś z mężem wyjechać za pracą... I ktoś jej powiedział, że ja mieszkam w Stanach, więc na pewno - w imię dawnej przyjaźni - będę mogła jej pomóc. Zaśmiałam się w duchu i odpisałam, że nawet gdybym miała taka możliwość, to nigdy bym jej nie pomogła. Słodki ton się skończył, zaczęły się wyzwiska. Zignorowałam ją, zablokowałam.

Wiem, że historia sama w sobie może nie jest tak piekielna, ale niestety otworzyła stare rany. A. nie była jedyną osoba, która nagle sobie przypomniała o moim istnieniu. Dalsza rodzina również wypytuje moich rodziców jak mi się żyje, jak dużo zarabiam, itp. Trochę to smutne.

zagranica

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 508 (622)
zarchiwizowany

#66278

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z cyklu: Z rodziną najlepiej wychodzi się jedynie na zdjęciach. Poradnik jak zrujnować życie najbliższym.

1. Rodzina poprosiła cie o pożyczenie 5,000 PLN - zgódź się! W końcu to najbliższa rodzina, pieniędzy naprawdę potrzebują.

2. Spiszcie małą umowę. Żaden problem, w końcu każdy chce być zabezpieczony!

3. Po jakimś czasie rodzina chce oddać ci pieniądze - fantastycznie! Pokaż im "umowę", na której widnieje ich podpis, ale suma magicznie urosła do 50,000 PLN.

4. Kiedy rodzina odmawia (DUH!) oddania tejże sumy, zacznij ich zastraszać. I to nie byle jak. Wyjaw im, ze pożyczyłeś od pewnych osobników sumę 55,000 PLN, dałeś im pieniądze, których potrzebowali a resztę zatrzymałeś dla siebie. Kto ma za to teraz zapłacić? No, rodzina oczywiście! W końcu ich podpis jest na umowie.

5. Wyżej wymienione zastraszanie ma polegać na: śledzeniu rodziny przez rożnych podejrzanych typów, wysyłaniu pogróżek przez sms, wydzwanianie o rożnych porach dnia i nocy, wystawaniu pod domem, itp. W końcu musisz odzyskać pieniądze, nie?

6. Po miesiącach przerażona rodzina w końcu ulega. Są już kompletnie psychicznie wykończeni. A ze muszą sprzedać swój ukochany dom? To nic! W końcu ty i twoi szemrani przyjaciele odzyskaliście pieniądze. Hurra!


Lata zatarły nieco szczegóły historii, ale wydaje mi się, że oddalam sens tego co wówczas się wydarzyło. Zapytacie dlaczego "rodzina" nic nie zrobiła, na przykład - nie poszła na policje. Historia wydarzyła się ponad 10 lat temu, człowiek był wtedy trochę młodszy i troszkę głupszy. Miesiące zastraszania i terroru również zrobiły swoje. I tak do dzisiaj rodzina nie jest w stanie pozbierać się po utracie domu...

Dziękuje za uwagę!

#rodzina

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (58)

1