Było o serwisach komputerów, więc dodam swoją, o naprawie innego sprzętu.
Zepsuła mi się maszyna do szycia. Stuka, zgrzyta i czuć opór w czasie pracy. Jak to zwykle bywa, akurat kiedy miałam coś pilnie uszyć. Niestety przy okazji ostatniego czyszczenia mąż tak mocno dokręcił śrubki, że nie byłam w stanie samodzielnie zdjęć obudowy i sprawdzić co jest nie tak. Mąż w delegacji, więc podjęłam szybką decyzję o zaniesieniu do serwisu.
Na wstępie dowiedziałam się, że za samo obejrzenie 50 zł, a potem to się okaże. Czas nagli, innego speca w moim zasięgu brak. Zapłaciłam i zostawiłam. Po dwóch dniach odebrałam, w serwisie sprzęt działa. Zatarł się element, wymiana 150 zł. Przyniosłam do domu i robię szycie próbne po szmacie. Cieknie olej. Po czyszczeniu się zdarza, trzeba szyć po materiale "na zmarnowanie", dopóki nie przestanie. Tylko, że zużyłam całą szpulkę nici (500 m), a olej nadal leci, co już nie jest normalne. Szycie skończyłam ręcznie. Kiedy wrócił mąż i rozkręcił obudowę okazało się, że mechanik, niemal na pewno, nawet nie zajrzał do środka, tylko zalał olejem i wziął kasę. Żeby naprawić maszynę wystarczyło odrobinę poluzować jedną śrubkę.
Dodatkowy smaczek, że moja maszyna w chwili naprawy miała już 8 lat, a nowa kosztuje 350 zł. Jestem pewna, że mechanikowi zapłaciłam więcej niż jej wartość rynkowa.
Zepsuła mi się maszyna do szycia. Stuka, zgrzyta i czuć opór w czasie pracy. Jak to zwykle bywa, akurat kiedy miałam coś pilnie uszyć. Niestety przy okazji ostatniego czyszczenia mąż tak mocno dokręcił śrubki, że nie byłam w stanie samodzielnie zdjęć obudowy i sprawdzić co jest nie tak. Mąż w delegacji, więc podjęłam szybką decyzję o zaniesieniu do serwisu.
Na wstępie dowiedziałam się, że za samo obejrzenie 50 zł, a potem to się okaże. Czas nagli, innego speca w moim zasięgu brak. Zapłaciłam i zostawiłam. Po dwóch dniach odebrałam, w serwisie sprzęt działa. Zatarł się element, wymiana 150 zł. Przyniosłam do domu i robię szycie próbne po szmacie. Cieknie olej. Po czyszczeniu się zdarza, trzeba szyć po materiale "na zmarnowanie", dopóki nie przestanie. Tylko, że zużyłam całą szpulkę nici (500 m), a olej nadal leci, co już nie jest normalne. Szycie skończyłam ręcznie. Kiedy wrócił mąż i rozkręcił obudowę okazało się, że mechanik, niemal na pewno, nawet nie zajrzał do środka, tylko zalał olejem i wziął kasę. Żeby naprawić maszynę wystarczyło odrobinę poluzować jedną śrubkę.
Dodatkowy smaczek, że moja maszyna w chwili naprawy miała już 8 lat, a nowa kosztuje 350 zł. Jestem pewna, że mechanikowi zapłaciłam więcej niż jej wartość rynkowa.
Ocena:
140
(150)
Komentarze