Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79969

przez ~4gnieszk4 ·
| Do ulubionych
Mam kuzynkę - daleką genealogicznie, ale bliską geograficznie, ponieważ ona z rodzicami i ja z rodzicami mieszkałyśmy na tym samym osiedlu. Z tego powodu nasze rodziny często się widywały - to jedna do drugiej wpadła, to organizowano jakieś wspólne wyjazdy czy inne atrakcje itp. itd.

Z kuzynką nigdy nie byłam bardzo blisko - jak jeszcze byłyśmy dziećmi, to fajnie się z nią bawiło (jak z prawie każdym dzieckiem), ale gdy zaczęłyśmy wchodzić w wiek nastoletni, to z powodu różnicy w charakterach i zachowaniu nie widywałyśmy się poza rodzinnymi spotkaniami. Mimo tego, właśnie dzięki tym spotkaniom i wszystkim zażyłościom między rodzicami, kuzynkę znam bardzo dobrze i sporo wiem o jej prywatnym życiu.

Dziewczyna nigdy nie była orłem. W szkołach leciała na ocenach 2-3, bo, jak sama się chwaliła, nie ma po co uczyć się na wyższe stopnie. Jakiś tam jednak poziom miała, bo klas nie powtarzała i maturę zdała (ze średnim wynikiem, ale jednak średnim, a nie niskim). Taki trochę typowy uczeń "zdolny, ale leniwy". Jednak dopiero po skończeniu szkoły to lenistwo wyszło w całości.

Dziewczyna dostała się na studia na informatykę. Uczelnia państwowa (Uniwersytet, dla bezpieczeństwa nie piszę jakie miasto). Kierunek całkiem niezły, przyszłościowy. Problem był tylko w tym, że - zupełnie jak w szkole - uczyła się "byle zaliczyć". Nie raz chwaliła się, że taki i taki przedmiot zaliczyła tylko dzięki ściągom, albo że nie umiała czegoś zrobić (głównie chodziło o programowanie) to odkupiła pracę od roku wyżej i lekko pozmieniała (lub nie). Wydawała się wręcz dumna z tego, że mało co robi, a zdaje (miała parę razy warunki, ale nigdy nie powtarzała roku). Jej prace dyplomowe też były napisane byle jak na 3 - ale obronić się obroniła.

Podczas pięciu lat studiów przepracowała chyba ze trzy miesiące. I to tylko dlatego, że musiała odbębnić obowiązkowe praktyki po II i IV roku. Była to praca bezpłatna, załatwiona przez uczelnię. Wiele osób mówiło jej, żeby lepiej popracowała trochę dłużej, nabrała doświadczenia, bo bez tego będzie jej potem ciężko znaleźć pracę po studiach. Ale ona nie chciała, bo "po to szła na studia, by nie musieć jeszcze pracować".

No ale w końcu pięć lat minęło, praca magisterska obroniona (we wrześniu bo we wrześniu, ale obroniona) i nadszedł czas na znalezienie pierwszej płatnej roboty. No i kuzynce się zamarzyło - ona po informatyce chce pracować w korporacji! Nie miała konkretnych planów, ale koniecznie chciała do korporacji.

Zaczęła masowo wysyłać CV, mając nadzieję na znalezienie upragnionej pracy. Jednak rzeczywistość nie była różowa i większość firm na jej aplikacje nawet nie odpowiadało. Parę razy jednak została zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną, ale ostatecznie zatrudnić jej nie chciano.
W okolicy stycznia w końcu sukces - zaproponowano jej praktyki w jednym korpo. Radość kuzynki jednak nie trwała zbyt długo - oferowano jej umowę-zlecenie ze stawką 6 zł (brutto) na godzinę. Z jednej strony pieniądze faktycznie małe, ale z drugiej dziewczyna z niskim doświadczeniem i umiejętnościami - czego się spodziewała? Kuzynka doszła do wniosku, że za taką kwotę pracować nie będzie i ofertę odrzuciła.

Minęło jeszcze kilka tygodni, aż jej rodzice w końcu stracili cierpliwość i powiedzieli jej, że ma iść do pracy gdziekolwiek, do jakiegoś Maka czy sklepu i zacząć im się dokładać do mieszkania, albo ją wyrzucą, bo z chwilą gdy skończyła studia przestali mieć obowiązek ją utrzymywać. Kuzynka zachwycona nie była, ale i rodzice nieugięci. Poszła pracować do supermarketu jako człowiek-orkiestra (siedzenie na kasie, wykładanie towaru, sprzątanie itp. itd.).

Przepracowała cztery miesiące. Po czym ogłosiła, że jest w ciąży. Ojciec nieznany, wpadka na jakiejś imprezie (oficjalnie - ja tam myślę, że to nie była wpadka tylko celowo sypiała z facetami bez zabezpieczenia, żeby zajść i nie musieć pracować). Z pracy odeszła (była na zleceniu), bo przecież w ciąży "nie może pracować". Rodzice jej teraz z domu nie wyrzucą. Oczywiście jakby chcieli to dalej by mogli, no ale mają za miękkie serca, by wyrzucać ciężarną.

No i kuzynka sobie wesoło siedzi w domu, nie przejmując się za bardzo skąd weźmie pieniądze na dziecko ani jak sobie poradzi. Problem z pracą w markecie rozwiązała i to jej wystarcza. Jak ktoś się jej dopytuje jak teraz będzie to mówi, że sobie poradzi.

A ja współczuję jej rodzicom, bo nie dość, że dalej będą musieli wykładać kasę na pasożyta to jeszcze na jej dziecko. Mam nadzieję, że jak ono podrośnie to znów postawią kuzynce ultimatum i każą wracać do pracy.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (208)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…