Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Czy piekielny byłem ja? Bo to usiłuje wmówić mi moja była już…

Czy piekielny byłem ja? Bo to usiłuje wmówić mi moja była już partnerka, choć nie wiem czy nawet realnie byliśmy w związku.

Spotykałem się kilka miesięcy z pewną kobietą. Dodajmy tu, że nie jestem już młodzikiem, mam 35 lat, ona ma 31. Spotykaliśmy i wszystko zmierzało w moim mniemaniu w bardzo fajnym kierunku.
Owa kobieta ma psa. Pies jak pies, całkiem sympatyczny gość, natomiast ja wielkim fanem owych zwierząt nie jestem i chciałbym być dobrze zrozumiany - tak, to sympatyczne mordki i obcowanie z nimi bywa dla mnie przyjemnością, fajnego psa też zaakceptowałbym u siebie w domu, ale nie jestem po prostu fanatykiem, którego rozczula każdy mijany piesio.

Pracuję w firmie, która w ramach corocznego bonusu funduje pracownikom urlop w jednym z hoteli należących do tego samego właściciela, co rzeczona wyżej firma. Jest tygodniowy pobyt z partnerem, rodziną czy kolegą w wybranym hotelu, warunkiem jest jedynie, że pobyt ten nie może być realizowany w tzw. wysokim sezonie.

W każdym razie urlop ten miałem już zaplanowany na maj i postanowiłem zaproponować ukochanej towarzyszenie mi, na co ona chętnie przystała. Hotel znajdował się 600km od naszego miejsca zamieszkania. Powiedziałem, że wolałbym, aby pies nam nie towarzyszył, bo znam dość dobrze tę okolicę i chciałbym możliwie intensywnie wykorzystać ten czas, a wiem, że z wielu atrakcji nie można korzystać z psem, pomijając aktywności, które po prostu z definicji nie nadają się dla psów, typu spływ kajakiem. Dziewczyna powiedziała, że nie ma sprawy, ona już ma za sobą wyjazdy bez psa i zawsze podrzuca go do rodziców.

Tak więc pojechaliśmy ze spokojną głową. Pierwsze dwa dni super, ale trzeciego dnia podczas standardowej wieczornej rozmowy z mamą, podczas której upewniała się, że z pieskiem wszystko ok, moja towarzyszka usłyszała słowa, które zmroziły jej krew w żyłach. Mianowicie mama powiedziała, że przyszła do niej sąsiadka na kawę i pies dziwnie na nią zareagował, warczał, więc mama czas wizyty sąsiadki tj. około godziny zamknęła go w pokoju obok. Dziewczyna zrobiła matce potworną awanturę, co już było dla mnie przesadą, ale na tym nie koniec. Otóż po zakończeniu rozmowy oznajmiła mi, że wyjeżdżamy natychmiast, ona musi wrócić, bo jej matka robi krzywdę psu i ona musi go ratować.

No powiem szczerze, że zdębiałam i powiedziałam, że nie uważam, aby fakt, że psa odizolowano na godzinę był znęcaniem się, które wymaga przerwania urlopu i jechania 600km w środku nocy. Pokłóciliśmy się i usłyszałem od niej wiele gorzkich słów o mojej nieczułości, braku zrozumienia, egoizmie. Powiedziałem, że przykro mi, ale naprawdę ten urlop jest dla mnie ważny i chciałbym, aby przynajmniej ochłonęła trochę po rozmowie z mamą, może później zadzwoniła jeszcze raz i nie podejmowała pochopnych decyzji, a tym bardziej nie zmuszała mnie do tego. Dziewczę wywaliło mi z tekstem, że ona nie wie, o co mi chodzi, przecież nic nie tracę, bo i tak za to nie zapłaciłem, skoro ją zaprosiłem to jestem za nią odpowiedzialny.

Tu się zirytowałem i powiedziałem, że jest dorosłą kobietą, a nie dzieckiem do niańczenia i choć będzie mi przykro, nie będę jej zatrzymywał na siłę, ale ja urlopu nie przerwę. Stała przede mną oniemiała z łzami w oczach i spytała, czy chce jej przez to powiedzieć, że nie odwiozę jej do domu. Po mojej odpowiedzi, rzuciła mi poduszką w twarz, rozkrzyczała się, a na koniec powiedziała, że mogę sobie spać na podłodze. Nosz, do cholery jasnej...

Powiedziałam stanowczo:
- Nie, nie będę spał na podłodze, nie dam ci dyktować mi, co mam robić. Pomogę ci zorganizować transport nawet teraz lub jutro, ale nie będziesz mnie wyganiać z łóżka, jeśli nie chcesz go ze mną dzielić, to ciebie podłoga też nie ugryzie!
Cóż, jakoś jednak daliśmy radę spać w jednym łóżku, następnego dnia rano odwiozłem ją na pociąg, nie odezwała się nawet wysiadając z auta. Zaczęła mnie jednak później bombardować wiadomościami z wyrzutami, na które postanowiłem nie odpowiadać.

Dopiero po urlopie napisałem do niej wiadomość, nie licząc, a nawet nie chcąc pojednania, jednak chciałem tę znajomość jakoś spiąć klamrą, napisałem mi, że przykro mi, że tak wyszło i mimo wszystko dziękuję za wszystkie miłe chwile i życzę wszystkiego dobrego. W odpowiedzi znowu pretensje i wyrzuty, więc już nie odpisałem.

Dziewczyna do dziś potrafi mnie zaczepiać dziwacznymi wiadomości, z aluzją, że zachowałem się jak... członek. Nie odpisuję wcale lub bardzo lakonicznie, ale nie blokuję, bo zastanawiam się, czy w jakimś momencie przyjdzie u niej refleksja, że jej zachowanie też było nie było w porządku.

związek

by ~roy
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar jjzz
14 20

Niestety, ale jej zachowanie wskazuje na syndrom psiecka. Najlepszą radą, jakiej mogę ci udzielić, to: "Porzućcie wszelką nadzieję..." Lepiej zablokować, próbować zapomnieć. Boli, ale próby podtrzymania relacji z tak zwichrowaną osobą nie wyjdą ci na dobre. Szkoda, ale lepiej, jak takie "kwiatki" wypłyną na wierzch raczej wcześniej niż później.

Odpowiedz
avatar Arielka
18 20

Ciesz się, że jej natura ujawniła się wcześnie... gorzej by było, jakby to wyszło po ślubie...

Odpowiedz
avatar koki
20 22

Chłopie, Ty świeczkę przed ołtarzem zapal. I przy okazji podziękuj mamusi Twojej byłej. Cała ta sytuacja uratowała Twój tyłek. Nawet nie wiesz, co mogła by odwalić po ślubie.

Odpowiedz
avatar Chrupki
15 17

Chciałam napisać jakiś komentarz, ale w sumie wszystko zostało już dobrze skomentowane.:-) Masz szczęście, że szydło wyszło szybko z worka, ale współczuję zepsutego urlopu i zmarnowanego czasu. Na Twoim miejscu też nie blokowałabym numeru, bo nigdy nie wiadomo, co laska odwali, może lepiej mieć rękę na pulsie. Ale na pojednanie, to chłopie lepiej nie licz, bo dziewczynie się włącza jakiś fanatyzm, którego nie przeskoczy bez terapii chyba. Lasce się pomieszało posiadanie psa z posiadaniem dziecka. Może to jej pierwszy domowy zwierzak w samodzielnym życiu? Też mam zwierzaki w domu, i dbam o nie i nie dam im zrobić krzywdy, ale to normalne, że jak zaczynają warczeć na gości, to je izoluję w innym pokoju na czas wizyty. Bardzo Ci gratuluję asertywnej postawy w kwestii spania na podłodze i kontynuowania urlopu - wywalanie faceta z łóżka po kłótni to jakiś dziwaczny, księżniczkowaty zwyczaj z hollywoodzkich filmów, którego w ogóle nie rozumiem. Masz zdrowe podejście do ludzi i szacunek do siebie. Tak trzymaj, w końcu trafisz na normalną osobę! Powodzenia!

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
-4 16

Co do "syndromu psiecka", "lasce się pomieszało posiadanie psa z posiadaniem dziecka"... Gdyby sąsiadka przyszła do mnie w odwiedziny, a będący pod moją opieką pies bez powodu zaczął na nią warczeć, to najpierw spróbowałabym go uspokoić ("Sonia, to swój, Sonia, spokój!"), a gdyby to nie odniosło skutku, zamknęłabym psa w jakimś bezpiecznym dla niego pomieszczeniu, na przykład w drugim pokoju. Ale... Gdyby sąsiadka przyszła do mnie w odwiedziny, a będący pod moją opieką dzieciak bez powodu zaczął jej grozić/wyzywać ją, to najpierw spróbowałabym go uspokoić ("Piotruś, jak ty się zachowujesz? Proszę natychmiast przestać i przeprosić sąsiadkę!"), a gdyby to nie odniosło skutku, zamknęłabym dziecko w jakimś bezpiecznym dla niego pomieszczeniu, na przykład w drugim pokoju. 1) Czy to ja jestem okrutna, zła, podła, zimna i nieczuła czy może inni komentujący - nieco zbyt pobłażliwi względem dzieci? 2) Czemu w każdej internetowej dyskusji o wychowaniu psów musi pojawić się wątek dzieci, nawet gdy te nie występują w historii, od której dyskusja się zaczęła?

Odpowiedz
avatar singri
12 14

@SmoczycaWawelska: Jeśli dziecko jest na tyle duże, żeby ŚWIADOMIE grozić obcym osobom i je wyzywać, to jest też na tyle duże, żeby mogło posiedzieć w swoim pokoju z kredkami, odtwarzaczem muzyki czy innymi zabawkami. Mam gościa, chcę pogadać. I tak, w tej sytuacji nie widzę większej różnicy pomiędzy psem a cztero-sześciolatkiem. Starsze dziecko, poza odesłaniem do pokoju, zapewne odczułoby konsekwencje w postaci co najmniej pojechania po kieszonkowym. Nadmierna pobłażliwość jest cholernie szkodliwa.

Odpowiedz
avatar digi51
-1 7

@SmoczycaWawelska: Gość przedstawia przybliżoną treść rozmowy, jaką przedstawiła mu laska pod wpływem emocji, a Ty się skupiasz na tym, że opiekunka psa nie próbowała go uspokoić. Z tym, że tego nie wiesz, czy próbowała go uspokoić czy nie. Mogłaś w sumie pójść dalej i domniemać, że matka laski zasadziła temu psa jeszcze kopa w tyłek, tak samo zasadne stwierdzenie, jak to, że nie próbowała go uspokoić.

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
-4 8

@singri: Tak, właśnie o dziecko w tym wieku mi chodziło. Bo dziecko za małe, żeby coś takiego świadomie zrobić, to by było niemowlę - ale psim odpowiednikiem niemowlęcia nie jest dorosły osobnik grożący agresją, tylko szczenię i to takie jeszcze nie odstawione od suczki. I z kolei ani pies, ani człowiek na tym etapie rozwoju nie stanowi zagrożenia dla... dla nikogo w sumie. Zaś co do nastolatków to w sumie ciężko mi się wypowiedzieć - u mnie w domu byłoby nie do pomyślenia, że gdy w gości przychodzi sąsiadka, nastolatek/nastolatka nie pomaga w podawaniu kawy i ciasta do stołu, bo np. woli sobie książkę poczytać. To by był już wystarczający powód do uznania że nastolatka/nastolatek zachowuje się po chamsku. A już scenka tego "kalibru" - z grożeniem bądź wyzywaniem sąsiadki brzmi jak dla mnie mocno surrealistycznie. Hym. Chyba jednak jestem okrutna i sroga. Co prawda dzieci się nie skarżyły, no ale to ani chybi ze strachu. @digi51: "Ty się skupiasz na tym, że opiekunka psa nie próbowała go uspokoić" Eee... nie? SKUPIAM SIĘ na fakcie, że w tego typu sytuacji nie ma większej różnicy między tym, jak moim zdaniem należy postąpić z psem, a tym, jak moim zdaniem należy postąpić z dzieckiem. Owszem, uspokoić bym spróbowała - ze świadomością, że prawdopodobnie mi się to nie uda, no ale ja tam lubię zaczynać polubownie i dawać nawet nikłą szansę na poprawę zachowania, ot, takie już mam podejście.

Odpowiedz
avatar singri
8 10

@SmoczycaWawelska: Dla mnie zaś normalne jest, że nastolatek po podaniu kawy i ciasta żegna się kulturalnie i udaje do siebie z dwóch powodów: 1) Mój gość nie stanowi dla niego atrakcyjnego towarzystwa. 2) Nawzajem moje nastoletnie dziecko nie jest dla mojego gościa atrakcyjnym partnerem do rozmowy.

Odpowiedz
avatar digi51
4 10

@SmoczycaWawelska: No tak, twój cały komentarz opiera się na założeniu, że opiekunka psa nie próbowała go uspokoić, tylko od razu zamknęła. A tak swoją drogą. Natomiast różnica między psem a dzieckiem jest zasadnicza, gdyż mało kto boi się, że dziecko zrobi mu fizyczną krzywdę znienacka - można nie lubić towarzystwa dzieci, ale nie jest ono potencjalnie niebezpieczne. Pies z kolei może w kilka sekund zrobić dużą krzywdę - nie wiem czy czułabym się komfortowo pijąc kawkę z towarzystwie psa, który jest mi ewidentnie wrogi.

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
-2 4

@singri: A to już zależy od gościa :) @digi51: "twój cały komentarz opiera się na założeniu, że opiekunka psa nie próbowała go uspokoić, tylko od razu zamknęła" - no nie, nie opiera się. Dodałam to jako detal w sumie, bo tak czy siak w mniej-więcej 80% przypadków takie uspokajanie wkurzonego psa/dzieciaka guzik da i trza go będzie odizolować od sąsiadki. "mało kto boi się, że dziecko zrobi mu fizyczną krzywdę znienacka" No i bardzo słusznie, w końcu wiadomo, że takie dziecko, któremu większość ludzi pozwoli podejść do siebie bliżej niż psu, nie sięgnie tak wysoko, żeby siedzącemu przy stole dorosłemu wbić palec/ołówek/widelec w oko/gardło/nos. Poza tym dziecko w przeciwieństwie do psa nie ma rąk i nie umie rzucić w stronę dorosłego na przykład nożyczkami czy książką o twardej oprawie. Albo złapać stojącą na stole dopiero co podaną herbatę i chlusnąć wrzątkiem na sąsiadkę też pies umie, a dziecko nie. Nie odnotowała historia żadnego przypadku, kiedy dziecko kogoś zraniło* czy złamało komuś kość**. Dzieci są z natury niewinne i łagodne, przez co np. nikt ich nigdy nigdzie nie rekrutował do wojska***. Bolesław Krzywousty mający już "na koncie" ubitego dzika i niedźwiedzia w momencie pasowania na rycerza (w szacownym wieku lat 14) to zmyślona bajka, a zresztą przez ten niecały tysiąc lat to ludzkość już praktycznie w inny gatunek ewoluowała, więc o czym my tu w ogóle mówimy. Przecież wszyscy wiedzą, że współczesne dzieci zachowują się w stu procentach przewidywalnie, nigdy nie testują ani granic tego co fizycznie są w stanie zrobić, ani granic tego na co opiekun im pozwoli, są w stanie doskonale przewidzieć konsekwencje swoich zachowań, przez co nawet w złości automatycznie powstrzymują się od zrobienia komuś krzywdy i mogłabym tak pisać do przyszłej majówki, gdybym nie musiała wytrzeć klawiatury z sarkazmu. * https://www.live5news.com/2021/10/21/police-6-year-old-brings-knife-virginia-school-stabs-student-face-during-recess/ ** https://www.reddit.com/r/ECEProfessionals/comments/1cocte9/injured_by_a_child/ *** https://en.m.wikipedia.org/wiki/Small_Boys_Unit

Odpowiedz
avatar digi51
2 4

@SmoczycaWawelska: Aha, to teraz podpierając się skrajnymi przykładami, w których dziecko zrobiło komuś fizyczną krzywdę, chcesz udowadniać, że lęk przed psem ma dokładnie tak samo racjonalne podstawy co lęk przed dzieckiem? Jak podpowiada google, w Polsce rocznie dochodzi do ok.27 000 pogryzień przez psy - a weź pod uwagę, że MULTUM takich incydentów nie jest nigdzie zgłaszanych. Wiem z autopsji. Moi rodzice są aktywnymi członkami psiej społeczności u siebie na osiedlu i tak 10 drobnych ugryzień przez psa, może jedno jest zgłaszane, bo większość, choć się wkurzy, to machnie ręką, jak pies go lekko "chapnie". Jeśli jesteś w stanie jakkolwiek dowieść, że skala zranień dorosłych ludzi przez dzieci jest podobna, to przyznam Ci rację.

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
-3 5

@digi51: 1) Czy mogłabyś przestać wkładać mi w usta rzeczy, których nie mówiłam? 2) Dobrze, skoro teraz interesuje Cię szacowanie ryzyka, a nie moje porady wychowawcze... "weź pod uwagę, że MULTUM takich incydentów nie jest nigdzie zgłaszanych" Owszem - są to te incydenty, w których, jak to ujęłaś, "pies lekko chapnął". Bo incydenty poważniejsze, które (jak sama zauważyłaś) stanowią mniejszość, są zgłaszane na SORach przez poszkodowanych poszukujących pomocy. Podobnie jak przypadki poważnej krzywdy wyrządzonej przez rozzłoszczone dziecko (np. widelec wbity w oko) zostaną zgłoszone na SOR, ale multum przypadków lżejszej krzywdy (np. dziecko nabiło komuś guza, uderzywszy czymś w głowę lub dziecko poparzyło kogoś gorącym płynem) zgłoszonych nie zostanie. Już ten fakt zmniejsza użyteczność statystyki. Czy lęk przed psem ma dokładnie tak samo racjonalne podstawy co lęk przed dzieckiem? Odpowiedź jest oczywista - to zależy i to nie od (jak sama zauważyłaś - niedoskonałych) statystyk. Co to za pies? Jak duża gabarytowo rasa? Co to za dzieciak? Ile ma lat? Czy któregoś z nich poznaliśmy już wcześniej? Jak wtedy na nas zareagował? Jak ogólnie każdy z nich jest wychowywany? Czy sprawiał już wcześniej wychowawcze problemy? Bo gdybym na przykład przyszła do sąsiadki, która ma karnego maltańczyka, który mnie lubi i rozpuszczone jak dziadowski bicz 10-letnie dziecko, które mnie nie cierpi, to liczbę ludzi pogryzionych przez psy w zeszłym roku wg. GUSu miałabym tak głęboko w wiadomym miejscu, że najstaranniej wykonana kolonoskopia by jej nie wykryła. I tak, to znowu jest konkretny przypadek - ponieważ psy i dzieci to nie są żywioły, które zmierzysz w skali Beauforta czy Richtera i już wszystko o nich wiesz, tylko żywe istoty - każda mająca własny charakter, więc rozpatrywanie konkretnego przypadku w kontekście konkretnego osobnika ma więcej sensu niż stwierdzenie a priori dziecko = aniołek i jednocześnie pies = ogar piekielny. 3) W międzyczasie poczytałam sobie komentarze pod innymi nowymi historiami na przykład tu: https://piekielni.pl/92171#comments czy tu: https://piekielni.pl/92169#comments i... Okej, zaznaczam, pytam bez jakichkolwiek złośliwych intencji: czy piekielni na pewno rozmawiają w tych wątkach z digi51 czy (tak, wiem, że to mało prawdopodobne, ale tak mi nie wiedzieć skąd to przyszło do głowy) z rozemocjonowaną nastolatką, która włamała się na konto digi51, a która na wszelki wypadek chwali się swoim wiekiem ("nie mam już 20 lat"), używa młodzieżowego slangu ("gunwo", "delulu"), pomysł wyposażenia się prewencyjnie w wiedzę o zagrożeniach najwyraźniej uważa za obwinianie biednej ofiary (komentarze pod drugą z podlinkowanych historii), nie podaje źródła do przytaczanej twardej danej - liczby pogryzień w kraju, która to z oczywistych względów nie może być jej szacunkiem na podstawie własnych doświadczeń (komentarz powyżej) oraz ma problem z odróżnieniem przypadkowego szczegółu od głównego tematu czytanego tekstu (początek i powód tej rozmowy)? Tak się tylko niewinnie interesuję - bo nawet jeśli zachodzi druga z tych opcji, to nie spodziewam się żeby wspomniana nastolatka się przyznała.

Odpowiedz
avatar digi51
1 3

@SmoczycaWawelska: incydent, w których dziecko wyrządziło dorosłemu drobną krzywdę, jak guz, to prędzej wynik nieuwagi i braku odpowiedzialności dorosłych, którzy np. Zostawiają w zasięgu rąk małego dziecka niebezpieczne narzędzia i nie kontrolują tego, co robi. Co do zasady przeciętny człowiek jest w stanie lepiej przewidzieć zachowanie drugiego człowieka niż psa, chyba, że jest dobrym znawcą psiej psychologii. Dziecko nie zrobi dorosłemu zagrażającej życiu krzywdy o ile nie ma do tego odpowiednich narzędzi. Więc jeśli chcesz cokolwiek porównywać to nie porównuj ot tak niegrzecznego bachora do warczącego psa tylko bachora np. Z nożem w ręce, bo pies ten "nóż" ma zawsze przy sobie w postaci zębów. I teraz odpowiedz sobie na pytanie, czy komfortowo byś się czuła, gdyby bachor wyrażał Ci się tym nożem, a jego matka uspokoiłaby, go po czym posadziła razem z tobą przy stole do picia kawki i zajadania się ciastem, czy raczej obawiałabyś się, że zaraz zaatakuje Cię widelcem. Mi wielokrotnie psy robiły niechcący krzywdę, wpadając na mnie w zabawie, gryząc po palcach gdy dawałam im smaczki i tego nawet nie należy liczyć jako jakiekolwiek incydenty, bo nie wynikają one z agresji psa, a nieuwagi człowieka. I tak samo należy traktować sytuację, gdy dziecko w głupocie, nieuwadze i braku wyobraźni sprawi ból drugiemu człowiekowi. Natomiast inną sprawą jest, że dorosła osoba nawet bez jakiekolwiek doświadczenia i pojęcia prędzej zapanuje fizycznie nad dzieciakiem niż nawet nie dużym, ale agresywnym psem z zębami. Poza tym, jak napisała singri wyżej - jak dzieciak zachowuje się chamsko, a wręcz agresywnie wobec gościa, to tak, zostaje najpierw odseparowany, a potem jest wyjaśnianie sytuacji i wyciąganie konsekwencji. Nie wyobrażam sobie, nawet po uspokojenie warczącego psa, zostawiać go w towarzystwie osoby, na którą warczał, jeśli mogę go po prostu na jakiś czas odseparować. Krzywda mu się nie stanie, a gość poczuje się komfortowo. Ja zresztą też, bo za absolutnie żadnego psa nie dam sobie ręki uciąć, że raz uspokojony przestanie być wrogi wobec danej osoby. Natomiast co do personalnych przytyków, sugestii, że jestem rozhisteryzowana i twierdzenia, że wyrażanie powszechnie używane w potocznym języku, zwłaszcza w necie od jakichś 10 lat są młodzieżowym slangiem i mają być dowodem na to, że jestem nastolatką (pięknie by w sumie było gdyby była to prawda XD) nie sprawią, że twoje wypowiedzi będą miały więcej sensu. Twoje porównanie z pierwszego komentarza jest zwyczajnie nietrafione. Pomijam tu, że faktycznie nie rozumiem dlaczego porównania psów do dzieci pojawiają się nagminnie i są kompletnie bezsensowne i w tym jednym podzielam Twoja opinię i naturalną tego konsekwencją jest to, że twój argument o tym, że "ej, ale psa zamykacie, a dzieciaka byście najpierw uspokoili" obala się praktycznie sam. Pies to nie dziecko, dziecko to nie pies.

Odpowiedz
avatar digi51
0 2

@SmoczycaWawelska: btw, napisałam Ci, że dane na temat pogryzień to wynik kilkusekunowego wysiłku, jaki włożyłam we wpisanie odpowiedniej frazy w Google. Gdybym chciała byś złośliwa tak jak Ty, zaproponowałabym, że jeśli jesteś staruszką, która nauczyła się obsługi jednej strony internetowej i nie wie, jak korzystać z google, to podeślę Ci bezpośredniego linka. Ale nie będę złośliwa :)

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
-1 3

@digi51: "twój argument o tym, że >>ej, ale psa zamykacie, a dzieciaka byście najpierw uspokoili<< obala się praktycznie sam" Ja takiego argumentu nie nigdzie nigdy nie wysuwałam, o czym piszę Ci po raz trzeci, na wypadek gdybyś nie wyłapała tego w komentarzu, od którego cała ta "radosna" dyskusja się zaczęła. Dopóki będziesz mi wkładać w usta ów argument, pod którym się nie podpisuję, nie widzę sensu w dalszym odpowiadaniu Ci. Za stara już na to jestem ;)

Odpowiedz
avatar digi51
-1 1

@SmoczycaWawelska: ok, przepraszam Cię najmocniej, faktycznie dosłownie takiego argumentu nie używałaś, po prostu Twoje niebywałe zdziwienie budzi fakt, że wygrażające się komuś dziecko jest zjawiskiem nieco innym niż warczący na kogoś pies i z tego względu na ogół nie stosuje się dokładnie takich samych standardów wobec takiego zachowania psa i dziecka. A ostatecznie wszystko sprowadza się do tego, że na podstawie tego, że ktoś wyżej przyrównał psa do dziecka wysnułaś teorię, jakby ktoś taki zachował się w sytuacji z dzieckiem i teraz dywagujesz nad tym, dlaczego dochodzi do scenariuszy, które sama ułożyłaś w swojej głowie. No to good luck.

Odpowiedz
avatar szary_mysz
3 3

@SmoczycaWawelska: "u mnie w domu byłoby nie do pomyślenia, że gdy w gości przychodzi sąsiadka, nastolatek/nastolatka nie pomaga w podawaniu kawy i ciasta do stołu, bo np. woli sobie książkę poczytać." Ale czy to ta nastolatka zapraszała sąsiadkę, czy Ty?

Odpowiedz
avatar Minnie
0 0

@digi51 bo to jest zupełnie inne zjawisko. Przede wszystkim, warczący pies nie grozi a dystansuje (w swoim mniemaniu zagrożenie) - to jest tak jakbyś ty mówiła do kogoś kogo się boisz "nie podchodź bo mam gaz pieprzowy". Dokładnie to samo chce przekazać pies warcząc. Jeśli warczy to ostrzega - i nie jest to zachowanie agresywne. W przypadku kar za warczenie możesz uzyskać tylko jedną rzecz - pies przestanie to robić, za to zacznie rzucać się bez ostrzeżenia (i rzeczywiście, sporo psów mających problem z dawaniem sygnałów ostrzegawczych przechodzi od razu do ataku - stąd też tyle pogryzień). Dlatego właśnie uspokojenie jest tu dobrym pomysłem - a jeśli się nie uda to czasowa izolacja

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
-3 3

@szary_mysz: Ja. Niemniej nastolatka też ma w domu jakieś obowiązki. Jeśli ma poodkurzać - to cały dom, włącznie z MOJĄ sypialnią. Jeśli ma wynieść śmieci - to włącznie z tymi, które JA wrzuciłam do kubła. Jeśli ma podać ciastka do stołu - to MI i MOJEMU gościowi też. To ostatnie jeszcze należy zrobić możliwie sprawnie i fachowo, żeby w gościu nie wywoływać wrażenia, że się jest mniej skoordynowanym ruchowo niż się jest w istocie. Obowiązki na zasadzie "sprzątasz TYLKO SWOJE zabawki", "podlewasz TYLKO SWOJE kwiatki", "ścielisz TYLKO SWOJE łóżko" mają u nas młodsze dzieci. Wiek nastoletni jest odpowiedni do nauki odpowiedzialności za innych, nie tylko za siebie. I akurat w tym aspekcie zasady panujące w moim domu nie zmieniły się od czasów mojego dzieciństwa.

Odpowiedz
avatar Aviehotels
4 4

@SmoczycaWawelska: Ty jakaś chora jesteś XDDD i to mocno. Twoje dzieci nie mają NIC do tego czy kogoś zaprosiłaś czy nie. To jest Twój gość i Twoja odpowiedzialność za niego. Jakie w ogóle podawanie kawy i ciasta, jakie sprawnie i fachowo, co? To dzieci to Twoja służba czy co? Chore, chore, chore. Zapraszasz kogoś do domu dla własnej rozrywki i wyłącznie TY powinnaś podawać gościowi kawę i ciasto. A Twoje dzieci powinny podać ciasto swoim gościom, koleżankom czy kolegom. Dzieci nie mają obowiązku interesowania się tym że kogoś spraszasz do domu. Nie mają nawet obowiązku lubić tej osoby. A tym bardziej latać z tacami, bo sobie jakieś piepr*zone Hells Kitchen robisz z własnej rodziny. Sorry, to tak nie działa. Sprzątanie w domu, okej. Ale nie jakieś ciasta i kawy "sprawnie i fachowo", no nie jest to normalne ani zdrowe.

Odpowiedz
avatar szary_mysz
3 3

@SmoczycaWawelska: "Ja." Zatem to Ty martw się o kawę i ciasto dla sąsiadki. Co innego gdyby to było np. większe spotkanie rodzinne z okazji Twoich czy męża imienin; wtedy _wg_mnie_ dzieci powinny włączyć się do przygotowań. Tak samo zresztą jak do sprzątania mieszkania. "To ostatnie jeszcze należy zrobić możliwie sprawnie i fachowo, żeby w gościu nie wywoływać wrażenia, że się jest mniej skoordynowanym ruchowo niż się jest w istocie." A jeżeli pociecha jest na tyle bezczelna, że nie interesuje jej co sobie sąsiadka o niej pomyśli? Zgroza, pani, zgroza... :))

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
-4 4

@szary_mysz, @Aviehotels, słoneczka Wy moje. Każdy w domu ma jakieś obowiązki. Im kto starszy, tym więcej, tak to już w życiu jest. Do pewnego momentu, bo dziadkom i babciom chylącym się ku ziemi znów obowiązków się w miarę możliwości ujmuje, ale do tego wieku nastolatkom jeszcze daleko. "to Ty martw się o kawę i ciasto dla sąsiadki" Nie bój się, ja się martwię. Dzięki mnie ta kawa i ciastko w ogóle w kuchni jest. Dzięki mnie są w kuchni talerzyki, widelczyki, filiżanki - i to czyste - na których można je podać. Dzięki mnie chodzi lodówka, w której to ciasto się chłodzi tuż obok jedzonka dla wspomnianego nastolatka. Dzięki mnie z kranu poleci woda do czajnika, a sam czajnik będzie można nastawić na kawę. Dzięki mnie nastolatek w ogóle ma nad głową dach, a pod tymże dachem tę kuchnię i salon. Wiem, zaraz usłyszę, że to wszystko się należy jak psu buda. No, w sumie budy psom też z nieba nie spadają, tylko ktoś je musi postawić... Często się też martwię o to, żeby rzeczony nastolatek miał własny pokój, własny telefon, dostęp do internetu, jak największe możliwości kształcenia się, wsparcie w trudnościach w tymże kształceniu, pieniądze na spontaniczne lody/kino/zakupy, szofera w drodze na i z wycieczki/koncertu/imprezy, gitarę, rower, terrarium ze zwierzakiem, kolekcję komiksów i co tam sobie jeszcze wymyśli. No tak to u nas działa: dostajesz sporo więcej niż minimum, więc i od siebie dajesz więcej niż minimum. Obu stronom ten układ zawsze pasował bardziej niż "ja tobie absolutne minimum i ty mi też absolutne minimum" (i raz jeszcze zaznaczam, że byłam w tej rodzinie po obu stronach tego układu). No nie wiem, może genetyczne predyspozycje do niego ma moja rodzina, wykluczyć tego wszak nie sposób. "A jeżeli pociecha jest na tyle bezczelna, że nie interesuje jej co sobie sąsiadka o niej pomyśli?" Dalej mówimy o nastolatkach jak rozumiem? No to albo dana pociecha jest wyjątkowo dziecinna (i faktycznie koncept przejmowania się opiniami innych jeszcze do niej nie trafia), albo jest nad wiek dojrzała (i zorientowała się już, że ludzie rzadko w ogóle myślą, a o innych to już myślą naprawdę od święta). Przeciętny człowiek w wieku nastoletnim przejmuje się opiniami innych. Owszem, często chce mieć opinię cool-luzaka-zbuntowanego-przeciwko-światu, tyle że przy kelnerowaniu raczej nie ma okazji, żeby się popisywać takim wyluzowaniem: albo robisz to w miarę sprawnie (i wychodzisz na rzutkiego, ogarniętego człowieka i zarazem dumę mamusi), albo robisz to niezgrabnie (i wychodzisz na niemotę, która najwyraźniej jest na poziomie małego dziecka co nawet talerza na stole postawić nie umie). No takie to życie okrutne, że nawet opinia cool luzaka nie zrobi się sama przy okazji obijania się, tylko o nią też się trzeba postarać.

Odpowiedz
avatar Aviehotels
2 2

@SmoczycaWawelska: dalej podtrzymuję, że jest to chore. Twój gość = Twoja sprawa i dziecko ma prawo wcale nie chcieć w tym uczestniczyć. I ani trochę to nie oznacza, że daje z siebie absolutne minimum. Sprząta, pomaga w przygotowywaniu jedzenia, robi drobne zakupy, wynosi śmieci i tak dalej - to jest bardzo dużo i to są WSPÓLNE obowiązki domowe. To nie jest "absolutne minimum", bo bardzo wiele nastolatków nie chce tego robić. Jak przychodzi do Ciebie sąsiadka, dziecko ma prawo siedzieć w pokoju i nie mieć ochoty nikogo widzieć ani podawać żadnych ciast i kaw, bo może mieć inne zajęcie w danym momencie, źle się czuć, mieć ból brzucha, głowy czy cokolwiek. Ma prawo też w tym czasie czytać książkę, co wspomniałaś jako "zarzut". I bardzo dobrze jeśli czyta, bo ponownie, niewiele dzieci chce czytać książki obecnie. Ja byłabym dumna jeśli moje dziecko powiedziałoby mi że woli poczytać książkę niż zabawiać sąsiadkę. To znaczyłoby że jest mądre i już w takim wieku posiada własne wartości. Dziecko może też być zwyczajnie introwertyczne i bodźcować się w kontaktach z niezbyt bliskimi sobie osobami. A cała Twoja opowieść pod tytułem "dzięki mnie", jest żałosna. DZIĘKI TOBIE dziecko jest na świecie, samo się Tobie nie wcisnęło do domu. Jako osoba dorosła podjęłaś decyzję o chęci posiadania dziecka, taka decyzja niesie za sobą wszystkie te Twoje wypisane "dzięki mnie" jako oczywiste następstwo urodzenia dziecka. Uważasz, że dziecko powinno być Ci wdzięczne, że zapewniasz mu czajnik, prąd, lodówkę i sztućce? No niestety jest to Twoim obowiązkiem jako rodzica, żeby Twoje dziecko nie chodziło głodne, zmarznięte, nieubrane lub nie miało dostępu do nauki. Twoje dziecko mimo że jest niepełnoletnie, ma swoją godność i indywidualność, nie możesz mu tego zabierać, "bo jak nie poda ciastek sąsiadce to ja mu odetnę dostęp do lodówki". Brzmisz jak tyran a nie jak kochający rodzic. Ty dajesz od siebie finanse, bo dziecko nie ma możliwości na siebie pracować, a świadomie się na jego urodzenie zdecydowałaś. Dziecko natomiast ma inne możliwości w swoim wieku i TEŻ, w równy sposób jak przez pieniądze i Twoje dorosłe decyzje, przyczynia się do dbania o wspólnotę rodzinną - np zmywając naczynia wieczorem. Rodzina to nie jest wymiana handlowa "coś za coś". Powinnaś dbać o swoje dziecko, bo je kochasz, a nie stawiać warunki tego dbania. Straszne to jest, jakbym była Twoim dzieckiem to na bank uciekłabym z takiego domu do najbliższej możliwej rodziny, w której Ciebie nie zastanę. Z tego co widzę po tym co piszesz, masz okropny, dyktatorski charakter i oczekujesz sypania Ci róż pod nogi, bo dziecku zapewniasz dach nad głową. Tym się różnimy, że ja w ogóle nie chciałabym, żeby moje dziecko tego dachu nad głową nie miało, a dla Ciebie jest to opcjonalne. Mi by to nie przyszło do głowy żeby pomyśleć, że moje dziecko dzięki mnie ma lodówkę, prąd, dach nad głową, jedzenie, łóżko i talerze w domu xD zapoznaj się z prawami i obowiązkami zarówno dziecka, jak i rodzica, bo jeśli podstawowe dobra życiowe warunkujesz od podawania kawy i ciasta sąsiadom, to nadajesz się do zgłoszenia gdzieś. Jak nie poda, to odcinasz mu prąd? XD koszmar.

Odpowiedz
avatar homig
1 1

@SmoczycaWawelska: Brzmisz jak typowy osobnik co ma dzieci tylko po to by robiły obowiązki dla ciebie i na pewno podadzą szklankę wody na starość. Zamiast to przerwać to przekazałaś dalej. Bardzo smutne i mam nadzieje, że twoje dzieci nie powielą tego zachowania lub ktoś ich przed tym powstrzyma. U mnie zadaniem na wizytę znajomych rodziców było co najwyżej pokazanie się, bo to ktoś nowy lub dawno mnie nie widział. I przyznam, że to było samo w sobie niekomfortowe dla mnie. Dzieciak ma obowiązek nauki i obowiązki w domu, by go przygotować do dalszego życia. Usługiwanie nieswoim gościom tym raczej nie jest. No chyba, że aspiruje do bycia kelnerem w prestiżowej restauracji i się uczy lub ma fazę i to dla niego zabawa. Zmuszanie go to tego jest surrealistyczne dla mnie. To obraz takiego eleganckiego domu, gdzie wszystko wydaje się idealne, a tak naprawdę jest to na pokaz i w środku jest tylko zgnilizna i przemoc psychiczna.

Odpowiedz
avatar Aviehotels
0 0

@homig: dokładnie to samo pomyślałam...

Odpowiedz
avatar iks
7 9

Śmieci się same wyniosły. Podziękuj jej matce.

Odpowiedz
avatar Morog
1 3

Wcześniej nie zauważyłem że jest upośledzona?

Odpowiedz
avatar Kat_Buckby
0 0

Pod swoją ostatnią historią zostałam nazwana psią matką i jakieś odsmyczowe zapalenie mózgu itd. Kocham mojego psa staram sie żeby był częścią mojego życia. Ale kiedy przychodzą do mnie goście to praktycznie zawsze zamykam go w pokoju obok, oprócz przypadków moich znajomych którzy wiem ze go uwielbiają i czasami zastanawiam sie czy przychodzą do mnie czy do niego ;) Przyczyna jest bardzo prosta (i serio nie chce znów wzbudzać burzy dzieci vs psy) ale wiem o tym ze kiedy przychodzą inni ludzie on zachowuje sie jak 3latek który chce sie popisać. Przynosi wszystkie swoje zabawki żeby sie pochwalić, jakies zapomniane od tygodni gryzaki którymi sie nie interesował, i prezentuje wszystkie sztuczki które zna. Dla MNIE jest to męczące a co dopiero dla mojego gościa. Nie zamykam go w ciemnej piwnicy za karę tylko w mojej sypialni z miska wody i wygodnym łóżkiem. Wiec uważam że tak, laska super przewrażliwiona. I ciagle tez nie potrafię pojąć wywalania faceta z łóżka :D

Odpowiedz
Udostępnij