Rodzice! Dbajcie o zdrowie psychiczne swoich dzieci i nie przekazujcie im własnych traum!
Temat powtarzany na tej stronie tysiąc razy — dzieci vs psy.
Mały kontekst: mieszkam niemal w centrum Londynu. Nie mówię tego, żeby się chwalić, tylko żeby łatwiej było wyobrazić sobie, jak zatłoczone potrafią być moje okolice.
Mam psa — adopciaka, średniej wielkości, wyglądem przypomina trochę owczarka niemieckiego, choć jest sporo mniejszy. Zawsze z "uśmiechniętym" pyskiem, szczególnie w takie ciepłe dni. Jest bardzo przyjazny w stosunku do ludzi i lubi się witać. Pracujemy nad tym, żeby nie podchodził do każdego człowieka — robimy postępy.
Do rzeczy.
Idziemy sobie wieczorem do sklepu, przy okazji zaliczając „siku i kupę”. W odległości około 10 metrów widzę mamę z 4–5-letnią córką. Na mój widok, kobieta zasłania dziecko własnym ciałem, po czym szybko przechodzi na drugą stronę ulicy, ciągnąc córkę za sobą i pokazując palcem w moją stronę.
Dla jasności — mój pies był na smyczy i w tamtej chwili bardziej interesowały go zapachy pod latarnią niż jakikolwiek człowiek. Pomyślałam: „ok, kobieta ma jakiś problem” — nie moja sprawa, niech będzie.
Druga sytuacja — znów pies na smyczy, znów zajęty swoimi sprawami. Idziemy wąskim chodnikiem. Z naprzeciwka mama z małym chłopcem. Chłopiec opowiada jej jakąś superważną historię, patrzy na nią z zachwytem, potyka się co chwilę, bo idzie tyłem. Gdy dzieli nas jakieś 5 metrów, chłopiec zauważa mojego psa. Wydaje pisk, który — jestem przekonana — było słychać aż w Leeds, po czym w panice wskakuje prosto na ulicę!
I ja się naprawdę cieszę, że akurat wtedy nie jechał żaden samochód!
Rozumiem, że ten chłopiec mógł mieć złe doświadczenia z psami — serio. Każdy sąd by mnie uniewinnił. Ale zamiast pogłębiać w dzieciach swoje własne lęki czy traumy, zróbcie coś z tym. Pomóżcie im.
Bo następnym razem może akurat jakiś samochód będzie jechał…
EDIT: dodałam kilka komentarzy pod historią żeby być może uściślić pewne fakty - chyba czekam na akceptację od administracji :/
pies londyn dzieci
Piszesz "pies na smyczy". A czy również w kagańcu? Czy wyglądasz na osobę, która da radę takiego psa utrzymać, jeśli się szarpnie? Bo wiesz, ja wiele razy spotkałam się z faktem nieszanowania innych ludzi przez niektórych psiarzy (podkreślam, że niektórych, bo są też psiarze wspaniali, którzy dbają o komfort pupila, ale i jego otoczenia). Kiedyś pani prowadziła dobermana, który szarpnął się w moją stronę podczas spaceru. Kobieta nie była w stanie go utrzymać, skoczył na mnie. Nie usłyszałam "przepraszam", tylko "to dobry piesek, chce się bawić ". Niedawno trzy psy podryzly w mojej okolicy chłopaka (23 lata), który stanął w obronie starszej kobiety. Pies na nią szczekał, chłopak chciał go odgonić, nie wiadomo skąd wyskoczyły dwa inne. Staruszce nic się nie stało, ale on ma kilkadziesiąt szwów, w tym na twarzy, i czeka go rehabilitacja ręki, przy czym nie ma gwarancji, że odzyska pełną sprawność palców . Właściciel "nie wie jak to się stało, to takie dobre psy, same jakoś uciekły ". Zrozum, że dla ciebie pies może być wspaniały, ale inni go nie znają i słusznie zachowują dystans. Obcych psów się nie glaska, nie zaczepia, nie przechodzi się w zasięgu zębów, bo nigdy nie wiadomo, jak się pies zachowa. A może nie spodoba mu się zapach? Może mają kota i nie raz dziecko było obszczekane, bo obcy pies czuł jego sierść na ubraniu? No i totalny minus za "Rodzice! Dbajcie o zdrowie psychiczne swoich dzieci i nie przekazujcie im własnych traum!" bo to totalna megalomania z twojej strony. Jeśli ktoś się boi twojego psa, to znaczy że nie dba o dziecko? WTF? Przemyśl to, co napisałaś. Skąd wiesz, że to traumy rodziców, a nie własne odczucia dzieci. Skąd wiesz, czy takie dziecko nie zostało już kiedyś drapniete/ugryzione/obslinione/przewrócone/wybrudzone/... i po prostu nie lubi psów?
Odpowiedz@Absurdarium: Taaaak, mnie rozwalają filmiki wielkich treserów, miłośników psów, którzy nagrywają jak bydlę (sorry, tylko takie określenie przychodzi mi na myśl) 60-70kg prowadzi drobna dziewczyna i oczywiście, on chce się pochwalić, że piesek grzecznie idzie na smyczy i ciśnie bekę z ludzi, którzy z przerażeniem w oczach robią koło laski wielki łuk.
Odpowiedz@Absurdarium: "Pies na nią naszczekał, chłopak chciał go odgonić..." ku*wa, serio??? Psy szczekają. Najczęściej bez intencji ataku, właśnie szczekanie to sygnał "zaczynasz przekraczać pewne granice, odpuść". Wystarczy zignorować, ominąć i nic złego się nie stanie. No ale nie, trzeba obronić staruszkę, "odgonić" psa, krzycząc i machając odnóżami, a potem zdziwienie, że pies zaatakował. Uświadomcie sobie, że to nie pies zaatakował. Pies dawał sygnał, że czuje się zagrożony, zaatakował chłopak. Bardzo mi go szkoda i intencje na pewno miał dobre, ale zachował się po prostu głupio. Jeśli chciał pomóc staruszce, wystarczyło wziąć ją pod rękę i przeprowadzić bezpiecznie w rejon, gdzie kończyło się "terytorium" psa. P.S. Dla wszystkich, którzy zaraz wyskoczą z argumentem "nie muszę wiedzieć, co pies mi chce przekazać", mam pytanie - czy również nie musisz wiedzieć jaka jest np. droga hamowania dużego, ciężkiego samochodu i w związku z tym włazisz każdemu pod maskę, bo teoretycznie masz pierszeństwo?
Odpowiedz@Xynthia: Akurat Ciebie to bym o odsmyczowe zapalenie mózgu nie posądzała. Nie każdy musi wiedzieć, jakie intencje ma pies i jakie wysyła sygnały. I tak szczerze, jaka osoba wychowana w domu pełnym psów, nie dałabym sobie uciąć ręki za każdego jednego psa, że jak szczeka to przy spokojnym zachowaniu na szczekaniu się skończy. Może i facet postąpił głupio w wyniku niewiedzy - ale on takiej wiedzy posiadać nie musiał. I nie porównuj tego do sytuacji włażenia pod maskę, bo raczej każdy zdaje sobie sprawę, że jak wlezie prosto pod maskę to mu się krzywda stanie - to, że dochodzi do takich sytuacji to najczęściej wyniki nieuwagi, a nie kalkulacji, czy auto zdąży wyhamować. Ataki psów na ludzi są ZAWSZE odpowiedzialnością i winą właściciela. On musi nad psem panować ZAWSZE, bo właśnie może trafić na kogoś, kto zwyczajnie nie ma pojęcia jak się zachować w obliczu psa, którego zachowanie wskazuje na złe intencje. Zresztą, trzymając się twojego przykładu - nawet jak ci pieszy wlezie na pasy bez patrzenia i go potrącisz to jest to twoja wina, bo to ty masz prawo jazdy, ty jesteś po kursie i ty jedziesz potencjalnie zabójczym pojazdem - pieszy, stety niestety, nie potrzebuje kursu, aby poruszać się pieszo po mieście. Ja jeśli widzę przejście to zawsze ogarniam otoczonie wokół w poszukiwaniu pieszych. Jeśli nie widzę - zwalniam.
Odpowiedz@digi51: Ale ja nie tłumaczę i nie zwalniam z odpowiedzialności właściciela, w moim komentarzu skupiłam się na zachowaniu chłopaka... Więc żeby nie było - jak się ma bardzo "terytorialnego" psa, to się go pilnuje i nie rozszerza granic jego terytorium np. przez bramę otwartą na oścież. Mnie chodziło o to, że chłopak (mimo najlepszych intencji) zachował się po prostu głupio. Szczekanie psa zawsze jest po prostu ostrzeżeniem, pies który już podjął decyzję, że zaatakuje, nie szczeka... W ciszy szykuje się do ataku. I dlaczego mam nie porównywać tych sytuacji? Kurczę, psy żyją, funkcjonują, istnieją wokół nas i nie każdy ma odpowiedzialnego właściciela. Nie, nie wymagam, żeby każdy był biegłym psim behawiorystom w stylu "oho, spojrzał na mnie przez ramię i ziewnął, to oznacza że..." (w sumie sama nie wiem co). Ale dziwi mnie, że dla własnego bezpieczeństwa ludzie nie chcą poznać pewnych podstaw. Serio, tak trudno zapamiętać, że pies szczeka = (najczęściej) ostrzega??? Tak, oczywiście, błąd i ewentualna wina za pogryzienie jest tylko i wyłącznie właściciela, naprawdę satysfakcja z faktu "ja miałam/em rację, ten pies nie powinien mnie zaatakować" wynagrodzi ci skutki ewentualnego pogryzienia? Nie musisz umieć przewidzieć zachowania psa. I spotkałam na swojej drodze psy, które mnie ugryzły, mimo że niby nie było powodów - dopiero po przeanalizowaniu sytuacji doszłam do wniosku, co zrobiłam nie tak. Więc ja wolę jak najwięcej wiedzieć i rozumieć, ale owszem, masz rację - za zachowanie psa zawsze odpowiada właściciel. Tylko co mi z tego, jak spotkam na swojej drodze dużego, szczekającego na mnie psa... Wole wiedzieć, jak się zachować, niż potem szukać właściciela, pytać czy pies był szczepiony i ewentualnie żądać odszkodowania/pokrycia kosztów leczenia. Ale każdy robi jak chce, można dać się pogryźć i dochodzić swoich racji.
Odpowiedz@Xynthia: Kiedy piszę "pies" jedna osoba w wyobraźni zobaczy słodkiego kundelka o wzroście 30 cm, który poszczekuje, a druga "bydlę" mające 60 kg wagi i dziesieciocentymetrowe kły. Mam wrażenie, że w Twoim odczuciu chłopak poniekąd sam jest sobie winien. Opiszę zatem z większą ilością szczegółów. Prawie osiemdziesięcioletnia kobieta szła chodnikiem na osiedlu domów jednorodzinnych. Nagle z krzaków wyskoczył pies w typie amstaffa (pisze "w typie", bo się potem okazało, że rodowodu nie miał), który zaczął na nią szczekać i warczeć, biegnąc w jej kierunku. Kobieta się wystraszyła, stanęła bez ruchu i zaczeła krzyczeć. Po drugiej stronie ulicy był chłopak, który natychmiast rzucił się jej na pomoc i próbował go odegnać. Parę sekund później z krzaków wyskoczyły jeszcze dwa psy w typie amstaffa, powaliły go na ziemię i dotkliwie pogryzły. W ocenie tego chłopaka kobieta była zagrożona. Nie wiem, ile centymetrów dzieliło te staruszkę od psich szczęk, jaki dokładnie miał wyraz pyska, czy szczekał ostrzegawczo i by sobie przebiegł obok, czy raczej by się na nią rzucil. Chłopak zareagował instynktownie, chciał obronić kobietę. Z jednym psem prawdopodobnie by sobie poradził. Nie wiedział, że były trzy. Te psy jakoś pokonały zabezpieczenia kojca i wyszły. Właściciel twierdzi, że nie wie jak. A jak lubisz porównania motoryzacyjne, to wyobraź sobie, że widzisz kobietę na pasach, nagle zza zakrętu wyjeżdża z rykiem solidnie rozpędzone auto, a Ty masz pół sekundy na podjęcie decyzji, czy ją odepchnąć, czy też nie, bo może auto zdąży wyhamować, albo może ją jednak ominie jakoś.
Odpowiedz@Xynthia: Niezwykle mnie cieszy, że jesteś tak ogarnięta, doedukowana i w każdej sytuacji potrafisz zachować spokój i racjonalność. Zapewne taka byłaś także w wieku 23 lat. Pewnie nigdy nie wracałaś po zmroku drogą, w której potencjalnie mógłby się ktoś zaczaić, pewnie nigdy nie kazałaś jakiemuś pijanemu natrętowi się odstosunkować od Ciebie, pewnie nigdy wpadłaś na autobusu na ostatnią chwilę, bo przecież drzwi mogły by Cię przytrzasnąć - toć zawsze przewidujesz, że coś takiego może się stać.
Odpowiedz@Absurdarium: No właśnie o to mi chodzi. Chłopak nie zrozumiał zachowania psa (OK, nie musiał, serio, nie wymagam, aby każdy człowiek rozumiał). I jak najbardziej jest winny właściciel psów, który nie wiedział, jak psy wydostały się z kojca... Kurde, masz psy rasy (w typie rasy) agresywnej, to je szkolisz i zabezpieczasz. Ale gdyby chłopak wiedział, że szczekanie to ostrzeżenie, to uniknąłby pogryzienia - zamiast próbować "odgonić" psa (a potem się okazało, że jednak trzy psy), mógł wyprowadzić staruszkę ze "strefy zagrożenia". Ja cały czas mówię o sytuacji, kiedy wina właściciela jest niezaprzeczalna, ale minimum wiedzy o zachowaniu psów pozwoliłoby uniknąć tragedii. Skoro porównanie "motoryzacyjne' do ciebie nie trafia, to mam inne - spotykasz Sebixa, który się pyta, czy masz jakiś problem? I co, mówisz mu, że ma spadać, czy też raczej grzecznie przyznajesz, że nie, nie masz żadnego problemu, tak, chętnie go poczęstujesz papierosem (a w sumie to nawet oddasz mu ledwo napoczętą paczkę) i tak, te drobne też ci niepotrzebne? Ja nie twierdzę, że psy mają prawo latać po ulicach i szczekać na wszystkich. Ja tylko mówię, że może warto wiedzieć, jak się zachować w takiej sytuacji.
Odpowiedz@digi51: Gdzie coś takiego napisałam? Rozumiem chłopaka, który w stresującej sytuacji zachował się tak, jak mu się wydawało najlepiej. Tutaj tylko tłumaczę, co zrobił źle, kto zechce skorzysta, kto nie zechce, to nie. Mnie też parę razy ugryzł pies, pisałam w którymś komentarzu tutaj. Nie, nie jestem ogarnięta, doedukowana i nie zawsze potrafię zachować spokój i racjonalność. Ja tylko wyrażam zdanie, że lepiej wiedzieć i rozumieć, zawsze to większe szanse na bezpieczne wyjście z niebezpiecznej sytuacji. Nie chodzi mi o "moją rację", tylko o to, żeby choć jedna osoba, która znajdzie się w takiej (lub podobnej) sytuacji, wyszła z niej bez szwanku. Żeby nie próbować "odganiać" szczekającego psa. P.S. W wieku 23 lat byłam głupia jak but z lewej nogi. Mam nadzieję, że tera jestem choć trochę mądrzejsza.
Odpowiedz@Xynthia: Porównanie do mnie nie trafia tylko z jednego powodu: w sytuacji zagrożenia (mniejsza o to, czy faktycznie zagrożenie istnieje, ważne jak odbiera to nasz mózg), gdy mamy ułamek sekundy na decyzję, zadziała w pierwszej kolejności instynkt, który mówi "walcz" lub "uciekaj". Możesz mieć ogromną wiedzę, ale bez doświadczenia i treningu nie pokonasz tego impulsu. Na przykład na kursach pływania mówią zawsze, że jeśli złapie skurcz, to należy się wyprostować leżąc na plecach, szeroko rozłożyć ręce, a wtedy woda sama wypchnie. Kiedy pierwszy raz się topilam, cała ta wiedza zniknęła i jak szalona machalam rękami. Wyciągnął mnie ratownik. Miałam 14 lat. Za drugim razem, gdy miałam lat 16 i więcej doświadczenia, rzeczywiście rozłożyłam się na wodzie, skurcz minął i dotarłam do brzegu sama. A odnośnie szczekania, to historia z autopsji: Mieliśmy psa nierasowego, który sięgał mi do połowy uda. W pewnym momencie coś się zaczęło z nim dziać złego. Nero warczał na swoich, potrafił złapać za rękę podczas podawania miski z jedzeniem (nie przeciął skóry, ale nagle warknal i złapał zębami, jakby chciał ugryźć), zrobił się nerwowy. Moją matkę odwiedziła sąsiadka. W pewnym momencie pies wydostał się z kojca (szarpnął i wypadła śrubka, zamek puścił) i zaczął iść w stronę tej sąsiadki warcząc i szczekając. Mama powiedziała sąsiadce, żeby weszła do domu (otwarte drzwi miała metr za tyłkiem), ale tamta zignorowała polecenie. Stała w miejscu, jak sparaliżowana, piszcząc. Nero podszedł do niej i ją ugryzł w rękę. Mama wepchnęła ją na siłę za próg i zamknęła drzwi. Potem okazało się, że pies miał zmiany zwyrodnieniowe w mózgu i musieliśmy go uśpić. Zanim się poddaliśmy zdążył jeszcze pogryźć mojego ojca i mnie. Tylko mamy nie ruszył. Także ja Ci wierzę, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć pies, który szczeka, nic mi nie zrobi, o ile przejdę bokiem, będę udawać, że nie słyszę. Ale pamiętając o Nero, wolałabym nie sprawdzać, czy to akurat nie jest ten dziesiąty przypadek, kiedy pies jest chory / nieułożony/agresywny...
Odpowiedz@Xynthia: Dosłownie skomentowałaś to "qrwa, serio???", jakbyś nie dowierzała, że można się tak zachować. Tak, można. Nie jest to zachowanie mądre i przemyślane, ale było to zapewne zachowanie, które jemu wydawało się w danym momencie najbardziej logiczne. Gdybyś napisała to na zasadzie "ok, chciałabym przy okazji poradzić wszystkim, aby nie robić tak jak ten chłopak, bo..." to twój komentarz miałby inny wydźwięk i pewnie nawet bym z nim nie dyskutowała. Ale Ty dodajesz jeszcze, że to nie pies zaatakował, to tak jakbyś napisała, że jak nayebany dres macha ci łapami przed twarzą, a ty go zdzielisz torebką, to przecież ty go zaatakowałaś. Nie, to on wykazał się agresją, a ty próbowałaś się bronić, choć to ty technicznie pierwsza zadałaś cios. Ale to nie ty sprowokowałaś przemocową sytuację. TBH, sama napisałam tu kilka lat temu komentarz, że kopanie psa, który wykazuje się agresywnym podejściem, ale nie atakuje bezpośrednio jest skrajnie nierozsądne. Ale szczerze? W ciągu tych kilku raz zaczęłam coraz lepiej rozumieć ludzi, którzy tak reagują. Ze 20 lat temu podejście do psów było znacznie bardziej niefrasobliwe, ale wtedy jak pies wyskoczył z mordą do postronnej osoby to się z zażenowaniem przepraszało i czym prędzej spieprzało, żeby nie było awantury i przypału, a dzisiaj część psiarzy jest lepiej wyedukowana i bardziej odpowiedzialna, a część ma takiego perdolca na punkcie swojego psiecka, że jak pies wyskakuje do dziecka z ryjem, to jeszcze pańcia zwyzywa to dziecka od bachorów, które śmieją na przykład biec, wygłupiać się albo śmiać się, to prowokują jej pieseczka, choć dzieciak nawet na psa nie zwrócił wcześniej uwagi. I za tę agresję ludzi wobec źle wychowanych psów są odpowiedzialni właśnie ci posrani ludzie, którym się wydaje, że cały świat ma chodzić wokół ich pupila na paluszkach. A ja to piszę z perspektywy starej psiary, a teraz imagine jaki nastrój panuje wśród ludzi, którzy generalnie za psami nie przepadają.
Odpowiedz@digi51: To nie rozumiem, o co walczysz... Może faktyczne źle ujęłam moją pierwszą wypowiedź, no ale wg mnie to chłopak był agresorem, nie pies. Tak, winny był właściciel (źle wyszkolony albo wręcz nie wyszkolony pies), ale chodziło mi o to, że wystarczyło tu MINIMUM wiedzy o psach, żeby uniknąć tragedii. Jeszcze raz powtórzę - nie obwiniam chłopaka, postąpił wg siebie właściwie w danej sytuacji. Ale gdyby wiedział, jak się zachować, nie doszłoby do pogryzienia... Sorry, ale ja patrzę z pespektywy osoby, która się TROCHĘ zna na psach (nie, nie uważam się za alfę i omegę w kwestii psich zachowań) i po prostu od razu rzuciło mi się w oczy, że tak naprawdę agresorem był chłopak, może dlatego taki był wydźwięk mojego pierwszego komentarza. OK, tak jak pisałam wcześniej, nie każdy musi wiedzieć, co oznacza dane zachowanie psa. Nie każdy musi umieć się odpowiednio zachować, kiedy się z takim (niepożądanym) zachowaniem spotka. Ale chyba lepiej WIEDZIEĆ, nie? Bo naprawdę, opcja "nie muszę tego wiedzieć, to właściciel psa jest odpowiedzialny" jest jak najbardziej słuszna, ale słabo chroni przed skutkami pogryzienia...
Odpowiedz@Xynthia: No i właśnie z tym się nie zgadzam. To nie chłopak był agresorem. Chłopak był w tej sytuacji tym "głupkiem" który nierozsądnie zareagował na agresję psa. Bo pies wykazał się agresją, jeśli można to tak ująć, niefizyczną. Jeśli ten stereotypowy dres zajdzie ci drogę i zacznie się wygrażać, to on jest agresorem. On jest osobą prowokującą niebezpieczną sytuację, a ty np. popychając go, aby przejść zachowasz się głupio, ale to nie ty jesteś inicjatorką tej sytuacji. A im więcej jest sytuacji, w których patusiarnia nie niepokojona przez nikogo, pozwala sobie na zaczepki wobec niewinnych ludzi, im częściej ich rodziny krzyczą, żeś sama sobie winna, że byłaś tam gdzie byłaś i dresiki po prostu chciały ci dać znać, żebyś się nie pokazywała w ich rejonie i przecież realnie raczej by ci nic nie zrobili, tym bardziej ludzie mają tego gość i tym częściej w nerwach reagują durnowato. Mam nadzieję, że analogia, prosta, jasna i przejrzysta.
Odpowiedz@digi51: No i wreszcie się zgadzamy :) Owszem, tego psa tam nie powinno być i nie powinien szczekać na przechodzące osoby. Tak samo, jak żaden Sebix nie powinien ci zachodzić drogi i pytać się "czy masz jakiś problem". Ale zdarza się jedno i drugie, a mnie chodziło tylko o to, co zrobić, aby nie zostac pogryzionym. Albo nie dostać wpie*dalu od Sebixów.
Odpowiedz@Xynthia: Pominelaś mój komentarz, dopiszę jednak jeszcze raz że problem leży w tym, że kategorycznie stwierdziłas, że gdyby chłopak wiedział jak się zachować, to by nie był pogryziony. I owszem, może w większości przypadków nasz rację, że ominięcie psa bądź wycofanie się wystarczy, niemniej jednak są psy agresywne, chore. Dokładnie tak samo jak są Sebixy tak nastawione na w**dol (na przykład pod wpływem narkotyków), że żaden błyskotliwy komentarz cię nie uratuje.
Odpowiedz@Xynthia: Jesteś żywym dowodem że z psiarzami nie ma sensu rozmawiać, zrozumiecie tylko wysokie kary pieniężne i zakazy posiadania psów
Odpowiedz@Absurdarium: Nie powiedziałabym, że "kategorycznie" to stwierdziłam. Po prostu stwierdziłam, owszem, w tym momencie, kiedy nie byłam świadkiem sytuacji, a znam ją tylko z twojego opisu (w którymś komentarzu już bardzo dokładnego, ale jednak opisu), to raczej należałoby napisać "przypuszczam, że uniknąłby pogryzienia, gdyby zachował się inaczej". I tak, są psy np. chore, które zaatakują bez powodu (tzn. powód zawsze jest, może miał akurat atak bólu, kiedy przechodziłeś obok) i tak, są Sebixy, dla których pytanie "masz jakiś problem?" jest pytaniem retorycznym i co byś nie zrobił/odpowiedział i tak masz bęcki, bo on tak postanowił. Nie wszystko da się przewidzieć i nie z każdej sytuacji jest dobre wyjście. Nigdzie nie twierdziłam, że znajomość podstawowych schematów zachowań psa daje ci jakąś super ochronę. Po prostu zwiększa szanse i tyle.
Odpowiedz@Morog: To się dobrze składa, bo ja nigdy, na żaden temat nie zamierzałabym rozmawiać z tobą (tak, oceniam cię po twoich komentarzach). Pozdrowionka i do-nie-usłyszenia ;) P.S. Jeśli przekroczę jakieś przepisy i dostanę "karę pieniężną" to ją zapłacę, ale na razie za samo posiadanie psa i poglądów niezgodnych z twoimi takowych nie przewidują.
Odpowiedz@Absurdarium: ale gdzie ja powiedziałam ze chce żeby ktokolwiek wchodził w interakcje z moim psem?! Co do mojej fizyczności tak, nie mam problemu z tym zeby go utrzymać na smyczy, mam okazje przekonać sie o tym tylko kiedy podchodzimy blisko jego ulubionej plazy i już nie może sie doczekać zeby wskoczyć do rzeki wiec wtedy ciągnie. Historii o pogryzieniu nie będę komentować bo uważam ze jest zupełnie nie związana z tematem o którym pisze. Psy bez nadzoru, prawdopodobnie również bez jakiegoś super szkolenia. Nie wiem co to ma niby udowodnić? Ze istnieją agresywne psy które mogą zrobić krzywdę? No są. Co do traum i zdrowia psychicznego, nie zmieniam zdania. Jeśli moje dziecko bało by sie czegokolwiek tak panicznie to uważam ze pomoc specjalisty jest konieczna. Psy to raczej częsty widok na ulicach i uważam ze dzieciak ktory tak reaguje to zagrożenie nie tylko dla niego ale tez innych.
Odpowiedz@Kat_Buckby: "ale gdzie ja powiedziałam ze chce żeby ktokolwiek wchodził w interakcje z moim psem?!" A ja gdzie napisałam, że tego chcesz? Nigdzie. Ludzie mają różne doświadczenia, słyszą różne rzeczy i to, że matka zasłania dziecko przed dużym psem nie jest dla mnie niczym zdumiewającym. Dzieciak, który wyskoczył na ulicę, rzeczywiście mógł sobie zrobić krzywdę. Ale widzisz, ja nie raz i nie dwa zrobiłam coś podobnego z zaskoczenia. Siedzę sama w domu, czytam, mąż wrócił wcześniej i się do mnie odezwał. Prawie spadłam z krzesła. Niekoniecznie musi to oznaczać traumę. Druga kwestia: dzieci boją się różnych rzeczy - ciemności, pająków, psów, potworów spod szafy... W znakomitej większości z tego wyrastają. Moje dzieci boją się ciemności, całą noc świeci się mała lampka. Boją się też pająków i os. Mam ich zaprowadzić do psychologa? To nie jest fobia, tylko normalny etap rozwoju dziecka. Córki szwagierki przestały spać przy wyłączonym świetle jak miały prawie dziesięć lat. Same wyrosły z tego lęku. Jedna z nich bała się większych psów, bo nie lubiła, kiedy po niej skakały i ją lizały. Mając 110 cm i ważąc jakieś 18 kg nie dawała rady się sama obronić, a psy się cieszą i nie rozumieją "nie". Na spacerach też chowała się za swoją mamą lub za mną. Od mniej więcej dwóch lat mają dużego psa, ona ma 14 lat, jakieś 155 cm, i bez problemu jest w stanie go odepchnąć, kiedy próbuje ją lizać po twarzy. Problem sam się rozwiązał. Moje dzieci świetnie bawią się z psem dziadków (kundelek sięgający do połowy łydki), a kiedy na ulicy widzą obcego psa, to też chowają się za mną. Wiedzą, że obcych psów bez zgody właściciela się nie głaska, bo mogą ugryźć. Przykład z pogryzionym chłopakiem przywołalam dlatego, że właściciel psów był bardzo zaskoczony faktem, że pogryzły, bo jego zdaniem były łagodne i przyjacielskie. Powtórzę, że dla Ciebie pies może być niegroźny, bo go znasz (piszesz jak znakomita większość psiarzy, których znam: "Zawsze z "uśmiechniętym" pyskiem, szczególnie w takie ciepłe dni. Jest bardzo przyjazny w stosunku do ludzi i lubi się witać") Dla obcej osoby to po prostu pies, którego nie znają, dlatego wolą nie ryzykować, że potem po ugryzieniu usłyszą "ja nie wiem jak to się mogło stać, taki przyjazny zawsze był". Tak się tłumaczył właściciel tamtych trzech psów. Trzecia kwestia: lęk przed psami to fobia, nie trauma. Słowo "trauma" jest aktualnie bardzo często używane bezzasadnie. Wręcz nadużywa się tego, co jest słabe względem ludzi, którzy naprawdę mają traumatyczne doświadczenia. Wydźwięk twojej historii jest taki, że jak dziecko boi się Twojego psa to na pewno ma traumę i rodzice o nie nie dbają. Nie tylko ja tak to odbieram, dlatego dostałaś tyle minusów. Jeśli dziecko zostało pogryzione przez psa, trafiło do szpitala, było straszone psem (jak nie będziesz grzeczny to cię Burek zje) to pomoc psychologiczna może być potrzebna. Jeśli jednak jakieś dziecko zostało na przykład obslinione przez psa i teraz tak reaguje, bo nie chce powtórzyć tego doświadczenia, to moim zdaniem prowadzenie go do psychologa jest bez sensu. Nie wiesz, co stoi za reakcją dziecka i jego matki. Być może kiedyś duży pies w zabawie pobrudził dziecku ulubioną koszulkę, drapnął, obslinił... nic się poważnego nie stało, ale matka miała pół godziny wycia że strony dziecka i zwyczajnie nie chce powtórzyć tego doświadczenia. Kiedy ja widzę na ulicy kogoś z dużym psem to też staram się obchodzić taką osobę szerokim łukiem. Bo nie chodzi o to, czy dasz radę psa utrzymać, tylko czy WYGLĄDASZ na osobę, która na radę. Znam dziewczyny drobne, które są bardzo silne, ale to wyjątki. Nie znam Cię, więc widząc Cię pierwszy raz na oczy muszę podjąć decyzję tylko na podstawie Twojej fizjonomii. A że kiedyś już pies na mnie skoczył i wybrudził, to będę wolała trzymać siebie i swoje dziecko z daleka, tak na wszelki wypadek. No i na koniec: "Jeśli moje dziecko bało by sie czegokolwiek tak panicznie to uważam ze pomoc specjalisty jest konieczna." Tu się absolutnie zgad
Odpowiedz@Absurdarium: No i na koniec: "Jeśli moje dziecko bało by sie czegokolwiek tak panicznie to uważam ze pomoc specjalisty jest konieczna." Tu się absolutnie zgadzam i gdybyś napisała to zdanie zamiast dramatycznego apelu o przekazywaniu traum, to tej dyskusji by nie było. To zdanie brzmi jak wyraz troski o zdrowie dzieci. Tamten apel - jak przejaw megalomani, że każdy, kto się boi Twojego psa ma się leczyć.
Odpowiedz@Absurdarium: dodałabym do tego, że autorka nie ma absolutnie zielonego pojęcia, czy dzieckox które widziała przez moment na ulicy nie jest dzieckiem z zaburzeniami lub traumami, e trakcie których leczenia właśnie się znajduje i często jest to długotrwały proces, a nie kwestia jednorazowego komunikatu, że nie nie ma się czego bać, zwłaszcza, że. W przypadku psów lęk nie jest bezpodstawny.
Odpowiedz@digi51: w takim wypadku uważam to za jeszcze większa nieodpowiedzialność ze strony rodzica. Bo wiedząc o tym co przechodzi dziecko i jak bardzo boi i jak reaguje, nie trzymanie dziecka za rękę bądź w większej spacerówce bądź w jakikolwiek zabezpieczenie go. Szczególnie, ze przypominam - nie byliśmy w głuchym lesie, a przy dość ruchliwej ulicy w centrum ogromnego miasta. I ja rozumiem ze terapia czy jakiekolwiek leczenie nie trwa 5 sekund i nie wychodzi sie z gabinetu po jednej wizycie uleczeonym. Szczególnie u maluchów. I przepraszam, źle ujęłam moj apel. Z przekazem ciagle sie zgadzam, aczkolwiek - racja zabrzmiało to zbyt dramatycznie.
OdpowiedzPamiętam jak kiedyś miałam pod opieką pieska znajomych, był to szczeniak maltańczyk - wielkość psa można by porównać do otwartej dłoni. I idę z tym psiakiem na spacer, oprócz tego miałam dwa moje psy. Idzie z naprzeciwka kobieta z dziećmi w wieku przedszkolnym, ubrane grubo bo i zimno było. Chłopiec na pewno miał takie ocieplane spodnie, jak na sanki. I ten maltańczyk podbiegł do niego zaciekawiony i oparł się łapkami o jego nogi zanim zdążyłam pociągnąć smycz. Wrzask matki słychać było chyba w innej dzielnicy, zasłoniła ciałem tego chłopca jakby ten brytan miał go rozszarpać na strzępy i usłyszałam że mam zabierać te kundle, zanim ona je przerobić na parówy! Dokładnie tak powiedziała :D Dzieci oczywiście struchlałe że strachu. Moje psy akurat wąchały jakiś śmietnik w oddali, więc ewidentnie chodziło o tego maluszka. Oto jak się produkuje traumę przed psami u dzieci. Zamiast ciekawości i chęci kontaktu ze szczeniaczkiem, strach i przerażenie.
Odpowiedz@cherryhills: Ocieplane spodnie nie kosztują dwa złote i gdyby ten maltańczyk je rozerwał swym małym ząbkiem, to ciekawe, czy byś oddała bez wahania pieniądze, czy raczej radziła, żeby sobie pani zacerowała... Pomijam już fakt, że dziecko mogło mieć alergię na psy, a pani nie ma obowiązku wiedzieć, czy maltańczyk ma sierść, czy włosy. Mógł to być też n-ty pies w tym tygodniu, który "tylko oparł łapę", a spodnie ubłocone do prania. Ty masz prawo kochać psy. Ktoś inny ma prawo kochać fretki/koty/węże/czyste i całe ubrania. Należy szanować się nawzajem. A jeśli chciałaś, żeby Twój pies nawiązał kontakt z obcym dzieckiem, to wypadałoby zapytać matkę, czy może (taki argument bardzo często pada, gdy psiarze narzekają na glaskajacych bez pytania). Ergo, za ten strach i przerażenie odpowiadasz przede wszystkim ty, bo nie utrzymałaś zwierzaka przy sobie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 czerwca 2025 o 15:08
@cherryhills: no i miała rację, jak jesteś za głupia, żeby zapanować nad szczeniakiem małej rasy, żeby nie wchodził w niechciane interakcje z ludźmi, którzy sobie tego nie życzą, to sobie pluszaka kup.
Odpowiedz@Absurdarium wygooglaj sobie zdjęcie szczeniaka rasy maltańczyk i napisz jeszcze raz ze jego wygląd wzbudza strach i przerażenie :D Nie ośmieszaj się :D
Odpowiedz@cherryhills: problem w tym, że te najmniejsze psy bywają najgłupsze i agresywne, nagle bez powodu. Może dlatego, że ich durni właściciele nie widzą powodu by je czegokolwiek uczyć, a już na pewno nie zatrudniają behawiorysty. "Bo one przecież takie małe, słodkie i nikomu nic nie robią". I te małe, słodkie szczury ujadają jak opętane na wszystko i wszystkich, potrafią też polecieć i nagle bez powodu agresywnie na kogoś naskoczyć. Do twarzy dziecka daleko nie mają. Też zachowałbym ostrożność przy takim małym piesku, zwłaszcza idąc z dzieckiem. Jedyny plus tych psów jest taki, że bez problemu można je odpędzić nogą.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 czerwca 2025 o 19:24
@cherryhills sama robisz z siebie pośmiewisko. Mi lata temu szczeniak kurtkę zimową podarł, jak się łapami oparł o materiał. Myślisz, że właściciel zwrócił pieniądze? TWÓJ PIES, TO TWOJA ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Tu nie ma z czym dyskutować.
Odpowiedz@cherryhills: Przeczytaj ze zrozumieniem mój komentarz. Nie chodzi o strach przed psem, tylko o zdrowie (alergia) oraz straty materialne w postaci podartej lub brudnej odzieży. A strach u dzieci nie był wywołany psem, tylko nerwową reakcją matki na twoje zachowanie, która z kolei nie miałaby miejsca, gdybyś umiała utrzymać psa przy sobie. Sama się osmieszasz przerzucając winę za swój błąd na matkę. Twój pies to twoja odpowiedzialność. A to, że mały, nie oznacza, że mu wszystko wolno i że każdy obcy człowiek ma sikać po nogach z radości, że mu raczył spodnie wybrudzić.
OdpowiedzA skąd pomysł że to są traumy przekazywanie przez rodziców? Podam przykład z zeszłego roku. Idziemy sobie plażą nad morzem, mijamy parę na kocyku z dwoma małymi psami. Mąż został z synem z tyłu, ja wyszłam kilkadziesiąt metrów do przodu. Syn chciał to mnie podbiec, a jeden z psów "pilnowany" oczywiście bez smyczy pobiegł za nim. Zanim pańcia raczyła psa złapać tak obskoczył Małego że podrapał mu nogi. Dobrze że mąż był przy nich pierwszy bo po prostu podniósł syna, ode mnie pies dostałby odruchowo pewnie kopa. I na bank w tej historii opowiedzianej przez właściciela psa to ja byłabym histeryczką. Nie każdy popada w zachwyt nad waszymi psami, nie każdy chce się witać i być dotykanym. U mojego syna pozostał lęk na kilka miesięcy.
Odpowiedz@Rakel: nie, absolutnie nie uważam żebyś była histeryczka! Bronić swojego dziecka przed niechciana atencja ze strony psa, kota czy obcego człowieka jest normalne. Wlascielka psa absolutnie piekielna. Ja tez nie chce żeby każdy witał się i dotykał mojego psa, dokładnie z tego powodu. To my tu jesteśmy dorośli i ponosimy odpowiedzialność za to żeby wszystkim żyło się komfortowo i bezpiecznie.
OdpowiedzWydaje mi się, że zostałam źle zrozumiana. Ja nie wymagam absolutnie żeby każdy był psim behawiorystą bądź kochał mojego psa tak jak ja. A już zdecydowanie wolę kiedy ludzie trzymają bezpieczny dystans, bo pomimo tego ze ja znam mojego psa od ponad 3 lat i nigdy nie zrobił nic co mogłoby mnie zaniepokoić, zdaje sobie sprawę z tego ze to jednak tylko zwierzę i nigdy na 100% nie da się przewidzieć jego zachowania. Wiec kontrolowanie psa na smyczy, wybieranie raczej mniej uczęszczanych miejsc oraz codzienna praca nad jego zachowaniem to tyle co mogę zrobić jako uważam całkiem rozsądny właściciel. Moja historia bardziej odnosiła sie do tego ze widok psa nie powinien wzbudzać ataku paniki który jak w drugiej histori mógł skończyć sie tragicznie. Pies to nie tygrys bengalski i raczej dość częsty widok na ulicach. I uważam ze jeśli przerażone dziecko wskakuje na ulice bo widzi psa z daleka jest czymś nad czym powinno sie pracować i to jest zadanie rodzica. A rodzice odciągający dzieci od psów - bo NA PEWNO cię ugryzie, jest właśnie przekazywaniem tej traumy dzieciom. I żeby była jasność, tak jak mówię, ja nie zmuszam nikogo do interakcji z moim psem. A już w szczególności dzieci, ale spotkałam wielu rodziców z dziećmi którzy tłumacza, ze najpierw dziecko musi podjeść do mnie i zapytać a dopiero potem do psa. I takich super przykładów można mnożyć. A co do ludzi którzy swoje psy puszczają bez smyczy „bo chce sie tylko bawić” kij wam w oko bo przez takich właśnie psiarze (czasem słusznie) maja opinie egoistów i buraków.
Odpowiedz@Kat_Buckby: "A rodzice odciągający dzieci od psów - bo NA PEWNO cię ugryzie, jest właśnie przekazywaniem tej traumy dzieciom." Nie rozumiem tego. Jeśli matka odciąga dziecko, bo "MOŻE " cię ugryzie, efekt fizyczny jest dokładnie taki sam, dziecko ma się znaleźć w bezpiecznej odległości od psa. A Ty masz umiejętność czytania w myślach, że wiesz, że rodzice odciągający dzieci używają słowa "PEWNOŚĆ", a nie "MOŻLIWOŚĆ"? Widzisz efekt, ale nie proces, który za nim stoi. Masz rację, że psy to nie tygrysy bengalskie, bo one wszystkie wyglądają bardzo podobnie. A psy mogą ważyć od 550 g i mierzyć od 9 cm aż do 111 cm w kłębie (i ponad 2 m, gdy stanie na tylnych łapach) i 100 kg. Dlatego inaczej zachowujemy się widząc pudla czy yorka, a inaczej gdy spotkamy rotwailera czy doga niemieckiego. Rozumiem sens Twojej wypowiedzi. Jeśli dziecko panicznie boi się wszelkich psów to należy zadbać o jego bezpieczeństwo i komfort psychiczny. Ale nie wrzucajmy wszystkiego do jednego worka i jeśli dziecko na widok dużego psa okazuje lęk, to nie koniecznie oznacza, że od razu potrzebuje psychiatry.
Odpowiedz@Absurdarium: ja nie wiem czy Ty celowo nie chcesz mnie zrozumieć, czy ja na serio zatraciłam umiejętność wypowiadania się w języku ojczystym (co nie jest niemożliwe) 1. Słyszę co rodzice mówią do swoich dzieci. I uczenie dzieci żeby po pierwsze zachowywały odpowiedni dystans / przyglądały się z daleka a później grzecznie zapytały czy mogą pogłaskać (jeśli maja ochotę). To jest tak jakby zabierać dziecko które bawi się obok osoby czytającej sobie książkę w parku. Może zrobić krzywdę? Oczywiście! czy uczymy dzieci w jaki sposób się zachowywać w stosunku do obcych osób? No pewnie, ze tak! Trzymamy dystans i nie zgadujemy, i tyle. Czy jeśli dziecko uciekałoby na ulice/ w krzaki/ do jeziora dlatego ze zobaczyły osobę siedząca na ławce byłoby ok? 2 moja przenośnia odnośnie tygrysa bengalskiego dotyczyła częstości występowania w dużych miastach. W sensie na ulicy łatwiej wpaść na psa niż tygrysa. Bez względu na jego wielkość. 3 odnośnie tego ze dzieci się boja różnych rzeczy i z tego wyrastają, jasne - wiem to z autopsji. I z tego się wyrasta, pewnie. Chciałabym tylko żeby miały ku temu okazję.
Odpowiedz@Kat_Buckby: 1. Uderza mnie kategoryczność Twojego przekazu, użycie wielkich liter. Wiem, że istnieje pewna liczba rodziców, którzy zachowują się w sposób patologiczny i straszą dzieci psami ("jak nie będziesz grzeczny, to cię Burek zje", "wszystkie psy gryzą i nie wolno im ufać "), ale jednak większość ludzi jest normalnych. Na każde wystraszone dziecko przypada 10?, 20?, 50? takich, które się nie boją. Ja, widząc dużego psa bez kagańca, też prowadzę dzieci drugą stroną chodnika bo MOŻE ugryźć, obślinić, drapnać (bynajmniej nie mając złych intencji, pies może chcieć się bawić, ale ślina na twarzy mojej córki = pół godziny płaczu, bo nie lubi). I zdecydowana większość znanych mi rodziców robi tak samo, używa słowa "może". Ok, rozumiem, że Ty masz więcej takich patologicznych zachowań w swoim otoczeniu. 2. Rozumiem. Po prostu wykorzystałam ją, aby pokazać, że pies to nie jest zwierzę, które zawsze wygląda tak samo. Jeśli dziecko reaguje piskiem na yorka i się chowa za rodzicem to jest to dla mnie zupełnie inna sytuacja, niż kiedy robi to samo na widok doga niemieckiego. I o ile w pierwszym przypadku jest to rzeczywiście niepokojące, w drugim jest dla mnie całkowicie zrozumiałe, że dziecko boi się psa, który jest - z perspektywy metra nad ziemią - ogromny. 3. Zgodziłam się tu z Tobą w komentarzu wyżej. Jeśli dziecko ma fobie, powinno otrzymać fachową pomoc. Jednak nie każde okazanie strachu czy niechęci wobec psa (zwłaszcza dużego*) musi być przejawem fobii. * "Duży" dla każdego oznacza coś innego. Dla mnie owczarki niemieckie są średniej wielkości, bo porównuje do dogow. Dla dziecka mającego 5 lat i - średnio - 110 cm taki pies jest ogromny. Moja córka mogła by na nim jeździć wierzchem.
Odpowiedz@Absurdarium: Nie wszystkie psy gryzą, ale psom nie należy ufać i to jest akurat fakt. Za żadnego, absolutnie żadnego psa nie dam sobie ręki uciąć, że nie ugryzie.
Odpowiedz@Absurdarium: "Nie rozumiem tego. Jeśli matka odciąga dziecko, bo "MOŻE " cię ugryzie, efekt fizyczny jest dokładnie taki sam, dziecko ma się znaleźć w bezpiecznej odległości od psa. A Ty masz umiejętność czytania w myślach, że wiesz, że rodzice odciągający dzieci używają słowa "PEWNOŚĆ", a nie "MOŻLIWOŚĆ"? Widzisz efekt, ale nie proces, który za nim stoi." Ale wiesz co, widać różnicę. Tak, efekt FIZYCZNY jest taki sam, ale autorce chyba chodziło o coś innego. Spokojne zakomunikowanie dziecku "uważaj na psa, bo nie wiadomo jak się zachowa" albo nawet "uważaj, pies może cię ugryźć" daje ten sam efekt FIZYCZNY, co spanikowane "łojesusmario, pies, odejdź od niego, szybko, szybko!". Oba sposoby zapewniają dziecku to, o co chodziło rodzicowi - nie zbliżanie się do psa, który może stanowić zagrożenie. Ale ten drugi sposób to budowanie w dziecku lęku przed psami. A co do tego, czy taki lęk może przerodzić się w traumę, to przytoczę przykład mojej kuzynki (wiem, dowód anegdotyczny, ale innym nie dysponuję, nie przeprowadzałam szeroko zakrojonych badań na ten temat). Otóż moja kuzynka ma ogromny lęk przed psami, wręcz fobię, tak silną, że postanowiła ją leczyć. Nigdy jej żaden pies nie ugryzł, nie zaatakował, nawet nie było incydentów "on się chce tylko pobawić". Po prostu jej rodzice od jej najmłodszych lat reagowali właśnie w taki sposób. "Alicja, uważaj, pies!!!" wykrzyczane spanikowanym tonem. Odciąganie jej, jakby to był głodny, rozzłoszcony tygrys, a nie pies. Sprawdzanie i dopytywanie się, czy bardzo się przestraszyła psa nawet w sytuacji, kiedy ledwo go zauważyła i bez interwencji rodziców nawet by nie zostało w jej pamięci, że jakiegoś psa spotkała... Nie każdy chce wychować swoje dziecko na "psioluba". Ale czym innym jest dbanie o bezpieczeństwo dziecka (i w związku z tym nie pozwalanie na kontakt dziecka z psem), a czym innym wpajanie przekonania, że psów należy się bać. To jeszcze nie jest trauma, ale może do niej prowadzić.
Odpowiedz@Xynthia: o to to!!! Zdecydowanie muszę poćwiczyć swoje pisane bo chyba nie do końca jasno jestem w stanie wyrazić co mam na myśli i wychodzi dramatycznie ;)
Odpowiedz@Xynthia: Ależ napisałam to samo w komentarzu wyżej: Wiem, że istnieje pewna liczba rodziców, którzy zachowują się w sposób patologiczny i straszą dzieci psami ("jak nie będziesz grzeczny, to cię Burek zje", "wszystkie psy gryzą i nie wolno im ufać "), ale jednak większość ludzi jest normalnych. Apel autorki brzmiał tak strasznie dramatycznie, jakby codziennie spotykała 90% dzieci straszonych psami przez rodziców.
Odpowiedz