Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kruszyna. Chore serce, chore nerki. Ale była, żyła, merdała ogonkiem, nawet gdy…

Kruszyna.

Chore serce, chore nerki. Ale była, żyła, merdała ogonkiem, nawet gdy już nie bardzo miała siły, aby podejść do miski z żarciem... Schudła. Zmizerniała. Ostatnie badanie u weta wykazało guza na nerce. Oczywiście, że nie do operacji, bo serce Kruszyny nie wytrzymałoby narkozy.

Powiem wam jedno- nie chciałabym być bogiem (abstrahując od tego, czy on istnieje, czy nie). Nie jestem w stanie zadecydować "dzisiaj umrzesz". Ale musiałam. Owszem, mogłam poczekać parę dni, może tygodni? Aż pies umrze z bólu, z wycieńczenia, z zagłodzenia. No nie. Kocham ją i nie pozwolę, żeby się męczyła. Szłam do weta coraz wolniej i wolniej, im bliżej była lecznica, tym wolniej szłam, ale dotarłam. Umówiłam ją na eutanazję, upewniłam się, że ja i Młoda będziemy mogły przy niej być aż do końca, wyszłam rycząc prawie w głos.

Piekielność? Specjalnie umówiłam się na godzinę tuż przed zamknięciem lecznicy, żeby nie było już nikogo z pieskiem/kotkiem do leczenia. No ale jednak ktoś był. Pańcia z psiesem "modnej" rasy. Wyrażająca swoje oburzenie, jak to można psa uśpić, zamiast go leczyć! Sorry, mało kontaktowałam wtedy. Teraz zresztą też, raczej szwendam się po domu i płaczę, zanim wyrzucę miski Kruszyny (smycz i obrożę wyrzuciłam wracając z lecznicy) i jej kocyki i poduszki.

Więc teraz odpowiedź dla pańci na pytanie "a jakby pani była chora, to też by pani chciała, żeby ją uśpić?". Tak. Jak będę stara, chora i cierpiąca, bardzo bym chciała, żeby ktoś zakończył moje cierpienie. Niestety, polskie prawo na to nie pozwala.

Kocham cię, Kruszyno.

eutanazja

by Xynthia
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar HelikopterAugusto
11 13

Współczuję ci z całego serca. Podjąć taką decyzję nie jest łatwo i ja bym nie potrafił. Niedawno odeszła moja koteczka, która była ze mną przez 15 lat. Też chorowała, leczyłem ją, ale było coraz gorzej i wiedziałem, że będę musiał w końcu to zrobić. Nie musiałem jednak, bo któregoś dnia rano znalazłem ją martwą. Mam nadzieję, że nie cierpiała. A taką babę, która w takiej sytuacji wygłasza nieproszona głupie komentarze, to nic tylko po ryju nastrzelać.

Odpowiedz
avatar didja
8 10

Wyrazy współczucia. Też musiałam przeżyć coś takiego. Kilkanaście lat temu. Pies był słabiutki, stawy już mu wysiadały, nie bardzo już mógł chodzić, więc miał zrobioną toaletę przy naszej, słabo jadł, słabo pił, w zasadzie tylko już spał takim ciężkim snem. Ale żył, więc była nadzieja. I nagle, a było to na jego imprezie urodzinowej (zawsze wyprawialiśmy mu urodziny, jak był sprawny, to przychodziły jego psie koleżanki i narzeczona :) ze swoimi pańciami, ale ostatnie to już tylko rodzinne spotkanie), nagle wypłynęła z niego czarna lub w podobnym kolorze dziwnie śmierdząca maź. Odbytem. Szybka konsultacja z wetką (a to była niedziela, więc na prywatny numer) - musiał być rak jelit, doszło do perforacji i rozlało się to. Za chwilę będzie zapalenie otrzewnej. Wetka dała nam czas do rana do namysłu, ale podkreślała wielokrotnie, żebyśmy nie rozpatrywali tego w kategorii uśmiercenia, bo on jest w agonii, tylko w kategorii skrócenia męczarni. Powiedziała, że bez eutanazji będzie umierał do kilku dni w potwornym bólu. I niby decyzja była jasna. Sama chciałabym mieć taki wybór. Jestem za terminacją ciąży z ciężkimi wadami i jako skrajny wcześniak i osoba ostatnimi laty tak pokaleczona, że bólu nie uśmierza już nawet koktajl fentanylu, koanalgetyków i medycznej marihuany - wiem, że mówienie o uśmierzaniu bólu u małego dziecka (jak się urodzi z tymi wadami) to ściema. Zwłaszcza że poza fentanylem wszystkie silne leki są wysokohistaminowe, a takie dziecko nie ma jeszcze enzymu rozkładającego histaminę (w potrzebnej ilości). A mimo to czułam się jak morderca. To są zawsze trudne decyzje. Ale nie czuj się winna. Zwłaszcza teraz, będąc w depresji. A co do pańci. Nam wetka zamknęła na godzinę klinikę. Nikt nie mógł wejść i głowy nam nie zawracał. Byliśmy z pieskiem do końca. To cenne. I zrobiła to za darmo. Ale nasz pies był dla niej jak swój, 17 lat go prowadziła.

Odpowiedz
avatar wiecznie_wqrwiony
8 12

Cierpienie wcale nie uszlachetnia. Uratowanie przed niepotrzebnym cierpieniem jest słuszne, rozsądne i miłosierne. Dobrze zrobiłaś, chociaż cię bolało. Pociesz się, jej już nic nie boli.

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
5 7

Wiem, że nie ma słów, które mogłyby ukoić ten ból. Ale pomyśl – jakie Kruszyna miała niesamowite szczęście, że trafiła na Ciebie. Dałaś jej czułość, troskę i wszystko, czego tylko potrzebowała. Miała dom, z którego nikt by jej nigdy nie wyrzucił. Robiłaś wszystko, co tylko mogłaś, żeby była szczęśliwa i nie cierpiała. Dzięki Tobie miała szczęśliwsze życie niż niejeden człowiek. Teraz już nie cierpi. I odeszła na tamten świat przy kimś, kogo kochała. To jedna z najtrudniejszych decyzji, jakie w ogóle można podjąć w życiu. Bo trzeba niemałej siły psychicznej, żeby zacisnąć zęby, schować w kieszeń własny żal, smutek i ból serca, stawiając na pierwszym miejscu ulżenie drugiej istocie w cierpieniu. Ty ją w sobie masz – tę siłę, która z czasem pozwoli Ci się pozbierać i pomalutku żyć dalej. A po Kruszynie zostaną Ci wspomnienia – a to przecież szczęśliwe wspomnienia.

Odpowiedz
avatar Librariana
7 7

W zeszłym roku pożegnałam kotkę, z którą spędziłam 16 lat. Też musieliśmy podjąć decyzję o uśpieniu, też potem zalewałam się łzami na widok jej kocyka. Weterynarz przed zabiegiem powiedział, że to najtrudniejsza decyzja, ale na tym polega odpowiedzialność za zwierzę, które już tylko cierpi i nie da się w tym cierpieniu pomóc. Po roku mogę Cię zapewnić, że ból mija, a zostają dobre wspomnienia. Kruszyna miała piękne życie z wami i na pewno dałyście jej mnóstwo radości i miłości. A baba z historii jest idiotką bez krzty empatii.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 kwietnia 2025 o 12:28

avatar jass
5 5

@Librariana: Kiedyś zapytałam naszą weterynarz co jest najtrudniejsze w jej pracy - sądziłam że odpowie, że usypianie zwierząt. A ona powiedziała, że patrzenie na zwierzęta, które się męczą, dla których nic się już nie da zrobić, a których właściciele nie chcą podjąć tej ostatniej decyzji.

Odpowiedz
avatar Rammlied
1 1

Dlatego ja umówiłam wizytę domową. Moja psina mogła odejść w miejscu które znała, otoczona swoimi ludźmi.

Odpowiedz
avatar Xynthia
6 6

Bardzo wszystkim dziękuję za wspierające komentarze. Tak, ja to wszystko wiem, ale naprawdę pomaga, jak coś takiego przeczytam.

Odpowiedz
avatar BlackCat
1 1

Ja tylko spytam (zero złośliwości, bo pod koniec stycznia też musiałam zdecydować o eutanazji ukochanej kotki, nadal potrafię po niej płakać) - czemu nie wizyta domowa? Moja mała odeszła na moich kolanach, na swoim ulubionym fotelu. Po prostu nie wyobrażałam sobie, że odejdzie u weterynarza, otoczona nieznanymi zapachami, których się bała (mimo, że już było jej wszystko jedno - wysiadły jej nerki, nic nie mogłam zrobić, nawet się już nie za bardzo poruszała, musiałam ją ogrzewać termoforem i sobą). No i mogłam spokojnie ryczeć i ją pożegnać ile czasu potrzebowałam, bez obcych spojrzeń...

Odpowiedz
avatar Xynthia
0 0

@BlackCat: Chyba nie ma takiej opcji w lecznicy, do której chodzę ze zwierzakami. Ale ogólnie jestem b. zadowolona z tej placówki, więc zmieniać nie będę.

Odpowiedz
avatar jass
5 5

Usypiałam dwie moje kotki, i to w odstępie zaledwie pół roku (rak i FIP, ta z FIP nie miała nawet trzech lat i sytuacja była kompletnie niespodziewana - myślałam, że idę do weterynarza po jakieś leki, które postawią ją na nogi, a wyszłam z pustym transporterem...). Okropne przeżycia, nikomu nie życzę. Zdarzyło mi się też być niejako po drugiej stronie - przyszłam do lecznicy, a kobieta przede mną usypiała psa. Oczywiście trochę to trwało, w pewnym momencie weterynarz wyszła do mnie przeprosić za długie oczekiwanie, ale powiedziałam, że absolutnie nie ma problemu, przecież to rozumiem, poczekam ile będzie trzeba. I naprawdę nie wyobrażam sobie, jak w takiej sytuacji można wyskoczyć z jakimkolwiek nieprzyjemnym komentarzem do osoby, która zdecydowała się podjąć tę najokropniejszą decyzję w życiu właściciela zwierzaka.

Odpowiedz
avatar niepodam
4 4

Pies teściów w wieku 17 lat i 3 miesięcy położył się i już nie wstał. Był sztywny jak kłoda. Wet stwierdził, że prawdopodobnie wylew. Leczenie - bardzo małe szanse. Większe szanse na to, że z głodu i pragnienia umrze zanim będą wyniki, bo diagnostyka to minimum 2 dni. Tym bardziej, że wątroba siada, żyły cienkie... Ale serce zdrowe, bije, więc maluch technicznie żyje, sparaliżowany i nieprzytomny. Najgorsza decyzja w życiu. Trzymaj się.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
3 3

Przyjmij najszczersze wyrazy współczucia! Taka decyzja wymaga niesamowitej odwagi i poświęcenia. Zrobiłaś dobrze, zrobiłaś to, co musiałaś. Trzymaj się, jestem z Tobą!

Odpowiedz
avatar Golondrina
0 0

Bardzo Ci współczuję, też musiałam podejmować takie decyzje już kilka razy :( Ale bywa z tym różnie - ostatnio do lecznicy przyszła pani ze świnką morską do uśpienia. Tak od razu powiedziała, nie chce jej leczyć, bo świnka się męczy. Wetka obejrzała zwierzaka i uznała, że owszem, stan jest trudny, ale zdecydowanie do konieczności eutanazji jeszcze daleko. Pani stwierdziła, że ona nie ma pieniędzy na leczenie. OK, niech podpisze umowę zrzeczenia, świnkę przejmie fundacja i będzie leczona. I pani sią nie zgodziła, bo "ona swojej ukochanej świnki obcym ludziom nie odda". I wetka musiała zacisnąć zęby i eutanazję przeprowadzić. Więc może ta pańcia w lecznicy była kiedyś świadkiem takiej sytuacji i dlatego tak zareagowała, chociaż akurat w Twoim przypadku było to zupełnie nietrafione.

Odpowiedz
Udostępnij