Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielna rodzina, piekielny system. Staram sie o adopcje swojej jeszcze nie narodzonej…

Piekielna rodzina, piekielny system. Staram sie o adopcje swojej jeszcze nie narodzonej bratanicy. Problem numer jeden: jako wdowa według urzędu nie daje gwarancji stabilizacji dziecku. Czytaj mam wziąć ślub najlepiej już teraz. Mam partnera z którymi mogłabym zalegalizować nasz związek, ale rzecz w tym, ze nie chce. Nie czuje do Pawła tego co do zmarłego meza i raczej się to nie zmieni. Nie mam potrzeby formalizowania naszej relacji. Piekielna jest moja własna matka, która uważa, ze ślub to nic wielkiego i dla dobra dziecka warto sie poświęcić. Mówi, że skoro mieszkamy razem to przecież nic się w moim życiu nie zmieni. Ja natomiast czuje, iż biorąc ślub z innymi mężczyzną, zdradzam zmarłego. Druga piekielność stworzył moj własny brat. Pierwotnie planował po urodzeniu dziecka zostawić je w szpitalu, zaproponowałam, że mogę je adoptować na co przystał. Wygląda na to, że moja wizja adopcji jest inna niż wizja brata. Według niego ja mam ponosić wszelkie koszty utrzymania dziecka i odpowiedzialność, on natomiast będzie mógł pobierać 800+ i przychodzić do dziecka kiedy mu sie zechce ( bo to przecież jego dziecko).Stanowczo się sprzeciwiam takiemu rozwiązaniu, powiedziałam bratu, że z chwilą, gdy się rzeknie praw do córki, to jest po prostu jej wujkiem. Nie chcę żeby miał prawo o czym kolwiek decydować. W tej sytuacji znowu wkracza moja mama, która uważa, że znowu mam dziwny problem. Pewnie powiecie, że historia zmyślona, ale nie szkodzi bo na pewno jedna czy dwie osoby udzielą sensownej rady. Edit: Dopisuję bo pytacie. Dziecko urodzi się za cztery miesiące z niepełnosprawnością widać już zmiany na USG. Tą samą chorobę ma mój syn więc wiem jak zająć się takim dzieckiem. Szczerze nie sądzę żeby ktoś chętnie zaadoptował chore dziecko. Mam stabilną sytuację finansową (posiadam dobrze rentowną firmę). Żonkę brata nie interesuje co się stanie z dzieckiem.

by PaniZla
Dodaj nowy komentarz
avatar leksd
7 11

Przychodzi mi do głowy rozwiązanie, które się stosowało w akademikach żeby móc zamieszkać z partnerem bez ślubu - chociaż podejrzewam, że w urzędzie może nie przejść. Czy do tej zgody na adopcje potrzebują już aktu ślubu czy wystarczy ze macie wyznaczony w przyszłości termin w urzędzie? Bo termin na przyszłość można wyznaczyć, klepnąć adopcję, a ślub odwołać. Chociaż znając urzędy, to pewnie ten ślub musi być juz za Wami żeby to przyspieszyć, ale spróbować nie zaszkodzi, z argumentem, że organizacja ślubu jednak trochę trwa. Daje Wam to maksymalnie pół roku, bo tyle wcześniej można ogarniać termin w USC. Słabe maja podejście, ale pewnie wychodzą z założenia, że świeżo urodzone dziecko ma największa szanse na adopcje i pewnie łatwo by mu było znaleźć „pełną rodzine”, czytaj pare po slubie. Twój partner tez będzie to dziecko adoptował? Moze jakbyście wystąpili we dwójkę, jeśli tego jeszcze nie robicie? Chyba że nie chce. Sytuacja z bratem chyba najtrudniejsza w tym wszystkim, bałabym się, że będzie coś temu dziecku próbował mówić, wtrącać się w wychowanie itd. Tu chyba najlepiej byłoby się wyprowadzić, ale wiadomo jak to jest z takimi radami - łatwiej napisać niż zrobić

Odpowiedz
avatar justangela
6 16

Przy takiej poje*anej rodzinie jaką masz sąd powinien nie przyznawać ci prawa do adopcji ze względu na dobro dziecka. Dziecko ma trafić do dobrego domu i mieć zapewnione bezpieczeństwo, również psychiczne. Przy takiej rodzinie to niemożliwe. Dziecko będzie miało ciebie i partnera jako rodziców, a twoja poryta rodzina będzie to kwestionować, mówiąc dziecku o prawdziwym tatusiu... To nie jest dobre dla dziecka, ani to nie jest dobre dla ciebie. Jeśli twój brat i jego partnerka nie czują się na siłach zostać rodzicami mogą oddać dziecko do zwykłej adopcji. Rodzin oczekujących na dziecko jest wiele. A niemowlaki bez obciążeń szybko znajdują nowy, kochający dom (zakładam, że z dzieckiem jest wszystko ok, skoro nie było o tym wspomniane)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 11 stycznia 2025 o 14:07

avatar Xynthia
1 7

@justangela: procedura adopcyjna trwa ok. 2 lat...

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 6

@justangela: Było wspomniane w poprzedniej historii. Brat oświadczył, że wyrzeknie się dziecka już w szpitalu, jeśli urodzi się chore. Czy będzie/jest chore (przynajmniej do 28 grudnia zeszłego roku) nie było jeszcze wiadomo i - z tego co zrozumiałam - nikt nie zamierzał się tego dowiadywać. Prawda miała być niespodzianką i wyjść na jaw dopiero po porodzie. A do tego porodu to jest jeszcze minimum pół roku.

Odpowiedz
avatar justangela
0 0

@Xynthia: kojarzę, że procedury adopcyjne są długie. Autorka musiałaby chyba najpierw zostać rodziną zastępczą, a potem starać się o adopcję (i taka chyba jest procedura, gdy rodzice biologiczni nie chcą/ nie mogą zajmować się dzieckiem). Natomiast inne pary, które już procedurę mają za sobą mogą wziąć dziecko "od razu" (a przynajmniej w krótkim czasie)

Odpowiedz
avatar justangela
0 2

@Armagedon: a to przegapiłam w takim razie tą część historii. Brat totalnie piekielny. Pytanie w tej sytuacji czy dziecko ma szansę na normalny dom, czy będą chętni spoza rodziny. Jeśli będą szanse to najlepsza opcja dla dziecka to adopcja przez nie spokrewnioną osobę/ parę.

Odpowiedz
avatar Bedrana
7 19

Dochodzę do wniosku, że zdrowa na umyśle to ty chyba nie jesteś. Jak zamierzasz adoptować NIENARODZONE dziecko? Bratowa, podobno, w ciąży jeszcze wczesnej i - z tego co pamiętam - nie zamierza pozbyć się dziecka jeśli urodzi się zdrowe. Czyżby już zrobiła (od świąt) badania prenatalne, o których podczas Wigilii nawet mowy nie było? Dlatego "bratowstwo" już wiedzą, że dziecko chore? A twój braciszek to ma na myśli "adopcję", czy zwyczajne "podrzucenie" noworodka siostrze na wychowanie? Bo chyba nawet on nie jest takim debilem, żeby nie wiedzieć, iż 800+ dostaje rodzic oficjalnie adopcyjny, a nie biologiczny? I że po adopcji nie ma do dziecka absolutnie żadnych praw rodzicielskich? U niego z głową też coś nie w porządku. To u was rodzinne? I jeszcze ta matka, która (zamiast wypionować rodzonego syna) już teraz "dusi cię" o małżeństwo z facetem, który najwyraźniej niewiele cię obchodzi. "DasUberVixen", czy to twoje kolejne wcielenie?

Odpowiedz
avatar Xynthia
9 13

@Bedrana: Tu się więcej rzeczy "nie klei". Nie można rozpocząć procedury adopcyjnej w stosunku do nienarodzonego dziecka, nie można podjąć żadnych kroków prawnych, formalnych przygotowań, nic, jedyne co sobie może, to umawiać się z bratem i planować. Jakikolwiek dokument by jej podpisał brat, jest on wart tylko tyle, ile papier, na którym jest zapisany, jeśli brat i bratowa zdecydują się zostawić sobie dziecko. "Machina adopcyjna" może ruszyć dopiero gdy dziecko się urodzi i rodzice się go zrzekną, przy czym mają jeszcze 6 tygodni na zmianę decyzji. Więc autorka na pewno nic nie załatwia, co najwyżej zbiera informacje.

Odpowiedz
avatar hulakula
2 2

@Bedrana: zwyczajnie, przygotowują się do adpocji ze wskazaniem kto ma być rodzicem adopcyjnym. jak dziecko się urodzi- to przyklepie sąd. generalnie to idzie wtedy szybciej, niż normalna adopcja. a skoro to dziecko może być potencjalnie chore na tę samą chorobę co jej dziecko- to jakieś tematy ewidentnie dziediczne.

Odpowiedz
avatar Silma90
10 10

Piekielny Twój brat (chce pobierać 800+) - racja, zrzeka się praw do dziecka to i wszystkich innych przywilejów i obowiązku do dziecka. Piekielna Twoja mama - jeśli nie pytana o zdanie wtrąca się do tematu adopcji dziecka. Fakt, większe szanse na adopcje mają małżeństwa. Zadaj sobie pytanie, czy mieszkając z innym mężczyzną nie zdradzasz ś.p. męża. Kobieto, chcesz iść na przód, ale dalej masz blokadę psychiczną dotyczącą męża. Twój mąż na pewno chciałby, abyś żyła dalej i była szczęśliwa. Jeśli naprawdę chcesz być szczęśliwa w życiu, trzeba zostawić przeszłość za sobą, a zmarłych miło wspominać i dobre chwilę z nimi.

Odpowiedz
avatar Bryanka
11 11

Jako spokrewniona z dzieckiem osoba, możesz być rodziną zastępczą nawet gdy jesteś samotna. Musisz mieć stabilną sytuację rodzinną i finansową. Dla mnie i tak ta cała sytuacja jest chora do kwadratu.

Odpowiedz
avatar digi51
15 17

Wiesz co, pomijając już kwestię tego dziecka, to ja się zastanawiam nad jedną rzeczą. Oczywiście, nie znam opinii/nastawienia twojego partnera, ale piszesz, że masz partnera, z którym mieszkasz (biorąc pod uwagę, że masz dziecka, zakładam, że nie zapraszasz do wspólnego mieszkania pierwszego lepszego gacha), jednocześnie nie czujesz do niego, tego co do zmarłego męża - rozumiem, jeśli chodzi o to, że każda miłość jest inna etc, ale jeśli mieszkasz z facetem, do którego de facto nie czujesz miłości do tego stopnia, że wzbraniasz się przez legalizją tego związku w imię wyższego dobra... to ja nie wiem, po co z nim jesteś. Ja wiem, nie moja sprawa, wasza sprawa. Dla mnie to albo ty robisz jemu krzywdę, tworząc pozory szczęśliwego związku, a w duchu ciągle będąc bardziej związaną ze zmarłym mężem, obecnego partnera traktując jak niepełnowartościową protezę miłości albo twój partner musi mieć mocno zaniżone poczucie własnej wartości, żeby godzić się na bycie w niby stałym związku, wiedząc, że jego kobieta nie jest w stanie go pokochać, tak jak powinni kochać się ludzie w stałym związku albo żyjecie w takim związku, bo zależy wam tylko na kohabitacji, a nie uczuciach - i jak coś to to jest dla mnie, ale w takim wypadku nie rozumiem problemu z wzięciem ślubu dla formalności.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
13 21

"Nie czuje do Pawła tego co do zmarłego meza i raczej się to nie zmieni." - I to jest prawdziwy powód dla którego opinia, że nie dajesz stabilności dziecku, może być uzasadniona. Jest procedura adopcji dla singli, i jest procedura adopcji dla par. Przy tej drugiej jednym z kryteriów jest sprawdzanie, czy związek się nie rozpadnie - a ty chcesz móc w każdej chwili móc się z tego związku wycofać, bo nie czujesz. To nie działa. "czuje, iż biorąc ślub z innymi mężczyzną, zdradzam zmarłego" - A jako wdowiec wdowie powiem ci, że poczucie zdradzania zmarłego małżonka to jest coś co warto przepracować na terapii. Jeśli takie rzeczy utrzymują się dłużej niż dwa lata, to kwalifikujesz się do pomocy na NFZ, klasyfikacja "żałoba przedłużona" albo "żałoba patologiczna", zależnie od katalogu chorób.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 stycznia 2025 o 15:11

avatar justangela
13 19

@Teelix: jeśli przez 6 lat ciągle opłakujesz zmarłą osobę to istnieje ryzyko, że jest to stan chorobowy, tak jak to napisał poprzednik. Nie rób z siebie cierpiętnicy, tylko wybierz się do psychologa na terapię, a jeśli trzeba to do psychiatry po leki. Albo przynajmniej po diagnozę. My cię tutaj nie zdiagnozujemy, od tego są specjaliści, którzy określą czy to co się dzieje jest w normie czy wymaga leczenia / przepracowania na terapii. Zamiast się obrażać i oburzać podziękuj za dobrą radę.

Odpowiedz
avatar PaniZla
4 8

@bloodcarver: Wybacz, że pytam odpowiedź jeśli możesz: jak sobie radziłeś w następnych związkach po śmierci żony? Ja mam wrażenie, że utraciłam zdolność do przeżycia miłości. Nie ma we mnie pasji. Nie jestem pewna czy mnie rozumiesz.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
7 9

@PaniZla: Terapia. Tylko i aż tyle.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
6 8

@Teelix: Jak pisałem, "żałoba patologiczna" to określenie z jednej z klasyfikacji chorób psychicznych. Nie jest to moja ocena twojej osoby. Jest to podkładka by otrzymać pomoc na NFZ.

Odpowiedz
avatar Armagedon
5 13

@Teelix: Zmarła osoba bliska będzie ci bliska zawsze. Do końca życia. Ale to nie znaczy, że wraz z osobą bliską, ty również masz umrzeć dla świata (przenośnia). Ponieważ żyją jeszcze inni ludzie, którym na tobie zależy. Rodzice, dzieci, współmałżonek, partner... A bolesna prawda jest taka, że kto umarł - ten nie żyje. Nie obserwuje cię siedząc na chmurce w niebiesiech, nie odwiedza w domu jako duch, nie kieruje "zdalnie" twoim postępowaniem, nie "opiekuje się" i nie "troszczy" z zaświatów, oraz - nie ocenia twojego postępowania. Po prostu - nie ma go, nie istnieje. I wszystko, co w swoim życiu robisz "dla zmarłego" - tak naprawdę robisz dla siebie. Pociechą dla wierzących może być proroctwo biblijne, które po Apokalipsie obiecuje "ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny". Jeśli ktoś ufa chrześcijańskiemu bogu - powinien mieć pewność, że tak właśnie będzie. I że wtedy spotka na Ziemi wszystkich swoich zmartwychwstałych bliskich i będzie wraz z nimi żył wiecznie, bez chłodu, głodu, chorób i śmierci. Za zmarłym można bardzo tęsknić, ale nie można opłakiwać go w nieskończoność. A jeśli chodzi o związki - nawet Biblia poucza, że śmierć jednego z małżonków całkowicie rozwiązuje małżeństwo, i wręcz zaleca wstępowanie w ponowne związki. By nie dopuścić do cudzołóstwa. Biblia - to bardzo mądra księga jest.

Odpowiedz
avatar tycjana12
11 11

@Teelix: Pamięć o bliskiej zmarłej osobie i szacunek do niej to zupełnie co innego niż permanentna żałoba od sześciu lat..co nie przeszkadza jak widać,mieć partnera-choć w tym przypadku to mocno naciągane słowo w stosunku do tej osoby-tylko pytanie,po co?Do grzania łóżka w nocy?...Skoro nie ma w Tobie głębszego uczucia,uwolnij tego człowieka ze związku bez przyszłości,bo uprawiasz uczuciowe wygodnictwo jego kosztem,a to jest tu najbardziej piekielne.

Odpowiedz
avatar didja
7 7

@katem: Ale wiesz, że Twoja reakcja też potwierdza to, co obie piszą? Jest taka jednostka chorobowa, ona się nazywa "zespół żałoby przedłużonej", jest ujęta i w ICD-11, i w DSM-5-TR. Jednym z objawów, bo kryteriów jest trochę, jest to, że osoba mimo upływu minimum 12 miesięcy nie jest w stanie pożegnać tej osoby jako zmarłej, zmarły jest wciąż obecny jak żywy i osoba w tej żałobie nie może nawiązać innej relacji ze względu na,że tak powiem, obecność nieobecnego. Tu masz artykuł: chrome-extension://efaidnbmnnnibpcajpcglclefindmkaj/https://www.psychiatriapolska.pl/pdf-159024-110729?filename=Prolonged%20Grief%20Disorder.pdf Mam nadzieję, że się otworzy, bo mi Acrobat zainstalował jakieś rozszerzenia i linki są jakieś dziwne. Tak że ja Cię osobiście po ludzku rozumiem, bo sama przeżywam coś jeszcze bardziej patologicznego, ale oba komentarze naprawdę nie są napastliwe, co najwyżej trochę szorstkie. Tyle że ta szorstkość może wynikać z faktu, że dobro obojga dzieci jakoś schodzi na plan dalszy, bo cała sytuacja wygląda na jakąś formę kompensacji, a nie stworzenia rodziny.

Odpowiedz
avatar justangela
6 6

@katem: no tak, bo jak ktoś sugeruje osobie zmagającej się z problemem psychologa / psychiatrę to znaczy że jest pozbawiony emocji... Sorry stary, czytasz coś innego niż napisałam...

Odpowiedz
avatar bloodcarver
3 3

@katem: Ale wiesz, że sobie wymyślasz? Przecież nikt tu nikogo nie nazwał patologią. Jedyne co było, to podpowiedź jak zdobyć pomoc na NFZ żeby nie płacić 300-500zł za jedną wizytę prywatnie. Owszem, zarzut że osoby takie jak ty są patologią jest głupi i niesmaczny - ale istnieje tylko w twojej głowie!

Odpowiedz
avatar katem
-1 1

@didja: Ależ ja się pożegnałam i nie traktuję go jako osobę żyjącą. Niemniej jednak nie mam ochoty na nowe związki. Jest mi doskonale samej. Czy osoby samotne z wyboru to wg Was też są chore ? @justangela: PaniZła nie wygląda na osobę zmagającą się z problemem, tylko ma niestandardowe podejście do związku. Może trochę otwartości. Nie wszyscy są z jednej formy robieni. Poza tym - nie pisała, że ma z tym problem, tylko taka forma związku jej pasuje. Opisała problem z potencjalna adopcją a nie ze swoim związkiem. @

Odpowiedz
avatar gawronek
20 24

Ty i Twoja rodzina powinniście iść na jakąś terapię i do psychiatry. To już zakrawa o patologie - chcesz adoptować dziecko, które się jeszcze nie urodziło, brat ma nadal być obecny w życiu dziecka jako ... wujek (?!). I co wy powiecie temu dziecku jak podrośnie? Że jego wujek i ciocia to jego rodzice którzy nie chcieli go wychowywać? Szczerze? Niech to dziecko trafi do adopcji na drugim końcu Polski. I niech żyje spokojnie, z dala od takiej patologii.

Odpowiedz
avatar jan_usz
11 11

Jeśli biologiczny ojciec już dzisiaj robi takie cyrki to może być dużo gorzej w przyszłości. Może być lepiej dla dziecka jak go odseparują dalej od Twojej rodziny i niestety Ciebie też.

Odpowiedz
avatar tycjana12
8 10

Pamięć o bliskiej zmarłej osobie i szacunek do niej to zupełnie co innego niż permanentna żałoba od kilku lat..co nie przeszkadza jak widać,mieć partnera-choć w tym przypadku to mocno naciągane słowo w stosunku do tej osoby-tylko pytanie,po co?Do grzania łóżka w nocy?...Skoro nie ma w Tobie głębszego uczucia,uwolnij tego człowieka ze związku bez przyszłości,bo uprawiasz uczuciowe wygodnictwo jego kosztem,a to jest totalnie piekielne.

Odpowiedz
avatar gawronek
13 17

@PaniZla - wiedział od początku a jednak się oświadczył po roku? - do tego czerpie korzyści w pracy bo jesteś jego szefową? Tutaj tyle rzeczy jest po prostu złe ...

Odpowiedz
avatar Balbina
0 10

@gawronek: Bo chce skubaniec więcej korzyści czerpać. Jedno warte drugiego.

Odpowiedz
avatar tycjana12
10 12

@PaniZla: Nie kochać się w związku,a po latach dalej przyjaźnić,to dla mnie byłoby piekło na ziemi-bo inaczej co nas łączy? Łóko,wygodnictwo własne?...To za mało,żeby mi się chciało budzić koło takiej osoby każdego ranka lub żebym to ja była budzona ze świadomością,że z drugiej strony to tylko układ z wygody życiowej.Z doświadczenia wiem,że taka osoba będzie liczyła do końca na coś więcej i albo bedzie tkwiła marnotrawnie w tym zwiążku,albo w końcu odejdzie całkowicie zrujnowana psychicznie-i to nie ze swojej winy.Tu nie ma żadnego dobrego "złotego środka".

Odpowiedz
avatar Bedrana
12 16

@PaniZla: Jesteś niesamowita. Zaczynam powoli dostrzegać zasadność twojego nicka. Ja, co prawda, w ponad połowę "faktów" z twoich historii nie wierzę, ale, gdyby były one prawdziwe, to włos się na głowie jeży. Zapraszasz do swojego domu (i do swojego łóżka, jak sądzę) faceta, do którego nie czujesz "pasji". Nie masz żadnych obiekcji względem "zdradzania" z nim zmarłego męża, jak również nie przeszkadza ci fakt, że w tym dziwnym "układzie" dorasta również twój syn. Wiedzący zapewne doskonale, że ten pan, który szwenda się po domu i śpi z jego mamą - nie jest jego biologicznym ojcem (ani nawet ojczymem), tylko jakimś "wujkiem", co dziś jest, a jutro może go nie być. Ale ty o swoim synu nawet nie wspominasz, zupełnie jak by w ogóle nie istniał i nie stanowił w twym "związku" żadnego ogniwa. A przebywanie pod jednym dachem z dzieckiem, jednak do czegoś zobowiązuje. Między partnerem (choćby tylko "mieszkańcem" na dłużej) i dorastającym dzieckiem muszą się tworzyć jakieś relacje. Istnieje jakiś (choćby wymuszony) kontakt, bo inaczej się nie da żyć w jednym domu. A ufne dziecko lgnie do człowieka, z którym przebywa na co dzień. I budzą się więzi. Zastanawia mnie również, co mogło zbliżyć was z panem Pawłem tak bardzo, że aż zdecydowałaś się zaprosić go do siebie na stałe. A on zaproszenie przyjął, choć "wiedział od początku jakie są twoje uczucia". Jeśli nie była to namiętność, to co? Można by sądzić, że pan Paweł to ten sam facet, którego (już po śmierci męża) awansowałaś na kierownicze stanowisko w swojej firmie, zamiast, wbrew woli byłej teściowej, wepchnąć tam swego szwagra (jej drugiego syna, brata zmarłego męża). I teraz jesteś jego szefową, z czego on "aktywnie czerpie korzyści (...) w pracy". Hmmm, niewątpliwie. Ciekawe, jakie korzyści ty czerpiesz z niego po pracy? A może, w ramach wdzięczności za awans, wprowadził się do ciebie tylko po to, żebyś się mogła pozbyć z domu byłej teściowej (która się wynieść nie chciała) i tak już zostało? Potem facet się zorientował, że lepiej mieć status męża niż "przydupasa" - więc się oświadczył. Ty, zaś, nie jesteś głupia, więc oświadczyn nie przyjęłaś. Ponieważ wiesz doskonale, że mąż dziedziczyłby po tobie (jak by co) i dom i firmę na równi z twoim synem. I tyle. Jednak, to są zupełnie luźne dywagacje, bo - jak powiedziałam - nawet w połowę tego co piszesz nie wierzę. Świadczy to jednak o tym, jaką masz wyobraźnię i co może się dziać w twojej głowie.

Odpowiedz
avatar PaniZla
-4 8

@Bedrana: Paweł pojawił się w mojej firmie dwa lata po śmierci męża. Trzy lata po śmierci męża zamieszkaliśmy razem. Na wspomniane stanowisko został awansowany najstarszy z informatyków zresztą wkrótce odchodzi na emeryturę. Uprzedzając pytanie Paweł nie wskoczy na to miejsce tylko kolejny najstarszy stażem. Zapewniam Cię, że Paweł pełni niezwykle ważną rolę dla mojego synka. Zastępuje mu ojca. Paweł jest jednym mężczyzną, który pojawił się w moim domu po śmierci męża. Mieszka z nami 4 lata więc jest częścią rodziny.

Odpowiedz
avatar katem
-3 9

@PaniZla: Nie rozumiem tej napaści na Ciebie. Przecież Twój partner wchodząc w romans z Tobą znał sytuację. W dodatku i sama powiedziałaś mu, czego może się spodziewać. To naturalne, że próbował po jakimś czasie, bo mogłaś zmienić zdanie, ale skoro po odmowie nie zrezygnował ze związku to chyba akceptuje zasady. Nie rozumiem takiego podejścia, że w związku musi być gorąca i namiętna miłość, i kompletne oddanie siebie i swoich zasobów mężczyźnie. Można być w związku i się przyjaźnić. I to dużo lepszy związek, niż namiętna miłość, ale pełna awantur i przemocy. Są ludzie, którzy to lubią, ale, do diabła, są ludzie, którzy lubią spokój i stabilność emocjonalną.

Odpowiedz
avatar digi51
5 7

@katem: Słuchaj, moja opinia jest taka. Znam kilka par, których nie łączy gorące uczucie, ale są w stabilnych, szczęśliwych związkach opartych właśnie na przyjaźni, zaufaniu, wspólnym wsparciu. Szczerze, też uważam, że takie związki są lepsze niż gorąca miłość, w której ciągle dochodzi do awantur, zerwań i egzystują w myśl zasady "prawdziwa miłość boli". Jednak troszkę inna sytuacja jest gdy dwie osoby wchodzą w stabilny związek z rozsądku (bo np. chcą założyć rodzinę, a nie są osobami, którym w życiu potrzebne są wielkie emocje) lub kiedyś połączyła ich miłość, ale rutyna dnia codziennego sprawiła, że po latach ta miłość przybrała nieco inną formę (to akurat jest bardzo częste), a czym innym jest sytuacja, gdy jedna osoba jest emocjonalnie związana z kimś nieobecnym w jej życiu i z tego powodu nie potrafi pokochać nikogo innego. Ta osoba jest emocjonalnie zniewolona, a w sobie uczucia, które znajdują ujście, gdzie indziej niż przy obecnym partnerze. Niestety, moja babcia wyszła za mojego dziadka z rozsądku, on ją kochał bardzo, ona kochała innego mężczyznę. Czy babcia i dziadek się kochali? Na pewno w jakimś sensie tak, czy byli ze sobą szczęśliwi? Nie. Dziadek babcię kochał i sądził, że jak ona za niego wyjdzie to też go kiedyś pokocha. I po jego śmierci było widać, że tak było. Ale nie potrafiła mu tego okazać, gdy byli w małżeństwie, bo cały czas emocjonalnie była przy tamtym mężczyźnie. Mogę mówić tylko za siebie - podejrzewam, że na pewnym etapie związku nie miałabym większego problemu ze zdaniem sobie sprawy, że mój partner już mnie nie pożąda, że staliśmy się bardziej parą dobrych przyjciół niż kochanków, ale nie potrafiłabym znieść świadomości, że mój partner cały czas emocjonalnie jest z kimś innym - nawet jeśli ta osoba nie żyje.

Odpowiedz
avatar katem
1 1

@digi51: W danym konkretnym przypadku to @PaniZła może nagle zostać sama, bo jej partner spotka osobę, która w pełni odwzajemni jego uczucie i od niej odejdzie. Może ona zdaje sobie sprawę z tego ryzyka, może jej aż tak bardzo na partnerze nie zależy. Mam wrażenie, że jest pewna, że powiązania pozaemocjonalne są tak silne, że człowiek z nią zostanie. Zna go lepiej niż my z krótkiego opisu, ale może też facet, póki go nic nie "woła" ceni sobie spokój i pewność i dlatego tkwi w takim układzie. Może ją kocha, jak Twój dziadek babcię, może ona okazuje mu uczucie w stopniu go zadowalającym.

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@katem: Nadal brzmi to źle. Mówisz tak lekko, że facet zaakceptował, że jest nie do końca kochany, choć ma/miał nadzieję, że będzie inaczej, skoro próbował się oświadczać. Ok, to dorosły chłop i decyduje czy mu to pasuje czy nie, jednak dla mnie to nic innego jak zepchnięcie w nieco rozszerzoną wersję friendzone. W dodatku w tym związku jest dziecko, którego ojciec nie żyje, a mężczyzna, którego traktuje jak ojca może odejść, gdy poczuje, że ktoś może dać mu więcej. To oczywiście może zdarzyć się w każdym związku, jednak prawdopodobieństwo jest nieco większe, gdy jedna ze stron świadomie daje drugiej "niepełną" wersję związku, a wręcz domyślnie jest to kohabitacja do momentu, aż Paweł nie znajdzie kobiety, która będzie gotowa dać mu 100% swoich uczuć. Moim zdaniem prędzej czy później będą tu sami przegrani. Paweł, który nawet jeśli nie pozna innej kobiety, w pewnym momencie życia poczuje, że je zmarnował z kobietą, która w pewnym sensie emocjonalnie zawsze trzymała go na dystans, dziecko, które w pewnym momencie może zostać pozbawione zastępczego ojca i to prawdopodobieństwo jest spore i w końcu autorka, która jak już przyjdzie ten moment, że Paweł powie "dość" będzie się mierzyć z trudnymi uczuciami swoimi i swojego dziecka.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
5 5

Ja "czuje", ja "daje", ja "nie chce","sie"... co złego jest w ogonkach?

Odpowiedz
avatar Bubu2016
0 4

Że o "czym kolwiek" nie wspomnę... Oraz "żonkę brata nie interesuje" zamiast "żonki brata nie interesuje". Generalnie tekst wypala oczy i owszem, wygląda na zmyślony.

Odpowiedz
avatar helgenn
2 2

@Bubu2016 biznes też może być rentowny albo dobrze prosperujący ;) meritum historii nie komentuję, bo to nie ma sensu

Odpowiedz
avatar ZawszeRacja
3 3

Bez urazy, ale urzędnicy bez problemu znajdą dla bratanicy lepszą rodzinę adopcyjną. Nie traktuj tego osobiście.

Odpowiedz
avatar Morog
3 3

Moim zdaniem FAKE, za dużo niemożliwych albo nieprawdopodobnych faktów

Odpowiedz
Udostępnij