W końcu znalazłem chwilę by opisać moją podróż z czerwca.
Poleciałem z kumplem do Belgradu, ja dawno nie byłem w Serbii a chciałem jemu pokazać kraj, który pokochałem na studiach.
Podróż w pierwszą stronę przebiegła bezproblemowo. Droga powrotna już taka fajna nie była. Gdy miał się zacząć boarding nagle dostałem maila od LOT-u, że odwołują nasz lot i w zamian polecimy lotem za około 2h i tak samo zmieniają nam lot z Warszawy do Gdańska i w celu odbioru nowych kart pokładowych mamy podejść do obsługi w gate-cie. Podeszliśmy do gate-u by w ogóle dowiedzieć się, dlaczego zmienili nam lot i czy możemy pozostać przy poprzednim locie z Warszawy do Gdańska, bo na spokojnie zdążymy się przesiąść nawet z tego późniejszego lotu. Zależało nam na tym, ja miałem opcję powrotu do domu nawet w nocy, kumpel mieszka daleko od Gdańska i z tego pierwotnego lotu zdążyłby na PKS do domu. Obsługa zlała naszą prośbę o nieprzenoszenie nam lotu z Warszawy (potem okazało się, że dobrze, że tak się stało). Wytłumaczeniem obsługi było to, że lot został odwołany z powodu pogody uniemożliwiającej lot.
Owszem, gdy jechaliśmy na lotnisko i gdy już czekaliśmy w terminalu mocno padał deszcz, ale były to opady krótkie choć intensywne. Na pytania zadawane przez wielu pasażerów, dlaczego w takim razie od razu odwołują lot zamiast go najpierw opóźnić w nadziei na poprawę pogody (a ta nadzieja ewidentnie jest, bo mamy polecieć za nieco ponad 2h innym planowym lotem) nikt nie odpowiadał. Malo tego, inne samoloty odlatywały we wszystkich kierunkach, nie tylko ja sprawdzałem radary pogodowe pokazujące, że burze znad Belgradu odeszły i udają się w drugą stronę niż lecimy więc pogoda była wygodną wymówką. Gdy zbliżał się już czas na rozpoczęcie boardingu na lot, którym ostatecznie mieliśmy polecieć, ażeby zdążyć nas wszystkich ulokować w samolocie a nie było żadnej informacji, kiedy ten się rozpocznie podeszliśmy z jedną z pasażerek zapytać, kiedy zaczną nas wpuszczać do samolotu. Pracownica rozmawiała w tym momencie przez radio z innym pracownikiem na temat bagaży i że nie wiadomo czy się wszystkie zmieszczą do bagażnika.
Gdy skończyła rozmawiać wywiązał się taki dialog:
[Pracownica Lotniska]: (po angielsku) W czym mogę pomóc?
[Pasażerka]: (j/w) Kiedy zaczniecie boarding? Niedługo będzie godzina odlotu a dalej nie ma informacji, kiedy będziemy mogli w końcu wsiąść do samolotu.
[PL]: (j/w) Na razie nie wiadomo, kiedy będziemy mogli Państwa wpuścić. Lot może być opóźniony z powodu meteo… (tu zaczęła szukać słowa jak to powiedzieć po angielsku)
[Ja]: (po serbsku) Moment, przed chwilą rozmawiałaś z kimś przez radio, że nie wiadomo czy bagaże się pomieszczą a nam próbujesz znowu wmówić, że chodzi o pogodę. Jaka jest prawda, bo to już nie jest śmieszne?
[PL]: (po serbsku, z szokiem w oczach, bo zdała sobie sprawę, że słyszałem o co chodzi) Tak, jak powiedziałam, przez burze nad Serbią nie wiadomo, kiedy lot się odbędzie.
[Ja]: Burze znad Serbii odchodzą na południe, jest piękna słoneczna pogoda, co widać za oknami. Jeśli dalej wierzy Pani, że to jest prawdziwy powód to powodzenia.
Ostatecznie do samolotu wpuszczono nas pół godziny po planowej godzinie odlotu. W samolocie tego samego typu, którym mieliśmy lecieć pierwotnie zmieścili się pasażerowie z tego pierwotnego lotu i ci którzy mieli lecieć tym samolotem, nawet były wolne miejsca. Gdy wszyscy usiedli, pilot ogłosił przez megafon, że przez strajk włoski prowadzony przez węgierskich kontrolerów lotów odlecimy za kolejne 40 minut. Na szczęście to dodatkowe opóźnienie wyniosło zaledwie 20 minut. Wylądowaliśmy już po odlocie naszego pierwotnego lotu do Gdańska więc byliśmy skazani na lot, który nam odgórnie dano. Ten również był opóźniony o ponad pół godziny i ostatecznie wylecieliśmy po północy (można było odnieść wrażenie, że wszyscy pracownicy próbują zrobić wszystko, żeby lot jednak odbył się przed 24).
Po wylądowaniu w Gdańsku zamówiliśmy sobie Bolty i popołudniu na spokojnie zajęliśmy się pisaniem reklamacji do LOT-u, ponieważ:
- lot został odwołany w ostatniej chwili
- ostatecznie wylądowaliśmy ponad 4 godziny po pierwotnej godzinie
- lot z Warszawy odbył się ostatecznie kolejnego dnia
- musiałem wziąć urlop na żądanie i straciłem przez to premię frekwencyjną w całości
- ja i kumpel musieliśmy zamówić Bolty, żeby wrócić do domów a KM jechalibyśmy za darmo.
LOT reklamacji nie uznał dalej twierdząc, że chodziło o burze.
Ja rozumiem, że chodziło o ekonomię, ekologię etc. No bo wiadomo, że jeśli odbędzie się jeden lot a nie dwa to mniejsze koszty obsługi, paliwa, opłaty za emisje CO2, ale mogliby się poczuwać do odpowiedzialności za straty poniesione przez pasażerów. Na coś w końcu przepisy międzynarodowe na wypadek opóźnień są.
lot opóźnienie reklamacja
Jeśli chodzi o gruby pieniądz na odszkodowanie to cuda wymyślą żeby tylko nie płacić. Ostatnio siedziałem w opóźnionym samolocie to widziałem jakie sztuki wykonują żeby tylko wystartować przed upływem czasu kwalifikującego do odszkodowania. Udało im się o 10 minut, ale było czuć presję na załogę. To nie było komfortowe doświadczenie.
Odpowiedz1) są firmy które mają lepsze argumenty, część kasy biorą ale nadal jest większa szansa wywalczyć 2) możesz wrócić nawet w nocy ale brałeś bolta? Jak dobrze kojarzę, a sprawdzałam niedawno bo sama będę ładować późno, nocne autobusy dojeżdżają na lotnisko w Gdańsku i nie jest ono zamykane na noc, a skoro już i tak było za późno na wstanie rano do pracy to po co?
OdpowiedzEkologia? Wklejam fragment pewnego artykułu: Niedawny lot FR2501 z Gran Canarii do Berlina pasażerowie zapamiętają na długo. Samolot linii Ryanair, który w niedzielę wieczorem podchodził do lądowania na niemieckim lotnisku, musiał nagle z pełną siłą silników ponownie wzbić się w powietrze. Wszystko przez wynoszące 90-sekund opóźnienie, które zakłóciłoby ciszę nocną obowiązującą w berlińskim porcie. Maszyna została skierowana do położonego 250 kilometrów dalej Hannoveru, a pasażerowie musieli wracać autobusem do stolicy. Sytuacja, którą opisał serwis lotniczy Aerotelegraph mogła spotkać każdego zmęczonego podróżnika. Była niedziela wieczór 5 stycznia. Zbliżała się północ, gdy opóźniony o ponad godzinę samolot linii Ryanair z Gran Canarii zniżał się do lądowania na lotnisku w stolicy Niemiec. Dokładnie o 23:59, gdy wysokość samolotu wynosiła zaledwie 410 metrów, piloci otrzymali informację o zakazie lądowania. Za minutę w stołecznym porcie miała zacząć obowiązywać surowo przestrzegana cisza nocna, podobna do tej, która od lat obowiązuje na lotnisku Chopina w Warszawie. Gdyby samolot przyleciał do Berlina zaledwie 90 sekund wcześniej, wylądowałby bez żadnych zakłóceń. W tej sytuacji załoga musiała jednak szybko reagować. Jako nowy cel podróży wybrano położone 250 kilometrów dalej lotnisko w Hannoverze. Pasażerowie nie byli jednak zadowoleni z tej zmiany. Czyli zamiast wylądować, samolot musiał spalić ileś paliwa i lecieć do innego miasta bo 90 sekund trawa już CISZA! Potem pasażerowie innym transportem musieli wrócić do Berlina, a ten transport też na wodę nie jedzie. Nie wspominając o straconym czasie, zmęczeniu itp. Chore.
Odpowiedz@cherryhills: Ale tę ekologię to sobie autor sam wymyślił. Prawdziwy powód nie jest i nie będzie znany. Chyba najbardziej prawdopodobne jest, że coś było nie tak z samolotem. Ewentualnie zabrakło pilota.
Odpowiedz@Ohboy a to też możliwe. A co do tej sytuacji opisanej w artykule to poziom głupoty już jest niesamowity. 90 sekund opóźnienia spowodowało, że samolot leciał do innego miasta. Co tam ekologia, co tam ludzie, ważne że CISZA jest na lotnisku. To może niech jeszcze wprowadzą, nie wiem, ciche czwartki w hucie... (Czy gdzie tam głośno jest). Swoją drogą chore jest też takie sztywne trzymanie się przepisów.
Odpowiedz@Ohboy powodem było to, że puściliby dwa samoloty wypełnione maks do połowy.
Odpowiedz@helgenn: To też mogło być, ale nie musiało. Są trasy, które praktycznie zawsze przewożą mniej niż 50% pasażerów, bo nie na pasażerach zarabiają.
OdpowiedzPo pierwsze wszyscy często latający znają skrót LOT-Later or Tomorrow. Po drugie przepisy mowią o odszkodowaniu za opóźnienie minimum 4-godzinne, doskonale wiedzieli co robili. Po trzecie nie chodziło o pogodę tylko to, że nie uzbierali pasażerów na dwa samoloty, taniej puścić jeden w miarę zapełniony.
Odpowiedz@helgenn przepraszam, przeoczyłam to, że było ponad 4 godziny. Możesz pisać odwołanie, niektóre firmy z założenia odrzucają reklamację.
OdpowiedzPrzecież masz drogą odwoławczą od ich odmowy.
OdpowiedzNie wiem, jak było - ale czy Tobie się wydaje, że na każdym lotnisku każdy samolot może sobie wbić losowo na dowolny pas startowy i wylecieć - a potem na docelowym przylecieć o dowolnej godzinie? Bo moim zdaniem tak nie jest :) na logikę - skoro przez kilka godzin była burza i kilkanaście/kilkadziesiąt samolotów nie wystartowało o zaplanowanej godzinie - to te samoloty nie mogą wszystkie na raz wystartować minutę po rozpogodzeniu się a potem na docelowych lotniskach wylądować wypychając z pasa startowego samolot, który ląduje na nim zgodnie z rozkładem. Niektóre lotnika mają ograniczenia w przyjmowaniu samolotów lądujących (np te blisko miasr często nie działają w nocy) i opóźnienie może równać się niemożliwości wylądowania.
Odpowiedz@kKKKK: Więcej nawet: pośpiech w puszczaniu na dalszą trasę samolotów opóźnionych z powodu warunków atmosferycznych był przyczyną najkrwawszej katastrofy lotniczej* (tak, doszło do niej na lądzie, a nie w powietrzu) - mam na myśli tragedię, która wydarzyła się na Teneryfie 27 marca 1977 roku o 17:05 czasu lokalnego. Tu możecie o niej poczytać: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotnicza_na_Teneryfie A posłuchać w 3 odcinku 16 sezonu "Katastrofy w przestworzach". *Najkrwawsza w sensie "pochłonęła najwięcej ofiar WŚRÓD PASAŻERÓW", stąd jej pierwszeństwo nad wydarzeniami, które miały miejsce w Nowym Jorku 11 września 2001 roku.
Odpowiedz@SmoczycaWawelska: jednymi z ofiar- była rodzina z dwójką dzieci, i oni PRAWIE się spóźnili na ten lot. ktoś z obsługi znalazł dzieci ( bo się ganiały po lotnisku ) i rodzina wsiadła. i ten człowiek zrezygnował potem z pracy, bo miał tak ogromne poczucie winy, że ich znalazł, odprawili się i zginęli. był przekonany, że gdyby nie to, to po prostu polecieliby następnym lotem.
OdpowiedzAż się zarejestrowałam po 10 latach czytania, żeby dodać nowy komentarz. Możesz z nimi wygrać. Zbierz wszystkie procedury, które złamali, prawo, którego nie przestrzegali i pozwij ich. Miałam podobną sytuację z WizzAirem i wygrałam. Próbowali się wymigać złą pogodą, ale wkleiłam zrzut z ich strony jaka pogoda była tego dnia. Odrzucili mój wniosek, zaoferowali tylko jakąś połowę środków na ich stronie. Odmówiłam. Ze wszystkimi zrzutami pozwałam ich przez internet: zwrot kosztów za pozew, za hotel i taxówkę, jedzenie, standardowy zwrot za odwołany lot i zadośćuczynienie. Składałam w Anglii, tzw. Small claim court. Z nimi da się wygrać. Powodzenia.
OdpowiedzNie odnoszę się do problemów z opóźnieniem drugiego samolotu ani tego co się stało później. Ale co do odwołania lotu pierwotnego, nie jest to takie proste. Żeby samolot mógł odlecieć z danego lotniska, musi się na nim najpierw jakoś znaleźć. Samoloty stoją bardzo krótko, po przylocie zostaje w kilkanaście minut uprzątnięty, w tym samym czasie jest tankowany, bagaż jest wymieniany i podstawiany jest on po tym czasie na następny lot. Jeśli opady deszczu gdy przyjeżdżaliście na lotnisko faktycznie były dość intensywne, lot do Belgradu mógł nie wylądować w Belgradzie tylko zostać przekierowany na inne pobliskie lotnisko. Nawet jeśli za 15 minut może się pogoda poprawić, to samolot nie zawiśnie w powietrzu bezczynnie, może chwilę pokołować nad lotniskiem ale nie ma też nieskończonego zapasu paliwa na to. W pewnym mommencie piloci muszą podjąć decyzję czy ryzykują dalej oczekiwanie na zmianę pogody, czy lądują na innym lotnisku. No i prawodpodobnie gdy tylko podjeli tą decyzję, poinformowali kontrolę lotów i centralę firmy o tym, następnie chwilę czasu zajęło przekazanie tej informacji dalej aż dotarła do was. Mogło już się w tym czasie faktycznie rozpogodzić na tyle, by ta decyzja z waszej perspektywy wyglądała absurdalnie. Co ważne: pogoda ma dużo większy wpływ na lądowania niż na starty, ponieważ widoczność jest dużo bardziej potrzebna przy lądowaniu. Samoloty mogą nadal startować mimo, że nic nie ląduje, więc nadal pracujące lotnisko (tj startujące samoloty) może pogłębiać wrażenie bezzasadności tej decyzji. Nie mówiąc już o tym, że ten samolot mógł planowo lecieć z dowolnego innego lotniska niż wasze docelowe i pogoda na tamtym lotnisku mogła mu nie pozwolić nawet wylecieć. Czy nie można podstawić w takim wypadku samolotu rezerwowego? No najpierw trzeba takowy samolot na odpowiednim lotnisku posiadać. Mało linii lotniczych decyduje się na utrzymywanie zapasu na lotnisku nie będący bazowym dla danej linii, a jeśli już się jakaś linia decyduje to wyłącznie na bardzo dużych lotniskach. Polecam zainstalować sobie aplikację flightradar24, można na niej znaleźć swój lot i informację jakim samolotem ma planowo być wykonywany. Można następnie podejrzeć co się stało z poprzednim lotem i dużo wcześniej się dowiedzieć czy lot zostanie odwołany lub opóźniony.
Odpowiedz