W nawiązaniu do historii #91841, wracam z częścią drugą. O piekielnościach osób, które się rekrutują będzie.
Od razu zaznaczam, że nie liczyłam, aby na nasze ogłoszenie odpowiedziała alfa i omega. Wystarczyło mi to, że ktoś już pracował z ludźmi (lub był do tego chętny) i znał język niemiecki w stopniu średniozaawansowanym (czyli maturalnym0 B1/B2). Nie wymagałam 10 lat doświadczenia, ani bycia w stu procentach poprawnym językowo, bo sama nie jestem. Zależało mi na tym, aby ktoś, odbierając telefon od klienta zagranicznego, mógł się przedstawić i zapytać o sprawę, a następnie przekazać do kogoś z nas, bardziej doświadczonych.
Po tym krótkim wstępie, zaczynam swoją opowieść o osobach, które się rekrutują.
1. Źle skomponowane CV
Moja prośba- niech Wasze CV będą wyraźne. Podzielcie je na zagadnienia, jeśli nie potraficie zrobić kolumn. Możecie skorzystać też z wielu darmowych programów, aby CV było czytelne.
Sporo CV, które przeglądałam, było sporządzone okropnie. Umiejętności wymieszane ze studiami, języki zamiast określone poziomem, określone były kropkami (jak interpretować 3,5 kropki z 5?). Wymieszane formaty dat- raz rok, raz rok i miesiąc. Do tego sporo osób nie formatowała tekstu wcale. Wyobraźcie sobie CV w formacie historii na piekielnych, tylko dodajcie jeszcze zdjęcie. Gdybyśmy używali oprogramowania do wyodrębniania danych z CV, żadne z nich by przez nie nie przeszło.
2. Brak danych kontaktowych
Widzę fajne CV. Chcę zaprosić osobę na rekrutację. Szukam danych. Zero telefonu, zero maila. Na szczęście był profil na LinkedIn. Przynajmniej tak myślałam do momentu, gdy kliknęłam w link, który przeniósł mnie na stronę główną tego portalu.
3. Kłamstwo/niedomówienie w CV
Pisałam o języku niemieckim. Zaprosiłam na rekrutację trzy osoby, które miały wpisany poziom dobry/zaawansowany- każda miała osobną rozmowę dla jasności, ale popełniły ten sam błąd, więc opiszę je zbiorczo. W zaproszeniu uprzedziłam o fakcie, że porozmawiamy chwilę po niemiecku, a więc proszę, aby znaleźli dogodne miejsce i moment na rozmowę, bo wiem, że rozmowa na rekrutacji w obcym języku, może być stresująca.
Miałam do zadania cztery pytania, dla każdego takie same. Żadne specjalistyczne. Kolejno było to pytanie o hobby (Was hast du für Hobbys?) zwierzątko domowe lub wymarzone zwierzątko (Hast du ein Haustier oder würdest du eines haben wollen? Wenn ja, welches?), wakacjach (Erzähl in zwei bis drei Sätzen von deinem Urlaub) oraz o książce lub filmie (Erzähl mir von einem Buch oder Film, den du zuletzt gelesen oder gesehen hast).
Te trzy osoby już po pierwszym pytaniu się zestresowały i zamiast odpowiedzieć, dukały. Już po polsku powiedziałam, że spokojnie, nie muszą się stresować i zależy mi na prostej odpowiedzi. Tylko jedna osoba wydusiła "Ich mag Rad fahren". Pozostałe dwie już wtedy się przyznały, że niemieckiego uczyły się z Duolingo i na moje pytanie, dlaczego wskazały taki poziom, stwierdziły, że według aplikacji mają poziom zaawansowany.
4. Umawianie spotkań i ich odwoływanie na ostatnią chwilę lub pozostawanie bez odpowiedzi
To już chyba każdy rekrutujący przeżył. Zapraszam osobę na rozmowę, podkreślam, że gdyby coś się zmieniło, to proszę o informację, to albo znajdziemy nowy termin, albo będę wiedziała, aby za daną osobą nie czekać. A potem dosłownie na 5 minut przed spotkaniem dostaję komunikat na maila, że jednak ktoś nie przyjdzie, albo czekam na teamsie i nikt się nie zjawia, a telefonu nie odbiera.
5. Generacja Z
Nie chcę być uprzedzona co do roczników, ale gdy widziałam kogoś z "nowego pokolenia", czułam w kościach, że rozmowa nam się nie uda. Oto kilka wymagań z jakimi spotkałam się od przedstawicieli generacji Z na rozmowach:
-elastyczny czas pracy z przerwą lunchową;
-praca wyłącznie zdalna (mimo, że w ogłoszeniu napisaliśmy STACJONARNA);
-rozpoczynanie pracy od godziny 8 do 12;
-wynagrodzenie minimum 10k netto (chociaż padła też propozycja zaledwie 12k netto);
-zwiększone dni wakacyjne i wolne na urodziny;
-auto służbowe, jeśli mają dojeżdżać do pracy;
-multisport płatny w całości przez pracodawcę.
Od przyszłego tygodnia na nowo uruchamiam rekrutację. Liczę, że zarówno szefostwo uda mi się namówić na zmiany, jak i może dzięki temu znajdę lepszych kandydatów.
Padło też pytanie, dlaczego pracuję w tym miejscu. Lubię swoją ekipę, na pensję też nie narzekam. Mieszkam w wiosce obok i do pracy mogę podjechać rowerem, bo dzieli mnie od niej 4 km skrótem. Wynagrodzenie zawsze miałam na czas, a do tego szefostwo wobec starych pracowników jest bardziej wyrozumiałe (zatrudniał nas ich ojciec, który był złotym człowiekiem np. nigdy nie miał problemu, aby ktoś szybciej wyszedł z pracy, bo miał sytuację awaryjną, nie żądając odrobienia godzin i nadal się firmą interesuje w zakresie jego ludzi, a my możemy pójść do niego z problemami). Młodsze pokolenie chce wprowadzić nas w formę korporacji, co nie do końca im się udaje, ale liczę, podobnie jak inni, że pracując wraz z ojcem, uda się im nabrać doświadczenia i spojrzą na niektóre kwestie inaczej.
rekrutacja cv
"Liczę, że zarówno szefostwo uda mi się namówić na zmiany, jak i może dzięki temu znajdę lepszych kandydatów" Mamy w firmie rekrutację na specjalistę w niszowej, technicznej dziedzinie, wypłata 20k wzwyż. Dostaliśmy ponad 100 CV, 5 osób może spełniało o tyle o ile warunki. Nikt się nie oczekiwał spełniania wymogów z ogłoszenia w 100%, ale zdecydowana większość osób nie miała absolutnie nic wspólnego z tą dziedziną ani wymaganych umiejętności.
Odpowiedzad 5. Sama pisałaś, że miejsce pracy jest w takiej lokalizacji, że dojechać się bez samochodu nie da, a firma celowała w studentów i ludzi na początku drogi zawodowej. Dlatego oczekiwania typu praca wyłącznie zdalna, auto służbowe, albo pensja pozwalająca szybko kupić samochód, to nie są wymagania z kosmosu. To jest coś, co wy na kandydatach wymuszacie. Skoro stawiacie sprzeczne wymagania, to jeśli chcesz kogoś obwiniać o to że ich nie spełnia, kup lustro.
Odpowiedz@bloodcarver: Jaki autorka ma wpływ na kształt ogłoszenia, skoro pisze, że wszystko musi wymuszać na szefostwie? Pewnie jej rola ogranicza się do wrzucenia ogłoszenia na portal w zaakceptowanym przez zarząd formacie. A ja trochę też stanę w obronie autorki, bo sama niejedną rekrutację prowadziłam. Jeśli w ogłoszeniu napisana jest praca stacjonarna, to dlaczego wymagasz pracy zdalnej (poza kodeksowymi dniami)? To jakby pójść do marketu, zaakceptować cenę na półce, a potem przy kasie awanturować się o inną. Jeśli jest oznaczone wprost, to nie rozumiem wymagania pracy zdalnej. Zawsze możesz poszukać oferty bliżej ciebie lub właśnie oznaczonej jako zdalna.
Odpowiedz@Habiel: Autorka napisała w poprzedniej historii, że nie podają adresu w ogłoszeniu. Ktoś, kto zgadza się na pracę stacjonarną w mieście, dla którego wystawiają ogłoszenie, nie musi się spodziewać pracy poza miastem, z daleka od komunikacji miejskiej. To tak, jakby przy kasie okazało się że towar jest wybrakowany a klient w związku z tym zażądał obniżenia ceny. Absurdalne, co? A nie, czeeeekaaaaj...
Odpowiedz@bloodcarver: Pisała też, że podczas zapraszania na rozmowę informuje o lokalizacji. Nie wybieraj z historii tego co wygodne do teorii ;) Idąc analogią sklepową. Nie masz dokładnej ceny, pytasz sprzedawcę ile dana rzecz kosztuje. Odpowiada ci, a potem chcesz innej ceny. Kandydaci dostają informację w samej ofercie, że jest to praca stacjonarna, a autorka jeszcze podczas zapraszania na rozmowę, informuje o dokładnym adresie. Nawet pisała w poprzedniej historii, że z tego powodu parę osób zrezygnowało. Jeśli te nie rezygnowały, to oznacza, że akceptowały taką formę pracy.
OdpowiedzPrzeraża mnie jak ludzie mówią, że pracodawca im pasuje, bo „wypłata jest zawsze na czas”. Zastanawia mnie tez jak to jest, że ludzie, którzy szukają pracy odbywają czasem mnóstwo rozmów rekrutacyjnych i przez lata odbijają się od ściany, a jak to samo się stanie stronie rekrutującej, to od razu jest to piekielne. Stosunek zatrudnienia działa w dwie strony, obie strony maja w tym interes. Na razie wyglada na to, że wasza firma nie spełnia wymogów kandydatów, na ktorych liczycie, skoro tacy się nie zgłaszają
Odpowiedz@leksd: W punkt, a raczej w oba. Wypłata na czas to był bonus w latach `90. Już od dawna to nie jest żadne woo hoo, tylko niezbędne minimum. A co do wymogów, to umowa jest dobrowolna z obu stron. Firma chce płacić mało i żeby ludzie dojeżdżali własnymi samochodami (bo inaczej się nie da). Ludzie chcą zarabiać dużo i nie robić nikomu niepotrzebnych kilometrów. I to jest wyjście do negocjacji. Autorka zresztą sama napisała, w poprzedniej historii, że nie podają widełek wynagrodzenia. A potem marudzi że ludzie chcą za dużo. Wystarczy podać twarde widełki w ogłoszeniu. Ja ostatnio jednemu rekruterowi (który zgłosił się do mnie, nie ja do niego!) odpisałem w stylu "dziękuję, ale nie jestem zainteresowany tym zakresem obowiązków za takie pieniądze". Można? Można! Ale to firma musi od początku podać budżet, i wtedy obie strony nie marnują swojego czasu.
Odpowiedz@leksd: No nie do końca. Jeżeli firma mi nie odpowiada to nie aplikuję. Jakby nie spełniała wymogów kandydatów to nie mieli by z kogo wybierać. A tu ewidentnie ochotnicy przychodzą żeby coś ugrać (w przypadku gen.Z) albo myślą, że jakoś to będzie (ci ze znajomością języka). Jedyne co, to bym z tym dojazdem się przyczepił, że nie jest jasno napisane w ogłoszeniu.
Odpowiedz@bloodcarver: Stawka pewnie minimalna krajowa lub trochę więcej i dlatego nie podają w ogłoszeniu zarobków. Podobnie z lokalizacją - podadzą "Wrocław" bez konkretów a dopiero na rozmowie dowiadujesz się, że to Bielany :) Autorka narzeka na marnowanie czasu (ktoś w ostatniej chwili odwołuje rozmowę), ale sama firma marnuje czas kandydatom nie podając zarobków ani lokalizacji (wystarczy podać dzielnicę, nie trzeba dokładnego adresu). Ogłoszenie zobaczy 20 osób, przy braku istotnych informacji jak zarobki czy lokalizacja CV wyślą wszyscy. Przy podanych informacjach CV wyśle 9 osób bo reszta od razu ogłoszenie ominie (nieodpowiadająca stawka albo lokalizacja). Nikt nie marnuje czasu na wysyłanie CV i jego sprawdzanie i na późniejszą rozmowę rekrutacyjną, gdzie dopiero wyjdzie, że oferta jednak nie pasuje.
Odpowiedz@bloodcarver: Wypłata na czas to nigdy nie był bonus. Na rynek pracy wszedłem w 1996 r. i tylko raz mi się zdarzyło dostać wypłatę z opóźnieniem. O 1 dzień.
Odpowiedz@leksd: "Wypłata zawsze na czas" - to raczej nie świadczy zbyt dobrze o firmie, gdzie podkreśla się jako zaletę coś, co powinno być standardem. To samo np: umowa od 1 dnia pracy - to nie żadna zaleta, tylko wymóg prawny.
OdpowiedzA ja wam rzucę taką anegdotką - moja przyjaciółka parę lat temu szukała nowej pracy, właśnie świeżo ukończyła studia, więc doświadczenia nie miała, ofert znalazła nie za wiele, ale zawsze kilka. Powysyłała CV i dopiero po zaproszeniu na rozmowę zauważyła, że w wymaganiach było prawo jazdy, którego nie posiadała... Serio, była gotowa zrezygnować, wypchnęłam ja prawie siłą, poszła, pracę dostała i pracuje tam do dzisiaj. A prawo jazdy do tej pory ani razu nie okazało się potrzebne, owszem, czasem musi gdzieś pojechać służbowo (rzadko!) i nikogo nie interesuje, jak ona tam dotrze, może jak najbardziej komunikacją publiczną.
OdpowiedzPodsumowując: wymagania duże, ale za to placicie tyle co nic, no i praca oczywiście stacjonarna na jakieś wiosce bo zdalna to przecież jakieś wymysły. Powodzenia!
Odpowiedz@LaKukaracha: idealnie podsumowane januszostwo szefostwa :D
Odpowiedz"Nie chcę być uprzedzona co do roczników, ale gdy widziałam kogoś z "nowego pokolenia", czułam w kościach, że rozmowa nam się nie uda.' - Czyli nie jestem uprzedzona, ALE ;) I jakby co, jestem Millenialsem. Po prostu rozkłada mnie to wiecznie czytane narzekanie na młodzież. Są inni. W wielu przypadkach zazdroszczę im asertywności. Ale co najlepsze wychowało je pokolenie, które na nie narzeka :). Albo nie wychowało i dlatego widać skutki u NIEKTÓRYCH z nich. Duża część z nich obsługuje mnie w Macu, w budkach z jedzeniem czy sklepie z ciuchami. I widzę jak zapitalają. W większości są o wiele milsi niż osoby starsze. Ja pamiętam ze swojej młodości rówieśników, którzy byli oburzeni jak się okazało, że rodzice nie będą ich wozić autem do pracy albo że muszą zostać w tej pracy dosłownie 3 minuty. Albo takich, którzy z pracy po prostu znikali, bez żadnej informacji (umowa o pracę). Nie, nie była to tylko bananowa młodzież i nie była to jedna grupa znajomych. I coś do poczytania na koniec https://www.wiatrak.nl/80207/narzekanie-na-mlodziez-jest-stare-jak-swiat
Odpowiedz"-rozpoczynanie pracy od godziny 8 do 12;" Absoltnie Niezwiązana Z Tematem Ciekawostka: wiecie, gdzie i kogo obowiązuje obecnie podobny system, tj. pracownik może przyjść między 6 a bodaj 9 i po prostu kończy pracę osiem godzin po porannym zalogowaniu się do systemu? Urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, wiem to z pierwszej ręki.
Odpowiedz@SmoczycaWawelska: W IT obowiązuje od bardzo dawna. Po prostu robota ma być zrobiona, nie ważne o której. I jak dla mnie spoko (oczywiście inaczej mają ludzie, którzy pracują z klientem, wiadomo, że muszą być do dyspozycji w danych godzinach).
Odpowiedz@ICwiklinska: Jednak mimo tego podobieństwa, IT kojarzy się przeciętnemu człowiekowi z zupełnie czym innym niż ZUS.
OdpowiedzJeśli są takie wymagania to sama bym poszła. Po 8 latach w Niemczech najwyższy czas wrócić. Tylko ze nie przeprowadzę się na zadupie bo tam jest praca. Więc może to faktycznie szefostwo przegirlo z wymaganiami?
Odpowiedz@este1: Znam niemiecki, może nie biegle, ale do takiej pracy by wystarczyło. Tyle że jakbym miał dojeżdżać 20 km do pracy za minimalną krajową, to podziękuje.
OdpowiedzGeneracja Z po prostu zna swoją wartość i nie zgadza się na januszeksowanie.
Odpowiedz@VAGINEER: XDDDD oni nie mają ŻADNEJ wartości. przychodzi do nas na rozmowę smarkacz, na stanowisko IT, świadectwo, matura średnie, ale ciul, ja sam też mam średnie, zobaczymy. no i co? typ nawet nie potrafi wymienić prostych komend linuxa, ani rozpoznać adresów IP w tym samym VLANie, kolejności 'kolorków' skrętki też nie zna, a pensji wymaga większej od kierownika. no żal. jakim cudem skończył szkołę to nie wiem
OdpowiedzCzyli ściągacie pracowników do biura na zadupie, mimo że mogliby pracować zdalnie "bo tak". Jednocześnie oburzacie się, że chcą mieć albo pracę zdalną, albo elastyczne godziny pracy, albo samochód służbowy oraz wypłatę która pokryje koszt tych dojazdów i czasu w te i we w tę (codziennie!). No najgorsze te zetki, nie doceniają tego benefitu z lat 90' jakim jest "wypłata na czas" xD Jakie są widełki wynagrodzenia na tym fantastycznym stanowisku?
Odpowiedz@mama_muminka: I jeszcze to "tykanie" ludzi, których się spotkało pierwszy raz. Ciekawe, czy to chamstwo rekruterki, czy po prostu żałośnie niski poziom znajomości języka niemieckiego.
OdpowiedzKurcze, ja to od dawna żyję w złotej klatce, ale jak dobrze rozumiem pełnopłatny multisport to wydatek dla pracodawcy rzędu 300 PLN miesięcznie, z czego jeszcze od 1000 PLN rocznie sobie odpisze podatek. To jest ta roszczeniowość Ztek, która tak dobija biednych Januszy?
Odpowiedz@decPL: przypuszczam że myk polega na tym, że każdy bardzo chce mieć multisporta, ale jakby miał za niego zapłacić chociaż 10 zł miesięcznie, to nagle się okazuje, że jednak wcale z niego nie korzysta i jednak już nie chce. Ale jak za darmo (znaczy się - jak zapłaci za niego w 100% ktoś inny), to on bardzo chce.
Odpowiedz@daroc: no dobra, i załóżmy, że jest dokładnie tak jak opisujesz - i to jest problem porównywalny z tym, że zawodnik żąda służbowego samochodu, albo 2 razy większej pensji?
Odpowiedz@decPL: pisałeś w komentarzu o multisporcie, więc skomentowałem multisporta, a teraz nagle przeskoczyłeś na wątek o samochodzie służbowym? Co próbujesz w ten sposób udowodnić? I skąd w ogóle wziąłeś to o dwa razy większej pensji?
Odpowiedz@daroc przeczytaj może proszę komentowany artykuł, bo jak wyciągniesz moje komentarze z kontekstu to faktycznie mogą być bez sensu.
OdpowiedzCoś mi się wydaje, że tak naprawdę szefostwo nie chce nikogo zatrudnić, albo specjalnie narzuciło takie warunki, licząc że znajdziesz im jakiegoś frajera, co na to pójdzie. Może dopiero gdy nikogo nie zatrudnicie i w kolejnej edycją rekrutacji, szefostwo podejdzie do tej sprawy bardziej realnie i zaproponuje lepsze warunki. A do puki wasza oferta będzie tak wyglądać, to nie będziecie mieć lepszych kandydatów. Ogarnięci pracownicy mają swoje wymagania dot. warunków zatrudnienia, więc zostaną wam tylko takie kwiatki jak z wpisu.
OdpowiedzTymczasem z perspektywy drugiej strony: mimo znajomości czterech języków i niskich wymagań finansowych, nie jestem w stanie znaleźć pracy. Niedawno wróciłem z Niemiec, gdzie w sumie mi odpowiadało (mimo że praca fizyczna), ale z różnych przyczyn chciałem wrócić do Polski. Niemiecki znam raczej słabo, ale umiem się dogadać i na przytoczone w tekście pytania umiałbym odpowiedzieć, wprawdzie prostym językiem i być może z błędami, ale odpowiedziałbym, myślę, że to takie słabe B1, może mocne A2. Niemniej oprócz tego znam 4 inne języki na wyższym poziomie, a i tak dosłownie żadna firma nie chce mnie zatrudnić. Kwestia dojazdu generalnie nie stanowiłaby problemu, bo mam samochód, ale co w sytuacji, gdyby się zepsuł? Przecież to się zdarza. CV mam z kreatora, wszystko jest jasno i wyraźnie, więc to nie problem. Wymagań w stylu "wolne na urodziny" i więcej dni wolnych niż ustawowo przewidziane nie mam.
Odpowiedz@leafar98: Wszystko zależy od regionu, gdzie mieszkasz, w jaką pracę celujesz, na jakie stanowisko. Może powinieneś obniżyć swoje wymagania i podłapać na początek to co jest. Posiadanie pracy wcale nie zakazuje szukania sobie czegoś lepszego.
Odpowiedzwszyscy pracodawcy powinni się zmówić by nie zatrudniać smarkaczy przez najbliższe 5 lat to im te durne wymagania spadną, masakra, siekierą przez łeb każdego...
Odpowiedz