Historia za czasów kiedy chodziłam do podstawówki. Piekielność drobna ale wkurzająca.
Zanim przejdę do piekielności, przedstawię wam sytuację. Wydawnictwo odpowiedzialne za część moich podręczników i ćwiczeń, postanowiło wyprowadzić zmiany w swoim katalogu. Jedna z tych zmian tyczyła się zestawu podręczników do techniki. Seria się składała się z dwóch podręczników (część pierwsza i część druga). Część pierwsza miała za autorów ABC i DEF, a druga DEF i XYZ. Oba podręczniki miały ćwiczenia.
Nowa seria składała się tylko z jednego podręcznika napisanego przez DEF i XYZ. Ćwiczenia zostały wycięte i trochę zawartość podręcznika się zmieniła.
Więc gdzie piekielność? Moja podstawówka nie zauważyła zmiany i na liście podręczników oraz ćwiczeń znalazła się pierwsza część starej serii. Dostanie starego podręcznika było niemożliwe, bo przestało być drukowane.
Więc moi rodzice razem z rodzicami innych uczniów zaczęli pisać z pytaniami do szkoły. Na jakiekolwiek pytanie, była ta sama odpowiedź. Podręcznik z ćwiczeniami część pierwsza od ABC i DEF da się kupić przez internet. Czy może być ten nowy podręcznik? Da się kupić stary. Czy podręcznik napisany przez DEF i XYZ może być? Nie, ma być autor jak na liście, czyli ABC… i tak całe lato.
Część rodziców latała po różnych miastach, aby dostać podręcznik. Część bawiła się za internetowych detektywów. Część postanowiła kupić najnowszy podręcznik i w najgorszym wypadku pójść do nauczycielki uczącej do techniki, aby ta pokazała gdzie niby można kupić stary podręcznik od ABC i DEF.
Skończyło się na tym, że mniej niż jedna trzecia klasy miała nowy podręcznik. Spora część nie kupiła przez brak ćwiczeń i brak autora ABC co jako jedyny był wspomniany na liście z podręcznikami dla mojej klasy. Tylko dwie osoby miały stary podręcznik, jeden, używany i jeden nowy co był kupiony rok wcześniej.
W końcu zaczął się rok szkolny. Nauczycielka używała swojego starego podręcznika, ale kazała kupić nowy. Więc przez pierwsze lekcje, spora część klasy była bez podręcznika.
Drobniejsze piekielności były pokroju przypominania nauczycielce, że nie mamy ćwiczeń i żeby napisała pytanie na tablicy. Niestety nauczycielka była z tych cichych, co tablicy nie lubiła używać i nie lubiła się powtarzać, więc jak się siedziało obok gaduły to miało się problemy. Kończyło się na słownej uwadze i z czasem przestaliśmy robić jakiekolwiek ćwiczenia. Może raz na miesiąc lub na dwa coś tam robiliśmy. No i oczywiste marnowanie 10 minut, bo jeden podręcznik miał dodatkowy paragraf albo pozbył się go. I teraz czytaj na głos co chce nauczycielka albo zrób jakiekolwiek notatki nie wiedząc o który paragraf chodzi. Czasem temat potrafił być 20-30 stron dalej albo pomieszany z innym.
Całej sytuacji można było uniknąć gdyby szkoła zwróciła uwagę na stronę wydawnictwa lub na maile od rodziców, którzy dołączyli screenshoty odpowiedzi od sprzedawców jak i samego wydawnictwa.
podręcznik szkoła
Nic nie rozumiem. Za mało piwa musiałem wypić aby to pojąć…
OdpowiedzZastanwiam się czy kuratorium nie jest od czegoś takiego.
Odpowiedz"Cała sytuacja mogła być unikniętna" - po jakiemu to?
OdpowiedzNo szkoda, że nie można było poczekać do pierwszych zajęć i ustalić z nauczycielką co teraz.
Odpowiedz