Zainspirowana historią #89273 @xMiuSx przytoczę parę wspominek z dzieciństwa i wczesnej młodości, kiedy jeszcze miałam ‘rodzinę’. To znaczy, część z nich jeszcze żyje, ale kontaktu nie utrzymuję żadnego, z powodów które kiedyś tutaj opiszę.
Ale dziś czas na wspominki.
Tło takie samo więc nie będę się powtarzać: zawsze są to imieniny któregoś z rodziców, ja mam na nich od około pięciu, do może 10 czy dwunastu lat. Typowa impreza lat osiemdziesiątych. Dorośli w jednym pokoju przy jedzeniu i alko (obydwa w dużych ilościach), dzieci w drugim pokoju, z boku stolik z jedzeniem i napojami (oczywiście bezalkoholowymi).
Sytuacja pierwsza:
Jakiś czas wcześniej dostałam od znajomej rodziców bęben. Piękny, z białej, prawdziwej skóry, z czerwonymi dodatkami i ozdobami. Po imprezie mama znajduje go pociętego nożem przez któregoś z moich kuzynów.
Sytuacja druga:
Miałam zwyczaj kamuflować słodycze, które dostawałam od znajomych czy rodziców w starej plastikowej formie do układania kompozycji kwiatowych (do właściwego celu nigdy używana nie była – chyba nieudany prezent dla któregoś z rodziców, z tych co to „nie wypada wyrzucić”). Nie wiem, jak znaleźli i po co w ogóle tam zaglądali – ale z cukierków nie zostało nic, jakby szarańcza przeszła, a miałam całkiem sporo, zwłaszcza moich ukochanych kasztanków. Od tamtej pory nie chomikuję – co dostaję zjadam od razu :-)
Sytuacja trzecia:
Mama wchodzi do pokoju, zastaje mnie zaryczaną w kącie, na podłodze talerzyki i filiżanki dla lalek, a po nich skaczą i jeżdżą rowerkiem moi kuzyni.
Sytuacja czwarta:
Młodsza kuzynka, M, zakłada wszystkie moje i moich lalek korale i naszyjniki i nie chce zdjąć, na próbę zabrania ich ryczy i wyje. Jej i moja mama tłumaczą: „-Pójdziemy do domu, tam M się uspokoi i zaśnie, to zdejmiemy i odłożymy na bok, jak do nas wpadniecie to oddamy, jesteś starsza, powinnaś zrozumieć.”
Jak można się domyśleć, mojej dziecięcej biżuterii nie zobaczyłam już nigdy – przy najbliższej wizycie w domu M, po zadaniu pytania o korale usłyszałam, że P i C (starsi bracia M) chcieli jej dokuczyć więc spalili wszystkie jej dziecięce ”precjoza”.
Dzisiaj myślę, że rzeczy te wcale nie uległy zniszczeniu, tylko G (matka wyżej wymienionej trójki) miała problem z oddawaniem. „Uszkodzeniu” lub „zagubieniu” i, idącym za tym nieoddaniu, uległo na przestrzeni lat z tego co pamiętam paręnaście kaset z filmami i książek, głównie lektur szkolnych, oraz Encyklopedia Wychowania Seksualnego dla Nastolatków, którą dostałam od kumpla na osiemnastkę (G była nauczycielką polskiego i Wychowania do Życia w Rodzinie, czy jak się to tam zwie). A nie pożyczyć się nie dało, żeby się rodzina nie obraziła (słowa mamy).
Było tego więcej, nie ma co roztrząsać – przecież nie wypomnę M – A bo czterdzieści lat temu zaiwaniłaś mi korale dla lalek, czy jej bratu, że mi pociął bębenek...
Wiecie co boli?
To, że moja mama nigdy nie stanęła po mojej stronie. Słyszałam jedynie teksty typu:
„Jesteś starsza, musisz zrozumieć”,
„Jesteś gospodarzem, a oni gośćmi, to im więcej wolno”,
„Już nie rób afery o głupią książkę, i tak już przeczytałaś, tylko miejsce zajmuje, tylko nas skłócisz z rodziną taty”
Przez lata nabierasz poczucia, że nic nie znaczysz i można się z tobą zupełnie nie liczyć, bo ktoś inny jest zawsze ważniejszy
rodzina
"Jesteś gospodarzem, a oni gośćmi, to im więcej wolno”. Chyba na odwrót. Jak przychodzisz w gości, to przestrzegasz zasad ustalonych przez gospodarza. A jak ci nie odpowiadają, to nie przychodzisz w gości.
Odpowiedz@pasjonatpl: ta zasada obowiązywała, jak to ja szłam w gości :-) miałam być grzeczna i się zachowywać, bo co ludzie powiedzą :-) na ogół zresztą chowałam się wtedy w jakimś nieużywanym pokoju i czytałam książkę :-)
Odpowiedz@GoshC: O to, to! W domu, jako gospodarz, zawsze dostawałam jedzenie na niemal szarym końcu (bo ostatnia nakładała sobie mama) i był zakaz brania końcówek z talerzy, nawet jakby miało tak stać niezjedzone do końca imprezy. W gościach natomiast też był zakaz nadmiernego jedzenia, aby nie obżerać gospodarzy i żeby nie było, że w domu nie ma co jeść. Doprowadziło to do kilku sytuacji: W pewnym momencie bałam się jeść jak ktoś na mnie patrzył, zwłaszcza poza domem. Nawet jak byłam okropnie głodna przed imprezą w domu to nie mogłam nic zjeść, bo czekamy aż goście przyjdą (a goście czasami lubili się spóźniać). Jak byłam starsza, to po imprezach matka mi wypominała ile to zjadłam na domowej imprezie (czyli u "siebie" nie w gościach), mimo, że nie żarłam jak świnia. Jedna jedyna sytuacja, którą mile wspominam, miałam <10 lat, byliśmy w gościach, matka mnie strofuje, że jem w gościach kolację, na to wkurzony gospodarz do niej wystartował, że dziecko chce i jest głodne, jest na stole jedzenie, to je i daj mu spokój! Od tamtego czasu przystopowała z tego typu uwagami i jak już jakieś wygłaszała, to w domu. Takie zachowanie jest mocno toksyczne, bo uczy, że ty się nie liczysz, że nawet jak są jakieś zasady, to nie sprawiedliwe.
OdpowiedzJuż nie przesadzaj . Z pewnością mamie brakuje aseratywnosci, na siłę tłumaczy innych i lekceważy zdarzenia. Ale jest pewien, że nie jeden raz stawała za tobą i cie wspierała. Nie wymyślaj i nie rozpamiętuj.
Odpowiedz@shpack: taaa "nie przesadzaj" i "nie wymyslaj" na pewno chce przeczytac osoba, z ktora sie nie liczono...
Odpowiedz@shpack: mama wogóle nie była asertywna. Była typowym przykładem osoby wychowanej na zasadzie "co ludzie powiedzą". Czyli wszystko robione było pod innych, a dokładniej - pod obcych - dalszą rodzinę, sąsiadów, znajomych z pracy. Nie wymyślam i nie przesadzam - nie muszę. Raczej jeśli już - to się nie wdaje w szczegóły.
Odpowiedz@shpack Oczywiście ty wiesz lepiej, jaka była jej matka, chociaż nigdy jej nie poznałeś/aś.
Odpowiedzon chyba wie jaka byla jego matka, moja niestety byla podobna, z tym, że nikt mi nie wierzyl bo na zewnatrz dla innych doroslych czy dzieci byla mega wspierajaca. Za mna nigdy sie nie stawiala, jak ja komus dokuczulam to moja wina, jak mi ktos dokuczal to zgadnij- moja wina albo zawsze to ty masz problem. Ewentualnie w sprawie spornej gdy sie wahala to mowila "mnie tam nie bylo wiec nie wiem".
Odpowiedz@shpack: "nie wymyślaj i nie rozpamiętuj" wsadź sobie takie januszowskie rady głęboko w kieszeń.
OdpowiedzPewnie sobie dopowiadam, ale ten tekst o skłócaniu z rodziną taty brzmi, jakby Twoja mama za wszelką cenę próbowała zadowolić rodzinę męża, bała się, że będą ją obwiniać o jakieś konflikty, bo nie potrafi Cię wychować i jesteś bezczelna i jeszcze wyskakuje do nich z pyskiem o jakieś pierdoły. Być może Twoja mama sama żyła pod jakąś presją i dlatego tym bardziej nie potrafiła obronić Ciebie.
Odpowiedz@digi51: mama była druga żoną taty. Tata miał już trójkę dorosłych dzieci jak owdowiał. Mama za wszelką cenę chciała być przez nich akceptowana i lubiana, co, siła rzeczy, odbijało się na mnie.
Odpowiedz@digi51: Często mam wrażenie, że o różne konflikty, nieporozumienia z góry oskarża się synowe/bratowe itd. Przykład z mojego życia: przez kilka lat mieszkaliśmy w domu jednorodzinnym z babcią - mamą mojego taty, oraz rodzinami jego siostry i brata. Podczas wyprowadzki do naszego domu walnęłam tekstem "wreszcie wyprowadzamy się z tego domu wariatów" :D Nie wiem skąd mi się to wzięło, miałam wtedy z 10 lat, dzieci czasem coś gdzieś usłyszą i powtarzają, miało to jednak konsekwencje dla mojej mamy - i tylko dla mojej mamy! - rodzina taty przez kilka tygodni się do niej nie odzywała, bo przecież na pewno powtórzyłam coś, co ona musiała kiedyś powiedzieć. Do taty wszyscy odzywali się normalnie. Tata próbował ich przekonać - nie dało się przetłumaczyć.
Odpowiedz@Jia: spoko, moja babcia też obwinia swoje synowe o to, że ma z synami kontakt jaki ma.. Troche racji w tym jest, bo o obu synowych można napisać kilka piekielnych historii, ale przecież mezczyzni nie sa ubezwlasnowolnieni i jakby chcieli to mogliby miec lepszy kontakt z matka :) ale zaraz.. babcia tez jest piekielna.. i tak to sie kreci..
OdpowiedzW sumie to część tych zachowań sprawdza się u moich rodziców. Syndrom co ludzie powiedzą... Albo ona jest młodsza. Co ciekawe, zawsze się bałam że będą powielać ten schemat przy wnukach, ale jednak nie. Przy córce, ich jedynej wnuczce dostają małpiego rozumku i młodej wolno niemalże wszystko. Oczywiście moje metody wychowawcze są podważane. Wymagam od dziecka to stosuje zimny chów. Dalej krytyka z każdej strony.
Odpowiedz@este1: żeby było śmieszniej, ja wcale nie byłam najstarsza z tych wszystkich kuzynów. Ale to ja, jako jedyna, byłam zmuszana do poprawnego zachowania.
Odpowiedz@este1: O tak, bo "on/ona młodsza". Nie znosiłam tego argumentu. Wiele razy na wszelkiego rodzaju imprezach rodzinnych jakieś dziecko dostawało histerii bo starsze miało coś co się podobało i nie chciało dać. Bo i czemu ma dać? I najgorzej, że w większości przypadków presja była na to starsze dziecko, żeby oddało. W jednym przypadku ojciec najzwyczajniej w świecie zabrał swojemu synowi i oddał jego kuzynowi bo kuzyn praktycznie tarzał się po ziemi. Masakra. I zawsze ten sam argument. Jak sobie teraz o tym pomyślę, to mnie szlag trafia mimo, że lata dziecięce mam już dawno za sobą.
Odpowiedz@Imnotarobot: mnie ten argument zawsze bawi w odniesieniu do tego że ja w wielu osoby "ona jest młodsza" też nie mogłam sobie na coś takiego pozwolić...
Odpowiedz@este1: Co nie? Ten podwójny standard... Fakt faktem, że niektórzy rodzice za takie akcje przepraszali i dziecko dyscyplinowali, ale inni... Tylko znowu dlaczego rodzice poszkodowanego nie mogli stanąć w jego obronie tylko wymuszać "dzielenie się" z rozpuszczonym bachorem skoro takie zachowanie nie spotykało się z ich aprobatą? No nie rozumiem i wkurza mnie to strasznie. Z resztą wiele lat później rozmawiałam z jednym kuzynem jak nas wspominki zebrało. Opowiedział mi jak po jednej imprezie dostał srogą naganę i szlaban. Pamiętam tę imprezę bo chłopak nie chciał oddać zabawki młodszemu chłopcu i zrobiła się z tego niezła scena, ale postawił na swoim. Po wszystkim rodzice go z*ebali bo narobił im wstydu(?) i że ma się tak więcej nie zachowywać. Z tydzień później ten sam dzieciak znów był w gościach razem z rodzicami i powtórka z rozrywki, ale tym razem wyszli z zabawką... Oczywiście rodzice mu tego w żaden sposób nie zrekompensowali. A zabawka to była figurka jego ulubionego bohatera, którą ciężko było dostać... Jak można tak robić? Jaki jest tego sens?
OdpowiedzTo się po prostu nazywa patologia w rodzinie
Odpowiedz@Allice: szczerze mówiąc, nie przyszło mi do głowy, aby rodzinę, w której rodzice pracują, alkoholu się raczej nie nadużywało, bo pite było na ogół tylko na imprezach, nazwać patologiczną. Jest w tym jednak trochę racji - mojej mamy uległość wobec męża i jego rodziny z poprzedniego małżeństwa nie była normalna i niewątpliwie odbiła się na moim życiu.
Odpowiedz@GoshC: w mojej rodzinie nie bylo naduzywania alkoholu, zadnych nalogow, przemocy fizycznej finansowej, kazdy pracowal i dobrze sie im wiedzie a bez wahania nazwe cala rodzine patalogicznymi. Mnostwo przemocy emocjonalnej i skomplikowanych relacji.
Odpowiedz@GoshC: bardziej mi chodziło o te bachory (inaczej tego nazwać nie można) i ich rodziców niewydolnych w wychowaniu. Ale fakt, zachowanie mamy też średnio dobre
Odpowiedz@nursetka: Chyba po prostu tacy jesteśmy. Jak dobrze poszukasz to znajdziesz.
Odpowiedz@Allice: to by się G, wielka pani nauczycielka, obraziła, jakby się dowiedziała, że jest patologią. Ale co fakt to fakt - z wychowaniem własnych dzieci nie za bardzo jej szło.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 maja 2022 o 17:15
Powiem szczerze, że ta historia daje mi do myślenia jako matce. Chyba jestem podobna do Twojej rodzicielki - po prostu chcę, żeby moje dziecko było najgrzeczniejsze, najlepiej wychowane i najsłodsze ze wszystkich dzieci w grupie. Czas pomyśleć o uczuciach maluchów, a nie o tym, jak inni będą oceniać moje metody wychowawcze.
Odpowiedz@fursik: jeżeli moja historia może komuś pomóc, to cieszę się, że ja tutaj zamieściłam.
Odpowiedz@GoshC: Ale, kurczę bele, każdy kij ma dwa końce. Bo jednak z drugiej strony może lepiej zaryzykować, że moje dzieci, podobnie jak Ty, będą miały kiedyś do mnie pretensje, niż zaryzykować, że będą kimś pokroju Twojego kuzynostwa... Wiem, że nie utrzymujecie kontaktów, ale może masz jakieś informacje na temat tego, jak sobie tamci życie układają?
Odpowiedz@fursik: chłopcy to chyba nie za bardzo. Ale mała rozkapryszona M radzi sobie nieźle. Ostatni raz widziałam niewielka część rodziny na pogrzebie mamy. Część pogoniłam od razu. Co do reszty - stypy nie robiłam, więc z nikim nie rozmawiałam...
Odpowiedz@fursik: jeśli jesteś podobna do matki autorki, to... Szybko się zmień ;) Też jestem matką, a moja mama jest identyczna, jak ta z historii. Przez moje dzieciństwo sama zupełnie inaczej wychowuję moją Córkę, a mimo to jest bardzo grzeczna i ułożona :)
Odpowiedz@fursik Popełniasz błąd, zakładając 2 skrajności, albo rozkapryszony bachor albo dziecko zmuszone do ulegania we wszystkim, ale potem wyjdzie na ludzi. Jest wiele innych możliwości, znacznie lepszych.
OdpowiedzTekst "Jesteś starsza, musisz zrozumieć" możesz spokojnie stosować wobec mamy cały czas. A w razie narzekania na Ciebie jest jeszcze "Jak sobie wychowasz tak masz". ;)
OdpowiedzDlatego ja mojemu synowi mówię, że jak nie chce to nie musi się dzielić i tak samo traktuje obce dzieci, że nie wymagam by się dzieliły z moim dzieckiem. To idzie w obie strony.
Odpowiedz