Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82033

przez ~Bartekkk ·
| Do ulubionych
Ostatnio trafiłem tu na historię o podwiezieniach, i przypomniała mi się moja sprzed kilku lat.
Godzina 21-22, siedzę nad projektem, który muszę oddać na uczelni następnego dnia. Dzwoni telefon - znajomy z mojej miejscowości- ani żaden specjalnie bliski, ani bardzo daleki.
- Cześć Bartuś! Słuchaj, taka sprawa jest, potrzebuję transportu z takiego i takiego miejsca.
- Cześć! No niestety nie pomogę, ślęczę właśnie nad projektem na jutro na studia, i nie dam rady się wyrwać.
- No ale to tylko na chwilę, w tę i z powrotem...
- Sorry, ale i tak już wiem, że 2:00, a może nawet i 3:00 w nocy mnie zastanie, no nie mam czasu.
- No trudno. Narazie.

Za jakieś 15 minut dzwoni ponownie:
- Słuchaj, na serio nie dasz rady? Kurde, obdzwoniłem rodzinę, znajomych. Ten piwo właśnie wypił, tamten ma auto w warsztacie, tamten w robocie, jeszcze inny jest akurat w drugim końcu Polski na szkoleniu. Chwila przerwy dobrze ci zrobi, he he.

I wiecie, przekonał mnie. :) Pomyślałem sobie, że 20-30 minut przerwy dobrze mi zrobi, a w dodatku skojarzyłem sobie, że po drodze będę miał stację paliw, gdzie mają dobrą kawkę, to sobie wypiję i przy okazji kupię coś na umilenie tych kilku godzin pracy. No i oczywiście pomogę komuś, może kiedyś jak ja będę potrzebował podwózki, to się odwdzięczy.
- No dobra, podskoczą po ciebie, ale słuchaj - tak raz dwa. Zadzwonię jak będę w pobliżu, to już wyskoczysz przed blok, i jak podjadę to tylko wskoczysz i pojedziemy do domu, bo jak mówię, spieszy mi się, nie mam czasu. Podaj mi jeszcze numer bloku.
- Tak, tak, jasne. Dzięki stary, tyłek mi ratujesz. Blok 11, w tym i w tym miejscu szukaj.
Wyjeżdżając z wspomnianej wcześniej stacji zadzwoniłem do niego, że za 2-3 minuty będę, żeby się zbierał. Odpowiedział, że już schodzi. Zajeżdżam pod blok - nie widać go. W pobliżu brak wolnych miejsc parkingowych, więc "przytuliłem się" na chodniku i czekam, myśląc, że za chwilę zejdzie. Nie było go z 2 minuty więc dzwonię:
- Gdzie jesteś?
- Już, już. Zakładam buty i schodzę.
- Dawaj szybko, bo na chodniku stoję, jeszcze zaraz mandat dostanę.
- Już lecę.
Minęło kolejne 5 minut, nadal go nie ma. Dzwonię - odrzucił połączenie. Myślę "Schodzi już". No ale skąd. Za jakieś 2 minuty dzwonię znowu. Tym razem po prostu nie odbiera telefonu. Zaczęło mnie to już wkurzać. Miał być szybki kurs, a już z 10 minut ślęczę pod tym blokiem. Po upływie 15 minut zacząłem dzwonić raz za razem, lecz nadal nie odbierał telefonu. Podał mi tylko numer bloku, nie mam pojęcia, w którym mieszkaniu jest, ba, nie wiem nawet, na którym piętrze, więc nie będę dzwonił domofonem po mieszkaniach szukając gościa. Minęło blisko 20 minut, patrzę w lusterko- radiowóz. No to pięknie... Podjechali obok, otworzyli szybę, ja zrobiłem to samo.
- Panie kierowco, tu nie wolno parkować.
- Tak wiem, czekam na kolegę, już schodzi i znikamy stąd.
- Poczeka Pan na niego w innym miejscu.
- Dobra, już odjeżdżam.
Odetchnąłem z ulgą, że trafiłem na ludzkich policjantów, i zacząłem krążyć w okolicy, szukając miejsca parkingowego. Jednocześnie podjąłem kolejną próbę dodzwonienia się do znajomego. Nie odbierał nadal, a ja nie mogłem znaleźć miejsca, więc wkurzony jak 150 wykręciłem i pojechałem w stronę domu. Byłem w połowie drogi, czyli jakieś 5-10 minut kiedy znajomy oddzwonił. Postanowiłem mu się "odwdzięczyć" - pierwsze połączenie odrzuciłem, następnych nie odbierałem. Dopiero wstawiając auto do garażu postanowiłem jednak odebrać.
- No i gdzie ty jesteś?
- Do garażu właśnie wjeżdżam.
- Do jakiego garażu?
- Do swojego.
- Ale jak to?! Przecież miałeś po mnie wpaść, dzwoniłeś nawet, że już jesteś!
- No i byłem. Stałem ze 20 minut jak palant, o mało nie dostałem mandatu, bo policja nadjechała jak stałem na chodniku. Nie miałem gdzie się przeparkować, ty nie odbierałeś, więc się zawinąłem.
- Ajj no bo bateria mi padła, yyy (tu się najwidoczniej zorientował, że zła ściema) tzn. wyciszony miałem, i nie słyszałem jak dzwoniłeś, a się zagadaliśmy jakoś ze znajomymi i tak wyszło... Weź przyjedź, ja już tu pod blokiem czekam, nigdzie się nie ruszam.
- O nie, stary! Straciłem przez ciebie blisko godzinę, nie mam zamiaru tracić ani minuty więcej.
- Pięknie mnie załatwiłeś! No dzięki ku*wa!

Tu we mnie się zagotowało.
- Może jeszcze ku*wa jakieś pretensje będziesz miał?! Mówiłem ci wyraźnie, że mi się spieszy, a ty to olałeś ciepłym moczem. Na dodatek bezczelnie mnie okłamywałeś, że już idziesz. Co sobie myślałeś, że jak jakiś służący będę stał i czekał aż jaśnie pan raczy zechcieć jechać? Skoro nie szanujesz mnie i mojego czasu, to nie licz, że ja będę szanował ciebie.
- A spie**alaj!
Nad projektem siedziałem do 4:00, bo nie dość, że dużo czasu straciłem na tą bezsensowną podróż, to jeszcze przez długi czas nie mogłem się uspokoić i w pełni skupić nad pracą.

A znajomy oczywiście opowiedział wspólnym znajomym jaki to jestem zły i jak go paskudnie zostawiłem na lodzie, przy okazji ubarwiając i układając nowe wersje swoich usprawiedliwień. Po przedstawieniu mojej wersji wielu znajomych przyznało mi rację, ale i wielu trzymało stronę znajomego, twierdząc, że skoro już tyle czekałem to mogłem poczekać jeszcze chwilę. No spoko, tylko skąd mogłem wiedzieć, skoro znajomy nie raczył odebrać telefonu?

Podobnie pewnie będzie z użytkownikami Piekielnych - część przyzna mi rację, a część powie, że piekielny byłem ja. No cóż - ja osobiście nie czuję się winny i w razie jak (tfu tfu) znowu mi się przytrafi taka sytuacja, to nie będę czekał nawet 20 minut, tylko odjadę po 5-ciu. Nie mam napisane "frajer" na plecach.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 337 (347)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…