Święta się skończyły, rodziny wróciły do siebie, stres opadł, dlatego opiszę swoją cudowną rodzinę, która po roku postanowiła mnie odwiedzić.
Na wstępie dodam, że pochodzę z biednej rodziny: ojciec pracował przy przerzucaniu węgla, matka i siostra jako pomoc w kuchni na zmywaku; młodszy brat skończył szkołę (ledwo), a mi udało się wyrwać z tego dołka i pracuję od roku w firmie, w której zarabiam powyżej średniej krajowej, na pieniądze nie narzekam, mogę żyć w "luksusie" w porównaniu do tego, jak żyłem kiedyś (40 m na 5 osób).
Ponieważ byłem najstarszy, zawsze wszystko spadło na mnie, przez co do tej pory mam przykre wspomnienia z dzieciństwa (rodzeństwo zawsze dostawało, co chciało, a ja nic nie potrzebuję, bo jestem najstarszy i co ja się w ogóle czepiam, na święta zawsze dostawałem 1 czekoladę od babci, bo po co mi więcej itd.).
Wielka Sobota:
Szykuję się z lubą do świąt, ostatnie porządki w domu, aż tu nagle telefon. Moja kochana rodzina przypomniała sobie o mnie. Stwierdzili, że spędzą w moim domu święta, że do wtorku zostaną i w ogóle to mają już bilety i ich nie spławię (drugi koniec Polski).
Przy okazji ojciec stwierdził, że mógłbym zrobić jakąś niespodziankę rodzeństwu i kupić im coś ładnego oraz podać jakąś kaczkę, jak sam określił: "chcę poznać tego twojego bogactwa, hehe, zabronisz?”.
Niedziela Wielkanocna:
O 7 rano telefon: (J-ja, O-ojciec)
J-Jest wczesny ranek, nie możecie wziąć taksówki?
O-Nie będziemy brać taryfy, bo zapłacę więcej niż za bilety na pociąg. Rusz du*ę, niewdzięczny gówniarzu.
J-Ale nie zmieścicie się w moim samochodzie, weźcie minibusa albo poczekajcie na autobus, sprawdzę, za ile będzie (autobus jedzie spod dworca PKP, a pętlę ma pod moim domem).
O-Sam sobie czekaj na autobus, przyjeżdżaj i już!
Zawiozłem ich niechętnie do domu na dwie tury, bo na 3 dni to trzeba wziąć 4 walizki (1 pusta "na prezenty od ciebie") i już od progu usłyszałem, że mógłbym się lepiej przyłożyć do przystrojenia domu bo "źle wygląda”.
Dowiedziałem się także, że łóżka, które mam w domu są za małe na mojego brata, więc on powinien spać w mojej sypialni (!!!) - bo to moja wina, że *w domyśle* on jest tak gruby, że nigdzie się nie mieści.
Poza tym co to za łazienka, skoro wanna ma tylko 1 opcję masażu, a w zmywarce mieści się tak mało naczyń i w ogóle ktoś, kto mi projektował dom to powinien dostać w pysk, bo "tak spie****ić robotę, to mało kto by potrafił".
Jedzenie, które było także nie pasowało, bo jak to tak do gości z rosołem (bo w święta to powinno się kupić Big Maka i 10 paczek frytek).
Wieczorem znałem powód wizyty: bo mój kochany brat szuka pracy, a ja mam dobre kontakty z ludźmi i na pewno coś załatwię. Ewentualnie pożyczkę, trochę kasy na czas nieokreślony, to on sam sobie jakąś firmę założy, a ja bym poszedł mu pomóc rozwijać interes (już lecę w podskokach).
I tak przez całe świata gadanie o pracy i lizanie du*y o kasę. Pomijam fakt, że moją narzeczoną traktowali jak służącą, bo zarabia ledwo 3 razy więcej niż matka z siostrą razem.
Dlaczego postanowiłem się tym podzielić?
Bo dzisiaj rano zadzwonił do mnie ojciec ze stwierdzeniem: "siostra do ciebie jedzie, zaopiekuj się nią i daj jej pieniądze na jej wydatki".
Ponoć spodobał jej się sklep, w którym była reklama o zatrudnienie (na ćwierć etatu) i chciałaby wyjść na swoje... mieszkając u mnie na krzywy ryj.
Mam dziwne wrażenie, że mój kochany ojciec chce pozbyć się mojego rodzeństwa z domu i zrobić ze mnie nianię w wieku 27 lat dla "dzieci" w wieku 24 lat.
Siostra dostała bilet powrotny ode mnie, a obecnie przebywa w hotelu przez jedną noc, bo *uwaga, mocne* nie spodobał jej się pokój, w którym miałaby zostać, kolor ścian jej nie pasuje.
Jak się sytuacja rozwinie, to dorzucę wiadomości, ale gotówki nie dam. I piszcie sobie, że jestem materialną świnią i nie chcę pomóc biednemu rodzeństwu, ale hej - ja jakoś się wyrwałem z tej niedoli, pracując i harując jak wół.
Jak moje rodzeństwo jest rozpieszczone do tego stopnia, że w wieku 24 lat muszą mieć prezenty na Wielkanoc, to ja będę umywał ręce od jakiejkolwiek pomocy dla nich, niczym kat. Jak będę chciał mieć kogoś na utrzymaniu, to postaram się o własne dziecko. I wychowam je według zasady: "sam dbaj o swoje interesy, bo nigdy ci nikt nic za darmo nie załatwi".
Na wstępie dodam, że pochodzę z biednej rodziny: ojciec pracował przy przerzucaniu węgla, matka i siostra jako pomoc w kuchni na zmywaku; młodszy brat skończył szkołę (ledwo), a mi udało się wyrwać z tego dołka i pracuję od roku w firmie, w której zarabiam powyżej średniej krajowej, na pieniądze nie narzekam, mogę żyć w "luksusie" w porównaniu do tego, jak żyłem kiedyś (40 m na 5 osób).
Ponieważ byłem najstarszy, zawsze wszystko spadło na mnie, przez co do tej pory mam przykre wspomnienia z dzieciństwa (rodzeństwo zawsze dostawało, co chciało, a ja nic nie potrzebuję, bo jestem najstarszy i co ja się w ogóle czepiam, na święta zawsze dostawałem 1 czekoladę od babci, bo po co mi więcej itd.).
Wielka Sobota:
Szykuję się z lubą do świąt, ostatnie porządki w domu, aż tu nagle telefon. Moja kochana rodzina przypomniała sobie o mnie. Stwierdzili, że spędzą w moim domu święta, że do wtorku zostaną i w ogóle to mają już bilety i ich nie spławię (drugi koniec Polski).
Przy okazji ojciec stwierdził, że mógłbym zrobić jakąś niespodziankę rodzeństwu i kupić im coś ładnego oraz podać jakąś kaczkę, jak sam określił: "chcę poznać tego twojego bogactwa, hehe, zabronisz?”.
Niedziela Wielkanocna:
O 7 rano telefon: (J-ja, O-ojciec)
J-Jest wczesny ranek, nie możecie wziąć taksówki?
O-Nie będziemy brać taryfy, bo zapłacę więcej niż za bilety na pociąg. Rusz du*ę, niewdzięczny gówniarzu.
J-Ale nie zmieścicie się w moim samochodzie, weźcie minibusa albo poczekajcie na autobus, sprawdzę, za ile będzie (autobus jedzie spod dworca PKP, a pętlę ma pod moim domem).
O-Sam sobie czekaj na autobus, przyjeżdżaj i już!
Zawiozłem ich niechętnie do domu na dwie tury, bo na 3 dni to trzeba wziąć 4 walizki (1 pusta "na prezenty od ciebie") i już od progu usłyszałem, że mógłbym się lepiej przyłożyć do przystrojenia domu bo "źle wygląda”.
Dowiedziałem się także, że łóżka, które mam w domu są za małe na mojego brata, więc on powinien spać w mojej sypialni (!!!) - bo to moja wina, że *w domyśle* on jest tak gruby, że nigdzie się nie mieści.
Poza tym co to za łazienka, skoro wanna ma tylko 1 opcję masażu, a w zmywarce mieści się tak mało naczyń i w ogóle ktoś, kto mi projektował dom to powinien dostać w pysk, bo "tak spie****ić robotę, to mało kto by potrafił".
Jedzenie, które było także nie pasowało, bo jak to tak do gości z rosołem (bo w święta to powinno się kupić Big Maka i 10 paczek frytek).
Wieczorem znałem powód wizyty: bo mój kochany brat szuka pracy, a ja mam dobre kontakty z ludźmi i na pewno coś załatwię. Ewentualnie pożyczkę, trochę kasy na czas nieokreślony, to on sam sobie jakąś firmę założy, a ja bym poszedł mu pomóc rozwijać interes (już lecę w podskokach).
I tak przez całe świata gadanie o pracy i lizanie du*y o kasę. Pomijam fakt, że moją narzeczoną traktowali jak służącą, bo zarabia ledwo 3 razy więcej niż matka z siostrą razem.
Dlaczego postanowiłem się tym podzielić?
Bo dzisiaj rano zadzwonił do mnie ojciec ze stwierdzeniem: "siostra do ciebie jedzie, zaopiekuj się nią i daj jej pieniądze na jej wydatki".
Ponoć spodobał jej się sklep, w którym była reklama o zatrudnienie (na ćwierć etatu) i chciałaby wyjść na swoje... mieszkając u mnie na krzywy ryj.
Mam dziwne wrażenie, że mój kochany ojciec chce pozbyć się mojego rodzeństwa z domu i zrobić ze mnie nianię w wieku 27 lat dla "dzieci" w wieku 24 lat.
Siostra dostała bilet powrotny ode mnie, a obecnie przebywa w hotelu przez jedną noc, bo *uwaga, mocne* nie spodobał jej się pokój, w którym miałaby zostać, kolor ścian jej nie pasuje.
Jak się sytuacja rozwinie, to dorzucę wiadomości, ale gotówki nie dam. I piszcie sobie, że jestem materialną świnią i nie chcę pomóc biednemu rodzeństwu, ale hej - ja jakoś się wyrwałem z tej niedoli, pracując i harując jak wół.
Jak moje rodzeństwo jest rozpieszczone do tego stopnia, że w wieku 24 lat muszą mieć prezenty na Wielkanoc, to ja będę umywał ręce od jakiejkolwiek pomocy dla nich, niczym kat. Jak będę chciał mieć kogoś na utrzymaniu, to postaram się o własne dziecko. I wychowam je według zasady: "sam dbaj o swoje interesy, bo nigdy ci nikt nic za darmo nie załatwi".
Rodzina
Ocena:
218
(320)
Komentarze