Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81794

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy piekielne, bo wszystko niby cacy i zgodnie z prawem, ale...

Jestem szczęśliwa bezrobotną, kilka dni temu rzuciłam pracę. Dlaczego?

Miałam pracować na 'stanowisku biurowym w wydawnictwie'. Co prawda zlecenie, ale ładna podstawa, no i, oczywiście prowizje. Nic tylko brać. Na rozmowie kwalifikacyjnej miła pani opowiedziała, że dostanę temat artykułu branżowego i moim zadaniem jest znalezienie firm działających w danym obszarze i sprzedanie powierzchni reklamowej w gazecie. Takie trochę call Center, ale, wydawało mi się, fajniejsze. Można spróbować.

Na szkoleniu dowiedziałam się, że mam mówić przez telefon, iż jedna emisja reklamy kosztuje xxx zł, klient może się zawsze wycofać, a płatność należy uregulować dopiero po ukazaniu się gazety. Bardziej szczegółowych informacji mam udzielać tylko na prośbę klienta. Ach. I w ogóle to nie muszę też czytać regulaminów czy wzoru umowy, którą ma podpisać klient, bo to leży w jego interesie (swoją drogą nie wiedziałabym nawet jak odpowiadać na pytania takiego klienta). Wszystkie dokumenty przesyłane były wcześniej mailem, więc można było się z nimi zapoznać wcześniej.
Pierwsze 2 dni pracy minęły mi w świetnej atmosferze, bez cienia wątpliwości, że pracuje w uczciwej firmie. Przecież ja sprzedaję reklamy na fajnych, klient inwestuje i później czerpie zyski. Świetnie prawda?

Trzeciego dnia zadzwoniłam do pewnego Pana, który wypytywał o szczegóły i wydawał się szczerze zainteresowany. Ja odpowiadałam na pytania tak, jak uczyli na szkoleniu. Cud miód i orzeszki. Aż tu nagle Pan zaczął mówić, że jesteśmy oszustami, że wpędziliśmy jego kolegów w długi i że nie udzielamy wszystkich informacji, a ludzie nie wiedzą co podpisują. Gratulował mi też braku sumienia.

Coś mnie ruszyło i zaczęłam sprawdzać. Okazało się, że regulamin jest niejasny (myślę, że taki przeciętny, prosty przedsiębiorca by go nie zrozumiał), wzór umowy nieczytelny: musiałam go powiększać kilka razy na komputerze, żeby cokolwiek przeczytać. Ale przeczytałam Wszystko, czego miałam nie mówić potencjalnym klientom.

- umowa obejmuje emisję na 2 lata, klient więc kwotę xxx musi wpłacać co miesiąc;
- owszem klient może się wycofać w każdej chwili, ale wtedy płaci ponad 10-krotność xxx. Generalnie bardziej się opłaca zostać;
- jeśli natomiast klient zachowa jakiś tam okres wypowiedzenia, to i tak płaci lwi procent wartości umowy.
- kwota xxx to cena netto.

Oczywiście, klient ma wszystko w umowie i w jego interesie jest przeczytanie jej, ale sprzedawcy (pracownicy call center) nie mogą mówić o tych kruczkach, a co za tym idzie muszą celowo wprowadzać ludzi w błąd. Umowa to obejmuje, więc działania te są (chyba) legalne, ale jak już mówiłam, regulamin jest mocno enigmatyczny, a umowa napisana tyciusieńką czcionka i ogólnie nieczytelna.

Po wieczorze dumania nad piwkiem i innymi trunkami (z koleżanką z Piekielnych zresztą;p) stwierdziłam, że moje sumienie jednak takie mocne nie jest i następnego dnia złożyłam wypowiedzenie.

Nauczyłam się przynajmniej, że jeśli coś wygląda pięknie jak np. hajs za siedzenie na d... I picie kawki to coś musi być nie halo. Jutro zacznę 2tygodniowe bezpłatne szkolenie na ciekawe i wcale niełatwe stanowisko za tę samą pensję, więc w sumie cieszę się, że uciekłam z tamtej firmy.

Call center

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 97 (121)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…