Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81793

przez ~niedzielnykierowcaja ·
| Do ulubionych
Jestem niedzielnym kierowcą. Nie ukrywam tego i przyznaję się do winy w pełni.

Gdy otrzymałam prawo jazdy jeździłam dość dużo. Jedna stała trasa do liceum i nazad oraz kilkanaście wyskoków po rodzinie. Ot co, tatuś korzystał z tego, że córa zrobiła plastik i mógł odwiedzić rodzinę, a przy okazji wypić choćby z nimi piwo. Niestety tak wyszło, że familia nie mieszkała w dużych miastach Polski (największe z moimi krewnymi to Opole), a więc moje doświadczenie w jeździe po czymś z tramwajami itd było praktycznie zerowe, nawet jeśli liczyć przejazd po Katowicach, ale z ojcem jako nawigatorem - znał trasę, wiedział gdzie i jak pojechać, a ja chciałam się sprawdzić.

Ale potem przyszły studia. Nie zabrałam na nie samochodu, bo paliwo do niego wyniosłoby mnie o wiele więcej niż płacę za komunikację miejską, czy PKP do rodzinnej miejscowości. Z związku z tym autem zaczęłam jeździć coraz mniej, bo i mniej bywałam w domu, a gdy już przyjechałam to rodzice chcieli spędzić czas ze mną, a nie tłuc się przez pół Polski do innych ziomków. Skończyło się na tym, że w ostatnim roku miałam okazję być za kółkiem zaledwie 2 lub 3 razy.

Ostatnio moi znajomi ze studenckiego miasta wpadli na pomysł, aby pojechać do Warszawy w celach turystycznych. Jaki był problem? Były 2 auta, ale kierowca był tylko jeden. Koledze zabrali za przekroczenie prędkości, także był skłonny użyczyć komuś swoje auto, ale reszta naszych znajomych prawa jazdy nie miała, bo spędzili całe życie w mieście z komunikacją miejską, gdzie nie było im ono potrzebne. Tak więc padło na mnie. Przedstawiłam znajomym powyższe fakty, ale to ich nie przekonało. Bo przecież dam radę, bo tego się nie zapomina, bo przecież przepisy znam, bo będziesz jechała ze mną i cię będę kierował i ileś jeszcze bzdurnych argumentów, abym wsiadła za kółko i jeździła z nimi po Warszawie. Bo przecież mam prawko tak? Nie docierało do nich, że moje prawko obecnie, po prawie 4 latach jazdy raz na ileś, jest warte tyle co karta wygrana w chipsach. Oficjalnie tego nikt nie powiedział, ale byli na mnie źli. Jednak ja uważam, że dobrze postąpiłam, a nie robiłam z siebie nie wiadomo jak dobrego kierowcy, po to by w stolicy spowodować kolizję.

I tak wiem, że błędem jest niejeżdżenie, ale na razie nie jest mi auto do szczęścia potrzebne. A gdy będzie to najwyżej wykupię sobie parę godzin (lub więcej), aby zobaczyć jak to się jeździ w wielkim mieście ;)

auto i znajomi

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (226)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…