Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81791

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historia, którą opiszę wydarzyła się dość niedawno – w lutym 2018 roku. Na wstępie chciałbym uprzedzić, że będzie to zdecydowanie długa historia, a jej zakończenie – jak dla mnie – tak absurdalne, że żaden bajkopisarz internetowy by czegoś tak idiotycznego nie wymyślił, jak wymyśliło to życie. Do rzeczy.

Dzień, jak co dzień mąż wrócił z pracy. Po pracy umówiony był na dodatkową robotę, więc czas ograniczony. Wraca na szybki obiad, a tu dość nieprzyjemna niespodzianka, bo nie ma gazu (kuchenka na butle z gazem, ponieważ w naszej okolicy często – zwłaszcza w lecie – są przerwy w dostawie prądu, wiec jest to rozwiązanie najbardziej praktyczne. Ja ze względu na niedawną operację dźwigać nie mogę, więc nie mogłam tego załatwić samodzielnie). Maż w samochód chwila moment załatwi. A dodam, że już niejedną w życiu przygodę mieliśmy, więc zawsze w trakcie jazdy samochodem mamy uruchomioną kamerę, która nagrywa to, co się dzieje przed i za samochodem.

Dostaje sms, mąż czeka na policje, każe się nie martwić, bo on cały, samochód cały, wypadku nie miał, opowie jak będzie miał chwile. Co się okazało?
Mąż udał się po gaz do punktu na obrzeżach miasta, w strefie przeznaczonej pod inwestycje dla dużych firm. Jest tam ładna droga, a obok chodniczek i ścieżka rowerowa. Mimo dużych firm i kursujących tirów jest tam ciszej i przyjemniej niż w centrum miasta, a ścieżka i chodnik często uczęszczana przez sportowców i spacerowiczów. Ową drogą jechał mój mąż, gdy z drogi podporządkowanej na pełnym gazie wyjechał mu przed maskę jakiś wariat w osobówce. Mąż gwałtowanie hamował i obyło się bez kolizji, ale widzi, że wariat jedzie jak szalony – raz, że bardzo szybko, a dwa widowiskowym slalomem od chodnika do chodnika. Na przejściu dla pieszych bez kierunku, bez refleksji, dodaje gazu i wyprzedza tira. Mój mąż w tym momencie już wybierał numer policji, bo kierowca ewidentnie wydaje się pijany i dość znacznie zagraża bezpieczeństwu otoczenia.

Odebrała uprzejma pani dyspozytorka, która po wysłuchaniu męża stwierdziła, że nie dysponują żadnym wolnym radiowozem. Po naleganiach męża pani zaproponowała radiowóz z miejscowości oddalonej około 35 km (już nic, że bliżej jest kilka innych miejscowości, może nigdzie nie ma wolnego radiowozu), ale wydaje mi się, chodź są to tylko moje domysły, że pijanego kierowcę należy złapać na gorącym uczynku. Jeśli zdąży wrócić do domu to, kto mu udowodni, że on pijany jechał, a nie napił się przed chwilą już w domu. A jednak na pokonanie 35 km potrzeba kilku minut.

Mąż nalega dalej (cały czas jedzie za samochodem, który porusza się slalomem i za nic ma wszelkie znaki), aż w końcu wybawienie. Jest radiowóz zaraz się skontaktują, żeby ustalić gdzie mają jechać. W momencie, gdy panowie policjanci zadzwonili do męża podejrzany kierowca zajechał pod warsztat mechaniczny. Wysiadł z samochodu, ale wciąż był na widoku. Panowie policjanci poinstruowali męża, że ma siedzieć w samochodzie, żeby przypadkiem nie wywiązała się jakaś bijatyka, oni zaraz będą. Podjechał patrol, nasz podejrzany kierowca dmucha i co się okazuje? Nie no nie jest źle, do trzech promili nie dobił, miał tylko marne tak gdzieś 2,6 promila!

Mechanik zeznał, że pana wariata – pijaka nie zna, że przyjechał on już w stanie nietrzeźwym, a od momentu, gdy wysiadł nie pił alkoholu. Mało tego pijak powiedział mu, że on tylko samochód zostawić, bo kolega (tu wskazał na samochód męża) ma go zabrać. Nie wiem, czy zorientował się, że mąż za nim jedzie, czy już był tak bardzo w innym stanie świadomości, ale taka wersję przedstawił. Policja postanowiła zabrać nietrzeźwego kierowcę, ale ten agresywnie stawiał opór i musiał przyjechać kolejny radiowóz. Męża zaproszono na komisariat w celu złożenia zeznań. Mąż zeznania składał, pan policjant wypełniał niebotyczne ilości dokumentów, jednakże męża poproszono o dostarczenie na płycie zapisu z wideo rejestratora samochodowego (oni nie mogą zgrać u siebie, bo to musi być dowód dostarczony przez świadka bez ich udziału). Mąż pojechał do sklepu, gdzie zakupił płytę, następnie do domu, gdzie na komputerze zgrał film i wrócił na komisariat dokończyć formalności.

Jak się powiedziało „A” trzeba powiedzieć „B”, trudno, wiedział, na co się piszę. Z pracy się nie wywiąże, obiadu nie zje, zmarnuje kilka (!) godzin, ale tak trzeba. I tu dochodzę do tego absurdu największego z absurdów. Mój mąż siedział na tym komisariacie, dzielny policjant produkował kolejne papiery, a co się stało z pijanym kierowcą? A no on pojechał do domu… Były dwie opcje. Pierwsza – zawieźć awanturującego się pijaka do izby wytrzeźwień (miasto swojej nie posiada, muszą korzystać z izby wytrzeźwień z miasta oddalonego o 35 km albo o 40 km). Druga opcja – pijaka odbiera ktoś z rodziny lub znajomy (nie wiem dokładnie, kto to musi być). Opcja pierwsza jest czasochłonna, więc postawiono na opcję drugą. Pijaka odebrał znajomy (znajoma? – nie wiem, aż tak szczegółowo nas nie poinformowano), który prosto z komendy zawiózł go do mechanika po odbiór samochodu! Nie, nie było z nimi trzeciej osoby, która miała prowadzić. Pan pijak i jego kolega uznali, że on ten samochód odbierze i nim pojedzie do domu.

Mechanik samochodu nie wydał, kolejna awantura, po której mechanik dzwonił na policję. I sami powiedzie, czy to nie jest absurdalne? Ale mi nasuwa się inne pytanie, co jeśli delikwent zostałby zatrzymany pod supermarketem? U mechanika samochód mógł zostać to i pewnie tam też. A wyobraźcie sobie, gdyby ten samochód stał pod taką biedronką czy innym tesco, to ten pijak prosto z komisariatu (na którym mój mąż nadal siedział i wypełniał z policjantem papierki, bo chciał zapobiec możliwemu nieszczęściu) wsiada do samochodu i tak jedzie. A dodam, że mimo kolejnej awantury, gróźb karalnych, które zaczął rzucać mechanikowi nie został zatrzymany.

Wiem, że policjanci, byli wdzięczni mężowi, wiem, że chcieli postawić wariatowi najwięcej jak się da zarzutów, żeby tak łatwo się nie wymigał (a wobec niego już toczyła się jedna rozprawa) – tak sami twierdzili. Ale gdzie są ich dobre chęci i wdzięczność w porównaniu do bezrefleksyjnego wypuszczenia człowieka zagrażającego życiu i zdrowiu od tak? I owszem nie wszystkie przepisy znam, nie wiem, z jakimi biurokratycznymi barierami mierzą się policjanci, na co dzień, może innej opcji nie było, może szkoda było radiowozu i czasu policjantów na odwiezienie kogoś do izby wytrzeźwień, może wszystkie radiowozy w tym dniu były pilnie potrzebne. Ale jak przejść do codzienności ze świadomością, że tacy ludzie będą pić dalej, jeździć dalej, bo sprawa sądowa może się ciągnąć miesiącami? A oni nawet nocy na komisariacie nie spędzą? Zagotowało się we mnie.

Czasami nie wiem, dokąd ten świat zmierza.

polskie drogi

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (204)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…