Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#80776

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedyś postanowiłem zaaplikować do pewnej cukierni, która posiada 6 punktów w Warszawie. Niby wszystko na pierwszy rzut oka w porządku - umowa o pracę, 2000 zł na rękę, rozmowa z synem właścicieli przebiegła sprawnie. Zdziwiło mnie tylko, że nikt nie pytał o książeczkę sanepidu (i tak ją miałem) skoro praca była przy ciastach a także garmażerce typu pierogi czy krokiety bo takowe w swoim asortymencie posiadają. Uzgodniliśmy, że odbędę 2 dni szkolenia w ich głównym punkcie, w którym jest większy ruch niż w tym gdzie miałem pracować, to szybciej się nauczę. Jak się tam odnajdę i praca się spodoba to podpisujemy umowę. Okej, dałem radę, dziewczyna z którą pracowałem powiedziała, że przez pierwsze 2 tygodnie ten syn właścicieli będzie ze mną siedział abym wszystko dobrze załapał. Szybko jednak zacząłem dostrzegać coraz więcej minusów tej pracy. W miejscu wypieku łazi od groma robali, tzw. "prusaków". To nic, że na podłogę po której pełzają robale spadnie komuś ciastko, nic się nie zmarnuje. Właściciele każą wciskać ludziom wszystko jak leci, mimo że ktoś wyraźnie nie chce już nic wziąć to trzeba nachalnie nagabywać. Sam wiem jakie to jest irytujące, więc robiłem to z duzym niesmakiem. No ale pocieszałem się, że będę pracował w innym punkcie gdzie właścicieli tak często nie będzie, to przynajmniej wtedy nie będę musiał się tak zachowywać.

Pierwszy dzień w nowym punkcie był jednoczesnie moim ostatnim. "Umowa" to była kpina. Wszystko w jednym egzemplarzu, w zasadzie polegało to na wpisaniu przeze mnie moich danych bo to coś nie zawierało nawet informacji o zarobkach czy zakresie obowiązków. Oczywiście nie zamierzałem podpisywać. Syn właścicieli, który miał mnie dalej szkolić położył na to całkowicie lachę, zostawił mnie samemu na kilka godzin mimo, że zapewniał iż wychodzi "na chwilę". Oczywiście poinformowałem go, że dziękuję za pracę, bo siedziało się w robocie 13 godzin, dodatkowo za frajer musiałem zostać czternastą bo musiałem sprzątać. Sprzątania nie mogę zacząć sobie kiedy chcę, tylko godzinę przed zamknięciem sklepu, a dodając do tego rozliczenie utargu, to nawet i więcej niż nadprogramową godzinę trzeba siedzieć. Synalek na wieść, że nie chcę pracować zrobił się wielce oburzony, "że on dzień przeze mnie straci, który miał zaplanowany jako wolny (a nie czasem na siedzeniu ze mną?)", i jeszcze mnie zwyzywał, że jakim prawem ja jego czas marnuję. Nie miałem zamiaru wdawać się w dyskusję, zażądałem zapłaty za przepracowany czas i na razie. Oczywiście nie miał zamiaru, a na informację, że powinien zapłacić stwierdził, że "ma to w dupie". Straszyłem go inspekcją pracy i sanepidem ale z tą drugą instytucją jego rodzice mają układy, bo w głównym lokalu pani z sanepidu przyszła uśmiechnięta pogadać z właścicielem. Generalnie mogłem wtedy iść z typem na wojnę bo ledwo się powstrzymałem aby go nie uderzyć (odwiodły mnie od tego kamery w sklepie), ale zaraz po tym zdarzeniu znalazłem lepszą pracę, więc dałem spokój. Podejrzewam, że od tego czasu do dziś nic się nie zmieniło (a trochę już upłynęło) i tylko czekam na ten moment aż ktoś z potencjalnych nowych pracowników nie wytrzyma i podpierniczy tą całą bandę do odpowiednich służb.

gastronomia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 8 (72)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…