Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80769

przez (PW) ·
| Do ulubionych
We wcześniejszej historii opisałam moją ulubioną siostrzyczkę Ankę. I znów o niej będzie.
Anka nie jest taka aspołeczna całkiem, ma przyjaciela na czterech łapach. Atosa, Tosieńka, Misiaczka. Niezdarnego, wesoło merdającego ogonkiem biszkoptowego labradora z lekką nadwagą. Idylla prawda? Otóż nie. Dlaczego?

1.Szkody.
Atos od początku demolował mieszkanie w trakcie tych nielicznych sytuacji, kiedy zostawał sam. Niby norma, dosyć charakterystyczna rzecz dla tej rasy, ale Anka w niczym nie rekompensowała strat. I mieszkanie mamy (w tym czasie pracującej za granicą), z raczej skromnego acz schludnego, zmieniło się w melinę, do której wstyd zaprosić kogokolwiek. Wykładziny w strzępach, dziury w podłogach i ścianach, o uszkodzonych meblach i sprzętach nie wspominając.

Buty też zjadał. Wyciągał je z szafki, potrafił też ukraść buta z mojej ręki, kiedy akurat go zakładałam. Na szpilki, które już i tak zdążyłam zniszczyć, machnęłam ręką, ale ulubionych 'najków' do gry w piłkę nie odpuściłam. Po wielu kłótniach i interwencjach u mamy Anka rzuciła mi stówę. A gdzie wina siostry? Umowa była taka, że jak pańci nie ma w domu, pies jest w kagańcu. A ona przecież 'była w kościele i to się nie liczy'.

2. Zachowanie.
Atos nie jest nauczony posłuszeństwa. Znaczy podaje łapę jak widzi smakołyk albo zabawkę, ale to wszystko. Mój kot też tak umie;). Tosiek podczas wizyty mojej przyjaciółki tak się ucieszył, że dziewczyna ratowała się ucieczką na krzesło. Wyobraźcie sobie pojedynek filigranowej nastolatki z dużym, ciężkim i silnym psem. Co z tego, że to radość? Nie powinien skakać na ludzi i już. Anka oczywiście pomogła mi odciągnąć psa. Zaraz po tym jak nakręciła film komórką.

3. Agresja.
Zaczęło się niewinnie. Pies przez kilka miesięcy nigdy nie zostawał sam w domu, ale po jakimś czasie pańcia poszła do pracy, ja do szkoły i pies zostawał sam z kotem. Niby było w porządku, ale raz zostałam w domu i pies czekając na panią warował przy drzwiach od toalety (nie pytajcie czemu) i przy każdej mojej próbie skorzystania z niej, Atos jeżył się, warczał i kłapał zębami. Musiałam go przekupić. Od tego czasu dostawał kaganiec. Mógł przez niego jeść i pić, ale nie mógł gryźć. Szkoda, że traktował go jako coś w rodzaju broni.

Czarę goryczy przelała Anka po ataku Atosa na moją Mamę. Pies na początku ją tolerował. Warczał, ale nie atakował, więc godziła się na to, żeby był bez kagańca. Pewnego pięknego dnia zaatakował bez wyraźnego powodu. Ugryzienie paskudne, krew się lała, a ja jakimś cudem psa zamknęłam w pokoju Anki. Jej reakcja? 'Zniszczył mi kwiatka i pogryzł bluzkę, idiotko'.

4. Podejście Anki.
'Labradory to łagodne psy z natury', więc nie trzeba ich niczego uczyć. Profesjonalne szkolenie to głupota. Lepiej agresywnego psa wiązać (na szczęście tylko latem) przy komórce. Tej zimy jest zamykany w jej pokoju, bo już nie niszczy.
Ja stanowczo odmawiam zajmowania się agresywnym psem i demonstracyjnie noszę gaz pieprzowy w mieszkaniu.

Wspominałam, że na siostrę też warczy? I szkoda psa, bo to momentami fajny zwierz, który trafił na g*wnianą panią.
Nie znam się na psach. Atos nie jest bity, wydaje mi się, że po prostu nie wie jakie zachowania są dobre, a jakie nie. Świetnie się dogaduje z kotem, z ludźmi niekoniecznie.

Ps: Pies został przyniesiony z pseudo hodowli bez powiadomienia innych domowników. Siostra uznała, że skoro w tamtym czasie w mieszkaniu na stałe była tylko ona (mama pracowała za granicą, ojczym bywał tylko z mamą tam, a ja się uczyłam w innym mieście) to psa może mieć. Ja wprowadziłam się kilka tygodni po psie, przy czym byłam w domu w każdy weekend i zajmowałam się nim.

Home sweet home

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (166)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…