Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80704

przez ~LubieCzasemMiecUrlop ·
| Do ulubionych
Parę lat temu (około sześciu) wybrałam się z mężem na krótkie, 5-dniowe wakacje nad morze do Jastarni. Akurat z naszego miasta i z powrotem mieliśmy niewielki wybór dojazdu jako osoby niezmotoryzowane. Pociąg albo... pociąg.

Pobyt w Jastarni do dziś wspominamy miło. Pogoda akurat idealna na wakacje. Ciepło, miło i bez deszczu. Pokoik był tani, lecz niejeden hotel mógłby się wzorować na nim.

Wykupiliśmy odgórnie bilety "tam i z powrotem", na całą trasę, bez przesiadek i zmian wagonów. W obie strony miejsca rezerwowane w "przedziale" (czy jak to się nazywa ten mały pokoik na 6 osób). Obydwa kursy odbywały się w nocy.

Droga do Jastarni:

Pociąg miał powiedzmy 3 części. Lokomotywa, wagony jadące na Półwysep Helski oraz wagony dojeżdżające do Trójmiasta i tam odczepiane.

Wsiedliśmy i poszliśmy do naszego przedziału. Tam matka z dwójką dzieci i troje pijących piwo (marki zwierz) studentów. Wtedy sama byłam studentką i również zdarzyło mi się pić piwo w pociągu, ale... oni po prostu byli niekulturalni w swoim zachowaniu. Bekanie jak bekanie, ale pluli na podłogę, puszczali jakiś Hip-Hop, byli mega głośno i klęli nad wyraz bardzo. A dzieciaki na oko miały jakieś 4 i 7 lat.

Sprawdziłam bilety i stwierdziłam, że to nasz przedział. Poprosiłam o ustąpienia nam miejsca, które rezerwowaliśmy. W odpowiedzi usłyszałam (ja i mój M.), że oni byli tu pierwsi. Mój M. dałby spokój i poszukałby innego miejsca (był po pracy i od razu ruszaliśmy na urlop, żeby nie tracić czasu i pewnie zasnąłby stojąc... a ich było trzech), ale przecież byłam ja.

Poprosiłam jeszcze raz grzecznie, żeby ustąpili nam miejsca, bo są zarezerwowane. Jeden z tych chłopaków (siedzący w środku po prawej, brzydki szatyn) powiedział, że ich to nie obchodzi i mają gdzieś czy są rezerwowane czy nie, bo oni tu siedzą, piją kuuuulturalnieeeee piwo i nigdzie nie idą. Cóż, ważyłam wtedy z 55 kg i miałam kiepski dzień... Powiedziałam, krzycząc, wprost: Wyp....ć, natychmiast!

Nie wiem co ich przekonało. To, że jestem nienormalna, czy to, że jestem nienormalna po nienormalnym dniu. Ten sam koleś, który pyskował powiedział, że trzeba było normalnie poprosić i uniósł ręce tak, jakbym miała zaraz wbić mu miecz gdzieś pod pachę (akurat kojarzy mi się z Wiedźminem).

Usiedliśmy w przedziale. Drzwi zamknięte. Zasłonki zasunięte. Mój M. zasnął, nawet zbytnio nie komentując (prócz tego, że znowu musiałam wyglądać jak psychopatka - taki wrodzony urok własny, który ostatnio szwankuje). Dzieciaki też zasnęły. A kobieta, która jechała z tymi dzieciakami po prostu mi podziękowała szeptem. Tylko kiwnęłam głową. Komentarz tu chyba niekonieczny. Względna cisza. Ale...

...towarzystwo, które "wyrzuciłam" rozłożyło się na końcu wagonu, bodajże 3 przedziały dalej, przy toalecie. Muzyka grała dalej. Pili dalej. Klęli dalej i palili w kiblu. Jakoś za Bydgoszczą poszłam do toalety. Jeszcze nie była zniszczona, ale w sedesie leżało kilka petów i ja... ja jako osoba paląca otworzyłam okno, bo tam zwyczajnie nie dało się oddychać. Wróciłam do przedziału. Chłopaków było słychać, ale osoba, która jest zmęczona po prostu zaśnie mimo tego stłamszonego przez drzwi hałasu i stukotu, a nawet nie obudzi się, gdyby ją okradali. Raz, chwilę po tym jak wróciłam z toalety, jeden z tych kolesi zajrzał do przedziału, że niby zostawili torbę i złapał za jedną z dwóch toreb, które miałam z moim M. postawione na półce. Od razu wstałam i ją złapałam.

- Ale to torba kolegi.
- To moja torba, a jak kolega taki odważny to niech sam po nią k... przyjdzie.

Ten wyszedł i nikt się już nie pojawił. Biletów też nikt nie sprawdzał, ale ja już starałam się nie spać do końca drogi. Poprosiłam kobietę siedzącą w przedziale, żeby dała mi znać, jak będą wysiadać. Nie musiała, bo nie zasnęłam. Co jakiś czas ktoś kręcił się przy drzwiach i zaglądał przez niedociągniętą zasłonkę. Zrobiłam trochę więcej miejsca zasłonce, żebym sama mogła widzieć kto zagląda, a zaglądały ciągle te same twarze. W pewnych momentach nawet słyszałam "ciiiii" albo "śpi?" albo "zobacz" itp.

Ta grupa jechała z nami aż do Jastarni i tam wszyscy wysiedliśmy (prócz kobiety z dziećmi, bo wysiedli wcześniej). Po drodze zdążyłam kupić w Gdańsku gorącą herbatę od babeczki "dworcowej" z wózkiem i iść drugi raz do toalety oraz przestrzec inną kobietę z małym dzieckiem przed pójściem do tej konkretnej toalety, bo tam był syf i mogiła i... jak do ciężkiej anielskiej można tak zniszczyć toaletę. Urwana deska, narzygane, pełno popiołu i papieru toaletowego na podłodze... Nie zrobiłam zdjęcia, bo bym teraz dodała bo ciężko to sobie wyobrazić w wersji "przed" i "po" w kilka dosłownie godzin. Poprosiłam też przechodzącego konduktora (nie sprawdzał biletów w tym przedziale, ale wiedziałam, że idzie, bo ludzie uciekali) o interwencję... hmm... powiedział im, żeby nie palili...

Mi osobiście byłoby wstyd, gdybym zostawiła taki syf, ale przecież to było publiczne... prawda? Wtedy współczułam osobom, którym przyjdzie to sprzątać. Kto takich ludzi wychowuje? Konduktor nie mógł zareagować? Może nie mógł, nie znam tak prawa. A od tamtego czasu zmieniło się wiele razy...

Droga powrotna:

Pociąg był o 21 z hakiem. Od razu poszliśmy do naszego przedziału i o dziwo przez większość czasu prócz nas do przedziału nikt nie wsiadał (przewinęły się ze 3 osoby na krótkich odcinkach. Jeden facet nawet pytał czy to ten przedział i sama potwierdzałam patrząc na jego bilet)... Nie było non stop chlejących osób itp. Nawet toaleta była jakaś bardziej przyjazna dla człowieka.

Podróż trwała kilka godzin. O ile wcześniej byłam niewyspana przez chamstwo ze strony klientów PKP, o tyle tym razem próbowałam spać zaczepiona ręką o drzwi do przedziału. Tak zawiesiłam sobie sznurek na rękę i na klamkę.

9.

Tyle razy sprawdzano bilety, które mieliśmy. Za każdym razem sprawdzał nas ten sam człowiek z wąsem. Bo to miał być niby zawsze "przedział dla osób pracujących na kolei". Mój M. obudził się na dwie kontrole. A ja za każdym razem pokazywałam bilety i za każdym razem potwierdzałam, że faktycznie jedziemy tam gdzie jedziemy i że to jest ten wagon i te same miejsca. A ten facet nachalnie wchodził z czajnikiem na prąd do przedziału. Nie wiem po co, bo w gniazdkach prądu nie było jak jechaliśmy kilka dni wcześniej, tak samo teraz. Jak o tym piszę to tak sobie myślę: może szukał działającego gniazdka? Nie wiem.

Z tego wyjazdu żałuję tylko, że tego konduktora z poprzedniego akapitu nie było w drodze do Jastarni. Może wtedy ta historia wyglądałaby inaczej. Spokojniej. I nie spaliłabym się śpiąc na kocyku pierwszego dnia nad morzem...

PKP wakacje morze Jastarnia

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (165)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…