Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80376

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po urodzeniu (a może i wydobyciu, jak kto woli) córeczki, musiałyśmy zostać dłużej w szpitalu.
Krótkie piekielności w czasie naszego pobytu tam:

Część I -> Kochany Personel.

1. Podejście położnych/lekarza do tematu.
Córcia moja owinęła się pępowiną, więc cesarka była tu konieczna. Po USG które to pokazało, kazano mi się spokojnie spakować na porodówkę. No to dobrze pakuje się spokojnie, a tu jak nie wpadnie położna z rykiem:
- Pani Rossołkowaaaa! No co pani robi?! Za 15 minut cesarska! Szyyyyybciej!!!!

Tak. Bardzo to pomogło.
Matką jestem młodą, pierwsze dziecko, a tu taki numer, wiadomo strach. Łezki poleciały. Dzwonię do partnera i proszę by przyjechał. I znowu urocza położna:
- Cyrki robić przestanie. Nic się nie dzieje. Nie trza dzwonić.

Szczerze mówiąc to obchodzono się ze mną jak z kłodą.
Później lekarz wesolutko oznajmił mi, że były komplikacje. Na pytanie jakie, uzyskałam prostą odpowiedź:
- No poważne. Ale co ja będę mówił. Pani się nie zna. Do widzenia.

2. Smoczek.
Jako, że dziecko moje było troszkę niespokojne, a i ja wypoczęta nie byłam, postanowiłam wypróbować niezawodny uspokajacz niemowlęcia - smoczek. Chciałoby się rzec, moje dziecko, moja decyzja. Otóż nie.
"Pani to wyjmie, toć to małej zaszkodzi!"
"Kto to widział to podawać dziecku! Zgryz sobie skrzywi i szczerbata będzie!"
"Młoda jesteś to ty nie wiesz. Od smoczka to będzie problem z gryzieniem pokarmów!"

No i hit nad hitami.

"Oooo smoczek. Ja widzę, że pani chce żeby dziecko żółtaczki dostało. Bo od smoczków dostają.

Tak. Córa faktycznie żółtaczki dostała, ale litości, od smoczka?
Gdybyście tylko widzieli radość tej pielęgniarki, jak ta żółtaczka się pojawiła...

3. Kradzieże.
Wiadomo, kobieta chce wyglądać ładnie niezależnie od sytuacji.
Specjalnie do szpitala kupiłam szlafrok i koszulę nocną, które....
Wyparowały w trakcie przenoszenia na inną salę.
Pytałam ja - nigdzie nie ma.
Pytał partner - odczep się pan, nie ma.
Pytali rodzice - nie ma, nie ma, nie ma i nie będzie.
W końcu trafiła mi się naprawdę świetna pielęgniarka, która załatwiła sprawę w 10 minut.
Tak więc co się stało z rzeczami?
W trakcie ich przenoszenia, któraś z położnych uznała że to rzeczy bezpańskie. No a że ładne, to sobie wzięła, no bo czemu nie?

Na koniec dopowiem tyle. Na 7 dni pobytu na oddziale noworodkowym trafiłam może na 5 czy 6 naprawdę fajnych położnych/pielęgniarek. Reszta zachowywała się tak jakby im pacjentki połowę rodziny zamordowały.

Ciąg dalszy nastąpi...

Szpitalne historie I

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (181)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…