Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#80134

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiem krótko o dwóch piekielnych wymysłach brytyjskich* planistów miejskich. Nie jest to oczywiście jakaś straszna piekielność, ale gdy człowiek codziennie idąc do pracy natrafia na takie durne rozwiązania, które nic nie wnoszą poza niepotrzebnymi utrudnieniami i spadkiem bezpieczeństwa, to jest to mocno irytujące.

1) Przejścia w literę Z. Polega to na tym, że żeby przejść przez dwujezdniową ulicę, musisz najpierw przejść przez jedną jezdnię, następnie przejść spory kawałek w bok na wysepce, i dopiero wtedy możesz przejść przez drugą jezdnię. Najczęściej przejście na wprost uniemożliwiają wysokie barierki.

Zapewne w zamyśle geniusza, który to wymyślił, ma to spowodować, że ludzie będą przechodzić przez ulicę na dwie tury i zwiększy się bezpieczeństwo. Tymczasem faktyczny efekt jest taki, że tam gdzie nie ma dużego ruchu ludzie przechodzą na czerwonym, a tam gdzie jest, kto może, ten przebiega. Czyli spadek bezpieczeństwa. A ci nieliczni, którzy nie są w stanie przebiec... cóż, mieszkam przy bardzo ruchliwej ulicy, gdzie na zielone czeka się niemal 2 minuty, a trwa ono 10 sekund**. Czyli ktoś mniej sprawnie ruchowo potrzebuje prawie 10 minut tylko po to, żeby przejść na drugą stronę ulicy do sklepu i z powrotem.

Przypomniało mi się, jak w Krakowie ludzie robili problem, bo przez Plac Inwalidów nie dało się przejść na zielonym jednym rzutem. Tylko, że na Placu inwalidów dystans do pokonania dla pieszych to 48 metrów. Na skrzyżowaniu, o którym mowa dystans w prostej linii to jedynie 28 metrów, no i nie jeżdżą tramwaje*** ani nic takiego. Więc nie ma żadnego powodu, dla którego nie dałoby się wydłużyć zielonego do 15 sekund. Ba, nawet w te 10 sekund by się dało normalnie przejść, gdyby nikt nie wpadł na świetny pomysł, by to ludziom utrudnić!

2) Sygnalizacja świetlna przed przejściem dla pieszych tylko dla samochodów. Nie wiem, co za geniusz wpadł na to, żeby w ten sposób zaoszczędzić miastu trochę pieniędzy. Dochodzę do przejścia, przed którym stoją samochody i nie mam pojęcia, kiedy zapali im się zielone. Kilka razy miałem sytuację, że właśnie robiłem krok na przejście, gdy kierowcy włączyło się zielone i postanowił ruszyć nie patrząc na mnie - bo przecież on ma zielone!

Gdy na przejściu w ogóle nie ma świateł, wiesz, że kierowca patrzy, czy nie idą piesi i powinien ustąpić im pierwszeństwa. Tymczasem gdy tylko kierowca ma światła, to mając w pamięci zasadę ograniczonego zaufania wiem, że może się zdarzyć tak, że będzie miał zielone i albo się zagapi, więc nie spojrzy, czy idę, albo pomyśli, że powinienem wiedzieć, że on ma zielone i przecież nie wejdę na pasy.

A co jeśli dochodzę do przejścia i w tym samym momencie dojeżdża do niego samochód? Ma czerwone i się zatrzyma? Czy ma zielone i będzie jechać? Dla mnie to jest loteria, bo ktoś postanowił trochę zaoszczędzić.

Zresztą, nie jeżdżę samochodem, ale podejrzewam, że dla kierowców też to rodzi problemy, jeśli nie mają pewności, że piesi będą zachowywać się przewidywalnie, bo nie wiedzą, jaka jest sytuacja na przejściu...


* Spotkałem się z nimi tylko w UK, ale oczywiście może to nie być jedyne takie miejsce.

** Kiedyś czekałem na jedzenie z baru i mi się nudziło, to zmierzyłem stoperem.

*** Oficjalnym wytłumaczeniem, dla którego na Placu Inwalidów światła palą się zbyt krótko, żeby dało się przejść przez ulicę jednym rzutem było to, że jeździ tam dużo tramwajów i robiłyby się korki.

Miasto ulica

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (67)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…