Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80086

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytam sobie tę stronę od dłuższego czasu i pomimo, że piekielne sytuacje mi się przytrafiają, to nigdy nie poczułam by historia była na tyle wyjątkowa (tj. psująca mi krew), żeby ją tu zamieścić.

Aż się stało....
Wiecie co ostatnio robiłam?
Siedziałam w szpitalu przy akompaniamencie krzyków i gróźb moich rodziców i pracodawcy...

A czemu?
Bo spotkałam debila... ale po kolei. W każdym razie tak jak umiem, bo wciąż mną miota.

Jestem studentem konserwacji i w ramach potrzeby zarabiania pieniążków znalazłam sobie pracę przy odnowie starego budynku ceglanego pod pewnym dużym polskim miastem.
Robota żmudna, męcząca, fizyczna, ale i bardzo satysfakcjonująca, w każdym razie dla mnie.

Przechodząc do właściwej akcji:
Przyszło mi zaspoinować i pomalować najniższe glify, co w tłumaczeniu na ludzki język oznacza, że musiałam stanąć na zewnętrznym parapecie, zasłonić szyby i sam parapet folią, i powypełniać dziury w zaprawie, a tam gdzie już jest to zrobione pomalować spoiny farbą. Co ważne, budynek ma około półtora-metrowy cokół więc najniższy rząd okien znajduje się dość wysoko.
Jesteśmy uprzedzeni, że w budynku pracują i mieszkają ludzie, więc staramy się im nie przeszkadzać, a poza tym malowanie na wysokości, na parapecie pokrytym folią nie jest sytuacją komfortową, więc ostrożnie i starannie, ale się uwijam.

Widocznie jednak musiałam komuś cholernie przeszkadzać, bo w trakcie gimnastyki z farbką i pędzlem około 3 metry nad ziemią okno nagle się otworzyło i nastoletni chłopaczek gwałtownie się przez nie wychylił i wrzasnął "BUM MADAFAKA!!!"
Jak łatwo przewidzieć, odruchowo się cofnęłam i poślizgnęłam na folii. Udało mi się złapać rusztowania, ale nie byłam w stanie powstrzymać uderzenia w nie czołem.
Krew się leje, koleżanka, która mnie asekurowała w krzyk. Zbiega się ekipa, ściągają mnie na parter. Ostatni przybiega szef, a że ja z szoku się rozpłakałam, usłyszał historię od koleżanki. Poczerwieniał, dopytał, o które dokładnie okno chodziło i poleciał "wytłumaczyć" chłopakowi, czemu nigdy więcej nie powinien tak robić.

Tymczasem, koledzy zatelefonowali po karetkę, która odwiozła mnie na SOR, a tam od dziesiątej rano sprawdzali, czy nie mam przypadkiem wstrząsu mózgu. Jakby problemów było nie dość, moi rodzice wpadli do szpitala jak huragan i nie do końca zorientowani w sytuacji zaczęli drzeć się na mojego szefa, który dołączył do mnie, jak tylko stało się jasne, że nikt mu nie otworzy. Zostałam na noc na obserwację, ale miałam jeszcze gości w osobach dwóch policjantów.

Wróciłam do domu jakieś cztery godziny temu i... myślę.
Nie mogę przestać myśleć o tym, że miałam niesamowite szczęście w tysiącach aspektów.
A gdybym się nie złapała i polecała z trzech metrów na twarz? Albo jeszcze po drodze rąbnęła w ścianę? Walnęła głową w skrzynkę na narzędzia, która była na ziemi? A co gdybym nabiła się okiem na drut wystający z rusztowania (a brakowało centymetrów... a tak mam "tylko" rozciętą skroń)?
Mogłam się zabić, bo jakiś idiota stwierdził, że jego idiotyczny pomysł jest zabawny?

Jutro tam wracam i będę dobijać się do tych drzwi, aż mi ktoś otworzy.

praca

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (213)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…