Historia o piekielnej urzędniczce, przypomniała mi sytuację, jak z mamą składałyśmy wnioski o alimenty z MOPS.
Generalnie sprawa zawsze wyglądała tak że prócz wniosku, zawsze trzeba było mieć tonę papierów, kser itp. Wymagane było, aby dostarczyć zaświadczenie od komornika, że egzekucja jest nieskuteczna i za każdym razem odpis wyroku alimentacyjnego, coś w tym tonie.
Ja miałam sprawę u innego komornika, siostry u innego. I o ile ten drugi nie robił problemów, o tyle pierwszy stwierdził, że mają umowę z MOPS o tym, że mają sobie te wyroki wyciągać z archiwum, bo oni nie będą co rok wydawać, bo wyrok się nie zmienia, o ile rodzic nie podniósł/obniżył alimentów.
Uzbrojone w tą wiedzę oraz stos papierów idziemy na pewniaka składać wnioski. A tam zonk. Trafiłyśmy do wstrętnej starej baby, która stwierdziła że tak łatwo nie będzie. Oczywiście doczepiła się do braku wyroku od komornika. Tłumaczymy, że komornik powiedział że nie, że mają w archiwum te wyroki itp itd. Baba że nie, wyrok musi być, koniec kropka.
Cóż, idziemy do komornika, prosić o wydanie tego świstka. Pamiętam, że miałyśmy albo oryginał tego wyroku przy sobie, albo wydaną kopię z zeszłego roku. Cóż, komornik w zaparte, nie wydają i koniec. Wybłagałyśmy żeby nam chociaż przystawiły pieczątkę, że zgodne z oryginałem, bo nam prukwa nie przyjmie. Udało się, powrót, z modlitwą na ustach żeby jej ta pieczątka wystarczyła. Babsko pokręciło nosem, ale świstek przyjęła.
Ale ale, kolejny problem. Bo mama ma inne nazwisko, a ja mam inne, widziała wyrok rozwodowy więc pyta o co chodzi. Mama tłumaczy, że po rozwodzie wróciła do panieńskiego nazwiska, u mnie nie wiedziała że może, to zostałam z nazwiskiem po ojcu. Babsko więc mówi, że potrzebne zaświadczenie z USC o zmianie nazwiska. Oczy nam prawie wypadły z oczodołów, bo jak matuala składała te wnioski od przeszło 10-ciu lat, tak zaświadczenie nie było nigdy potrzebne. Chyba już nie miała się do czego doczepić, to szukała dziury w całym.
Straciłyśmy pół dnia na coś, co powinno zająć góra pół godziny. I to nie my jedne miałyśmy problemy akurat z tą urzędniczką. Dawała się we znaki wszystkim, którzy do niej trafili. Ot, taka upierdliwa się trafiła.
Generalnie sprawa zawsze wyglądała tak że prócz wniosku, zawsze trzeba było mieć tonę papierów, kser itp. Wymagane było, aby dostarczyć zaświadczenie od komornika, że egzekucja jest nieskuteczna i za każdym razem odpis wyroku alimentacyjnego, coś w tym tonie.
Ja miałam sprawę u innego komornika, siostry u innego. I o ile ten drugi nie robił problemów, o tyle pierwszy stwierdził, że mają umowę z MOPS o tym, że mają sobie te wyroki wyciągać z archiwum, bo oni nie będą co rok wydawać, bo wyrok się nie zmienia, o ile rodzic nie podniósł/obniżył alimentów.
Uzbrojone w tą wiedzę oraz stos papierów idziemy na pewniaka składać wnioski. A tam zonk. Trafiłyśmy do wstrętnej starej baby, która stwierdziła że tak łatwo nie będzie. Oczywiście doczepiła się do braku wyroku od komornika. Tłumaczymy, że komornik powiedział że nie, że mają w archiwum te wyroki itp itd. Baba że nie, wyrok musi być, koniec kropka.
Cóż, idziemy do komornika, prosić o wydanie tego świstka. Pamiętam, że miałyśmy albo oryginał tego wyroku przy sobie, albo wydaną kopię z zeszłego roku. Cóż, komornik w zaparte, nie wydają i koniec. Wybłagałyśmy żeby nam chociaż przystawiły pieczątkę, że zgodne z oryginałem, bo nam prukwa nie przyjmie. Udało się, powrót, z modlitwą na ustach żeby jej ta pieczątka wystarczyła. Babsko pokręciło nosem, ale świstek przyjęła.
Ale ale, kolejny problem. Bo mama ma inne nazwisko, a ja mam inne, widziała wyrok rozwodowy więc pyta o co chodzi. Mama tłumaczy, że po rozwodzie wróciła do panieńskiego nazwiska, u mnie nie wiedziała że może, to zostałam z nazwiskiem po ojcu. Babsko więc mówi, że potrzebne zaświadczenie z USC o zmianie nazwiska. Oczy nam prawie wypadły z oczodołów, bo jak matuala składała te wnioski od przeszło 10-ciu lat, tak zaświadczenie nie było nigdy potrzebne. Chyba już nie miała się do czego doczepić, to szukała dziury w całym.
Straciłyśmy pół dnia na coś, co powinno zająć góra pół godziny. I to nie my jedne miałyśmy problemy akurat z tą urzędniczką. Dawała się we znaki wszystkim, którzy do niej trafili. Ot, taka upierdliwa się trafiła.
urzędniczka
Ocena:
128
(166)
Komentarze