Rozumiem, że małe zwierzaki są uważane za wyjątkowo urocze, ale nawet na rękach właściciela nie stają się własnością publiczną.
Dwadzieścia minut w komunikacji miejskiej i od razu: zachwycająca się starsza kobieta musiała opowiedzieć o swoich zwierzakach i pomiętosić (głaskaniem tego nie nazwę) mojego (bez pytania o zgodę oraz zwracania uwagi na fakt, że przerażony zwierzak od niej ucieka), madka z dzieckiem (madka od razu z łapami, dzieciak też chce), a na koniec jakaś laska, która szła w przeciwnym kierunku, ale i tak uznała za konieczne zaczepianie zwierzaka.
Jedynie jakąś małą dziewczynkę wspominam miło - też zobaczyła sierścia, ale ograniczyła się do "o, jaki słodki! Jak ma na imię? Mamo, też kiedyś będę takiego mieć.".
Dwadzieścia minut w komunikacji miejskiej i od razu: zachwycająca się starsza kobieta musiała opowiedzieć o swoich zwierzakach i pomiętosić (głaskaniem tego nie nazwę) mojego (bez pytania o zgodę oraz zwracania uwagi na fakt, że przerażony zwierzak od niej ucieka), madka z dzieckiem (madka od razu z łapami, dzieciak też chce), a na koniec jakaś laska, która szła w przeciwnym kierunku, ale i tak uznała za konieczne zaczepianie zwierzaka.
Jedynie jakąś małą dziewczynkę wspominam miło - też zobaczyła sierścia, ale ograniczyła się do "o, jaki słodki! Jak ma na imię? Mamo, też kiedyś będę takiego mieć.".
komunikacja_miejska
Ocena:
128
(170)
Komentarze