Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79921

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zastanawiam się...

Zastanawiam się i postanowiłam spytać Was, co Wy o tym myślicie.

Ostatnio było trochę historii na temat życia pewnych ludzi na koszt Państwa (czyli podatników). Chciałam dorzucić jeszcze jedną – dość symboliczną.

Alina miała 18 lat, gdy urodziła synka. Była w klasie maturalnej. Maturę zdała, można powiedzieć, z synkiem „przy piersi”. Po maturze zrobiła sobie rok przerwy w nauce z uwagi na dziecko. Utrzymywali ją rodzice, którzy rozwiedli się dosłownie chwilę przed jej porodem – mama, z którą mieszkała i która pomagała jej w opiece nad synkiem i tata, który płacił jej alimenty – do jej rąk, z uwagi na jej pełnoletność. Nie było sprawy sądowej o alimenty – dla ojca było rzeczą oczywistą, że ma obowiązek pomagać swojej córce, dopóki ona się uczy. Uwzględnił roczną przerwę w edukacji – sytuacja była taka a nie inna – i zadeklarował kwotę 500 zł miesięcznie pod warunkiem, że córka po roku przerwy podejmie edukację na stopniu wyższym.

Ojciec synka Alinki okazał się „niebieskim ptakiem”, zatem po przeprowadzeniu stosownych procedur sądowo-administracyjnych, Alina uzyskała alimenty na synka z Funduszu Alimentacyjnego w kwocie 500 zł (to chyba kwota maksymalna, jaką można uzyskać w takiej sytuacji).

Miała zatem dochód w wysokości 1000 zł – na siebie i dziecko – oraz utrzymanie u mamy.

Po roku Alinka dotrzymała słowa danego swemu ojcu i zapisała się na studia. Niewymagający, mało popularny kierunek. Wystarczyło bywać od czasu do czasu na zajęciach i mieć minimum wiedzy, żeby je ukończyć.

Gdzieś około 4 roku jej studiów wszedł w życie program 500+. Nasza Alina zatem – z uwagi na fakt bycia samotną, studiująca matką – załapała się na niego i jej dochód wyniósł już do 1500 zł miesięcznie.

Alina skończyła studia i obroniła pracę magisterską. Miała wówczas 26 lat. Z tej okazji otrzymała od swego ojca prezent – 2000 zł (jednorazowo). Jednocześnie jednak ojciec uznał, że nie jest już zobowiązany do płacenia alimentów, ponieważ córka zakończyła edukację. Zadeklarował jednak, że dopóki nie znajdzie ona pracy – będzie wciąż dawał jej pieniądze – 300 zł miesięcznie.

Przechodzę do clou piekielności – Minął rok od czasu ukończenia studiów. Alina ma teraz 27 lat. Mieszka w dość dużym mieście, gdzie nie ma żadnych problemów z uzyskaniem zatrudnienia – pod warunkiem jednakże, że ktoś chce pracować. Nie znam zupełnie przepisów, rządzących wypłatą z Funduszu Alimentacyjnego oraz zasiłkiem 500+ na pierwsze dziecko (bo nigdy mnie to nie dotyczyło), ale Alina twierdzi, że gdyby podjęła pracę na etat za minimalną 2000 brutto – zostałaby obu tych świadczeń pozbawiona.

Nasza mądrala zatem wykoncypowała sobie, że .... nie opłaca jej się pracować! Bo tak: praca (nie w jej zawodzie, ale taka, którą mogłaby bez kłopotów wykonywać) na etat za minimalną krajową da jej dochód w wysokości 1459,48 zł netto (2000 zł brutto ). Ponieważ jej dochód w chwili obecnej to 1300 zł - 500zł z Funduszu Alimentacyjnego + 500 zł z programu 500+ oraz 300 zł od ojca, Alinka osądziła, że za 159,48 zł (tyle wyniosłaby różnica pomiędzy zasiłkami a płacą) nie opłaca jej się rano wstawać z łóżka!

Rozmawiałam z nią kilka dni temu. Pytałam, czy patrzy tylko na pieniądze. Czy nie ma dla niej żadnego znaczenia nabycie doświadczenia zawodowego, którego kompletnie nie ma? A co z przyszłą emeryturą? Przecież wszystkie te świadczenia, które otrzymuje, są tylko czasowe (zwłaszcza pomoc finansowa od ojca). Czy nie jest to warte poświęcenia wygody życia na zasiłkach?

Do Aliny nie dociera. Ona liczy pieniądze – tu i teraz. Ma pieniądze darmo, bez wysiłku – a zostanie jej to odebrane, gdyby poszła do pracy.

Jakie jest Wasze zdanie?

Życie na zasiłkach

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (217)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…