Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78706

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historii o dzieciach tutaj dużo, a więc dorzucę swoją.
Już tutaj podobne widziałam, ale co tam - to chyba świadczy o autentyczności...
Nie odbiegajmy jednak od meritium.

Jeden z moich wielu kuzynów ma synka. Nic nadzwycajnego samo w sobie, ale bardziej niecodzienne jest to, że dziecko - jeśli nie ma ojca w pobliżu - wszystko może.
A raczej mogło, ale dlaczego nastąpiły zmiany, opowiem za chwilę.

W czasach liceum plastycznego spędzałam niemalże całe dnie poza domem. Lekcje potrafiły trwać do 18tej (od 8mej), a potem jeszcze zajęcia dodatkowe na skończenie prac (Prac robionych w szkole nie wolno nam było z jakiegoś powodu brać do domu). Znalezienie się w mieszkaniu o godzinie 16tej było błogosławieństwem.
Podczas jednego takiego wczesnego powrotu zastałam cioteczkę zaśmiewającą się przy kawce z moją babcią. Poiformowały mnie, że syn kuzyna bawi się w moim pokoju.
Mój mózg po całym tygodniu (był piątek) i minionych dziewięciu godzinach w szkole się wyłączył, więc niczego złego nie podejrzewając, poszłam się rozpakować.

Otworzyłam drzwi do pokoju i stanęłam z rozdziawionymi ustami.
Kiedy rano wychodziłam zostawiłam w miarę ogarnięte miejsce.. Zastałam scenę z Apokalipsy.
Dzieciaczek niepilnowany przez nikogo dosłownie zniszczył mój pokój. Zwięzła lista jego dokonań w trakcie 2ch godzin(!):

- połamane wszelkie rodzaje kredek i ołówków. Nie. Nie upuszczone i połamane w środku - połamane na kawałki, które walały się po dywanie
- no właśnie, dywan... Dziecior wylał na niego wszystkie odczynniki plastyczne, jakie miałam: olej lniany, terpertyna, werniks, odczynniki do wywołynia zdjęć ... Na łóżko też (Wszystko zamknięte w oznaczonych butelkach z wielkim czerwonym napisem "Toksyczne", coby nie było wątpliwości co to jest, w szafce wysoko ponad zasięgiem wtedy mojego trzyletniego brata - mądrala podstawiła sobie stołek - mój brat i tak by nie dostał. Wszystko potraktowane tymi wspaniałościami było wynoszone i wykonywane na balkonie lub w piwnicy)
- rozkruszone pastele wsmarowane w łóżeczko braciszka
- plótna pocięte nożykiem do papieru
- potargane lub poplamione rysunki
- zawartość farb wyciśnięta do puszki z zaprawą malarską (Nie, tego już się nie dało używać)
- komoda pomazana farbami olejnymi
- pomazana pisakami ściana
- plama z farby akrylowej na suficie!! (Nie musicie w to wierzyć, ja nawet zdrapując tą farbę nie wymyśliłam jak to zrobił)
- woda do czyszczenia pędzli do spółki z colą wylana na laptop i ksiązki (Trzymałam na wierzchu, choć wysoko, żeby były pod ręką, w końcu były bezpieczne... Ta, chyba przed moim bratem, który wolał swoje zabawki i rozumiał, że mojego komputera się nie rusza choć był 2 lata młodszy...)
- powyrywane włosie z pędzli
- powyrywane kartki z książek

Zanotowałam to dosłownie w ciągu sekundy, by w ciągu następnej dostrzec tego małego gnojka, jak siedzi na środku tego Armagedonu i szpilką maltretuje chomika...
Miałam ochotę go zabić (gówniarza, nie chomika), jak Boga i szatana kocham.
Po prostu złapać za gardło i wyrzucić z piątego piętra przez zamknięte okno.
Zamiast tego walnęłam plecak prosto w kałużę terpentyny, odebrałam mu chomika, którego odłożyłam do klatki upewniwszy się, że nie stała mu się krzywda. A na histeryczne pretensje smarkacza zrobiłam to, co mój tata miewał robić, gdy byłam niegrzeczna jako dzieciaczek - tylko tak z 50 razy agresywniej. Lanie.

Złapałam jedną z niewielu rzeczy, które ocalały z tej anihilacji - metrową metalową linijkę do rysunków technicznych - chwyciłam dzieciaka za kark i przełożywszy sobie przez kolano, sprałam solidnie, aby popamiętał na całe życie.
Babcia z Ciotką nade mną krzyczały, szarpały, żebym gówniarza puściła, ale ostatecznie wkurzyły mnie jeszcze bardziej i jak na co dzień mam sporo cierpliwości, tak wtedy okrzyczałam (i zwyzywałam, czego jednak się wstydzę) również je.

Wzajemne przekrzykiwanie się nasiliło, kiedy wrócił mój tata z bratem z przedszkola. Zobaczywszy tę katastrofę ryknął na ciotkę, babci kazał się nie wpier...ć, bo to po części jej wina, a potem zadzwonił po kuzyna (swojego brata). Ten, jak zobaczył co się stało, najpierw wlał synowi, przy akompaniamencie krzyków ciotki, którą później sam owrzeszczał z góry na dół. W tym czasie do domu przyszła jeszcze moja mama i aż przysiadła, kiedy stanęła oko w oko ze zniszczeniami. Mój brat w płacz, ja też - kilka lat pracy zamieniło się w strzępy. No cyrk, a nie dom.

Ostatecznie, kiedy wszyscy dorośli wzięli po kielichu na uspokojenie, zasiedliśmy do komputera taty (bo mój zniszczony), co by wycenić szkody. O tym, że ciotka burczała, że po luj mi takie drogie pisaki i kilka rodzajów kredek, albo , że na takim śmierdzącym terpentyną i odczynnikami do wywoływania zdjęć łóżku można spać etc. etc. nie będę się rozpisywać.
Wyszło kilka tysięcy złotych, co wujek skończył oddawać ledwo pół roku temu. Choć naprawdę muszę mu oddać, że świetny z niego facet, pokrył wszystkie koszty włącznie z remontem i ratami za laptop. Złoty chłop.

A podsumowanie jest takie, że chomik przez długi czas bał się ludzi, a pokój wymagał remontu i nowych łóżek. Laptop poszedł do kolegi, który na szczęście był w stanie uratować trochę zawartości dysku. W szkole musiałam gęsto się tłumaczyć z braku prac, a skompletowanie ponownie całego arsenału narzędzi trwa do dziś.


Z trochę lepszych wiadomości można napisać, że wujek zainteresował się bardziej synem (rychło w czas...) i po kilku poważnych i ponoć głośnych rozmowach z ciotką, ona też zaczęła zwracać uwagę na jego zachowanie. Mały mnie bardzo nie lubi i odtąd nie pojawiają się u nas w domu. Nie żal mi. I odczuwam wręcz sadystyczną satysfakcję z tego, że wbiłam mu do tej pustej głowy, że czyny mają swoje konsekwencje.

A puenta?
Nie bójcie się wymierzać swoim dzieciom kar, kiedy robią źle. To im nie zaszkodzi.

Chaotycznie to wyszło, ale do dziś mnie nosi na samo wspomnienie.

rodzinka

Skomentuj (101) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 456 (532)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…